Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 23:27   #31
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Wesser starał się stłumić swój krzyk, choć wychodziło mu to nienajlepiej. „To niedobrze tak hałasować w lesie”, pomyślał zmartwiony i nawet zawstydzony, gdy już otrzymał pomoc. Spojrzał nieco łaskawiej na młodziana, który mu jej udzielił, i wysłuchał jego rady dotyczącej obiektu modłów.
– Sigmar jest dobry na wszystko – odparł. – Gdyby chciał, bym umarł, to już i tak byłbym martwy. Ale dziękuję za pomoc.

Stęknął, podnosząc się z ziemi. Straciwszy ucho, postanowił nieco się wycofać, choć wciąż zamierzał towarzyszyć pozostałym, teraz mając nawet większą motywację, by dorwać tych bandytów. Dotknął delikatnie bandaża w miejscu rany i westchnąwszy, ruszył w stronę drogi, gdzie gromadziła się reszta. Żarcików krasnoluda wysłuchał z krzywym uśmiechem.
– Rzeczywiście bogowie zdają mi się sprzyjać. Choć nie obraziłbym się, gdyby mi sprzyjali o cal bardziej.

Zaraz spoważniał, gdy spoważniali jego towarzysze. Wysłuchał teorii młodego cyrulika czy też medyka i nie mógł się nie zgodzić, choć zaskoczyło go stwierdzenie, co prawda odrzucone, że za tym atakiem mogliby stać zwierzoludzie. Nie sądził również od samego początku, aby był to napad rabunkowy.

– Ja też nie myślę, że to była zwyczajna grabież. Nie sądzę także, aby to było porwanie dla okupu albo tego rodzaju sprawa. Ludzie są zdolni do okropnych rzeczy i czasami ich czyny nie są powodowane żadną logiką, a li szaleństwem.

Hugonowi przypomniała się pewna historia i chciał ją opowiedzieć jako przykład, lecz najpierw upewnił się, że w ogóle ktokolwiek go słucha.

– Przed paru laty znaleziono w altdorfskim rynsztoku młodą kobietę. Nie żyła, lecz ciężko było stwierdzić, kto lub co ją zabiło. Na pewno została pogryziona – strasznie to wyglądało, wszędzie krew, strzępki ciała… Lecz coś tam nie pasowało. Wszyscy stwierdzili, że to musiała być sprawka zwierzęcia, najpewniej grupy na pół zdziczałych psów, jakie czasami można napotkać w niektórych dzielnicach miasta. Ja jednak w to nie wierzyłem. Czemu nigdy wcześniej nie przydarzyło się coś takiego – to znaczy, jeśli nawet kundle kogoś pogryzły, nie wyglądało to w ten sposób – i czemu, jak mi się zdawało, najbardziej okaleczoną częścią ciała były piersi? Czy nieświadome zwierzęta są zdolne do takiej dewiacji? Raczej nie.

Nic jednak nie mogłem zrobić, a tymczasem, w parę tygodni później, nastąpił kolejny atak. Ofiarą również była młoda dziewczyna, miała podobne obrażenia... Tylko że tym razem znalazł się świadek, który widział zdarzenie. To był jakiś pijak, który twierdził, że na dziewczę napadło wielkie stworzenie o zwierzęcym futrze, błyszczących ślepiach, wyjące złowieszczo – lecz mające ludzką, choć przygarbioną, posturę. Oczywiście zaraz rozeszła się plotka, że wilkołak grasuje po mieście, a mnie wciąż to nie przekonywało. No bo czy kto kiedy widział wilkołaka w mieście? Jeśli nawet takie stworzenia istnieją, to na pewno żyją gdzieś daleko i w dziczy.

Próbowałem wydobyć ze świadka, gdzie, w jakim kierunku, udała się ta niby bestia, ale nie potrafił powiedzieć. Musiałem więc zająć się tym sam. Minęło sporo czasu, ale w końcu się udało. Co ciekawe, stało się to przypadkiem, a pomogły mi same psy. Otóż był taki rejon, gdzie nie widziałem, żadnego z nich, jakby go unikały. A przecież normalnie włóczą się zawsze tu i ówdzie. Nie wiem, czemu, ale jakoś powiązałem to z tamtymi napaściami. Potem kręciłem się w okolicy, poznając mieszkańców i szukając mordercy, aż w końcu doniesiono mi, że w nocy z jednego z domów dosłyszano wycie.

Gdy się tam udałem, naprawdę się przeraziłem. Rzeczywiście był tam morderca. Miał błyszczące oczy, spiłowane zęby, długie paznokcie i skórę pokrytą czarnym barwnikiem, a na plecach nosił futro zdjęte z jakiegoś ulicznego kundla. Inne takie futra wisiały na stojakach i chyba naprawdę myślał, że to wataha wilków, a on jest jednym z nich. Zachowywał się jak zwierzę, skowytał i piszczał, stojąc na czworakach. Potem, dziko wyjąc, rzucił się na mnie, celując zębami w gardło, i musiałem go zabić. Nie sądzę jednak, aby miał cokolwiek na swoje usprawiedliwienie. Wracając do teraźniejszości, uważam, że w tym przypadku również dziwne zabiegi morderców nie miały na celu nikogo zmylić, lecz były wynikiem ich… zboczeń i szaleństwa. Kto wie, co się teraz dzieje z tą porwaną dziewczyną…
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 18-02-2011 o 23:39.
Yzurmir jest offline