Kryjówkę mamy w Novigradzie. Tylko tyle zdążył powiedzieć jeniec. Potem nadeszły kłopoty. Coś, bo trudno było inaczej opisać owo stworzenie, błyskawicznie pochwyciło zmaltreowanego więźnia i jednym kłapnięciem szczęk rozpołowiło go. Krew zabryzgała wszystko naokoło, łącznie z ubraniem Shimka, który stał i gapił się na całą sytuację z rozdziawioną gębą.
Potwór nie zadowolił się świeżym kąskiem. Nie wiadomo po co zwalił się na pokład i ruszył atakować żywych ludzi. Kurwa, przecie to sprzeczne z naturą - pomyślał Bort, jakby samo istnienie owego stwora, z tą naturą sprzeczne nie było. Nim zdążył cokolwiek zrobić, na pokładzie zapanował chaos.
Samozwańczy, po śmierci Speiriga, dowódca - Conor, zaczął strzelać do potwora. Inny z najemników wziął się za ratowanie jeńca. Ktoś krzyczał, ktoś klął. Jednooki i marynarz o gębie przygłupa ruszyli na bestię z bronią dystansową. Shimko ustąpił im miejsca. Wiedział, że jego miecz na nic się nie zda w walce z takim przeciwnikiem. A poza tym był jeszcze wiedźmin. W końcu mógł wykazać swoją przydatność i rozprawić się z potworem.
W każdym bądź razie Shimko, starając się utrzymać równowagę na dygoczącym pokładzie cofał się, nie podejmując walki. W przypadku, gdyby potwór znalazł się blisko niego miał zamiar odcinać się mieczem i tak nie mając większych szans w starciu z potężnymi szczękami żagnicy. |