W końcu ten, jeszcze nienaruszony, pirat zaczął gadać. Ragnar nie lubił kapusiów więc obnoszenie z piratem było o wiele brutalniejsze niż z tym, który pilnując swojego interesu nie powiedział nic. Swym prostym, dwupłatowym mózgiem brodacz przetrawił otrzymane informacje. Były one przydatne, ale nadal stawiając się w położeniu papli stwierdzał, że nie powiedziałby nic. Ale on by nie był na tyle głupi aby stawać takiej twardoryjnej kompanii na drodze...
Przesłuchanie miało zacząć się na dobre, ale w pewnym momencie Miszkun usłyszał tuż nad swoją głową mlaśnięcie. Pewnie powiedziałby "smacznego" gdyby nie fakt, że coś właśnie wpierdoliło tę bardziej przydatną połowę pirata. Każdy musi jakoś umrzeć, ale w walce z czymś takim to już nieporozumienie. Widząc jak coś nieokreślonego kształtu znika pod wodą krasnal wyciągnął topór i tarczę. Jak zwykle nałożył na siebie kolczy kaptur, który pewnie dla większości potworów będzie niczym okazały płat sałaty doprawiający jego owłosiony czerep.
- Normalnie bym się nie nadawał, ale skoro mowa o jajach to posiadam dwa solidne. - zakrzyknął brodacz uderzając mahakamskim orężem w tarczę.
Z miejsca, gdzie leżało pół pirackiego ciała krasnal się usunął. Nie dlatego, że się bał czy coś, ale po to aby zaatakować w momencie, gdy jedna z macek będzie na maksymalnym dla siebie zasięgu. Maksymalny zasięg oznacza małą zwrotność i rozciągnięte włókna mięśniowe, czy jakie pieruny to gówno ma, a co za tym idzie jego topór posieka to w drobny mak. Taka była teoria. Czas przejść do praktyki! |