Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 23:47   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Guiliam rzeczywiście narzekał, jak to miał w zwyczaju. Niemniej wystarczyło przypomnieć młodemu paladynowi Pelora, że teraz on zostaje na czele gwardii królewskiej. Przypomnieć mu o tym ważnym obowiązku. I wjechać na dumę. I po chwili Guiliam de Malfoy przysięgał na swój honor, że będzie wiernie i do upadłego bronił rodziny królewskiej. I że wypełni powierzony mu przez Angelę zaszczyt.
Cały Guiliam.
Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć jak nim manipulować. Zwłaszcza że jego paladyński kodeks i rycerskie podejście do życia, czyniło Guiliama, nieco naiwnym człowiekiem.

Rankiem Sho Sana zastała na medytacji na murach.


-Wszystko przygotowane, zgodnie z tymi poleceniami lady Angelo.- rzekł mnich, gdy się zbliżała, nawet nie otwierając oczu.-Nie było żadnych problemów. Niemniej Rowan...
Słysząc te słowa ognistowłosa skupiła swą spojrzenie na mnichu. –Rowan się dowiedział. Pół dnia mnie męczył, pytając czemu nie bierze udziału w misji. Upiłem go wczoraj, ale powinniśmy wyruszyć, zanim zacznie nas męczyć prośbami o dołączenie.
Sho san przerwał medytację. –Trudno go jednak winić, to spokojne czasy. A on jest niespokojnym człowiekiem.
Angela kiwnęła głową. Na słowach i opinii Sho sana zawsze można było polegać.

Wyruszyli od razu, by dotrzeć do Whitehill w dwa dni.
Na przedzie Syrius Branister, świetny wojownik i odpowiedzialny człowiek. Trochę zbyt spięty, ale godny zaufania. No i obowiązkowy.


Tuż za nim jechała Angela i Ksan. Młody czarodziej niepewnie czuł się w siodle, ale nadrabiał ten fakt, zawadiacką miną.
Potem zaś był Sho san jadący konno i opiekujący ekwipunkiem na dwóch jucznych mułach. Które to podążały za nim, uzdami uwiązane do jego siodła.
Koniec wyprawy zamykali Eryk Cunnigham i Sairine.
Młody Eryk opierał dłoń na swym nietypowym mieczu, zerkając co jakiś czas na białowłosą półelfkę.


Młodzieniec dopiero odkrywał uroki płci pięknej i nie miał większego doświadczenia z kobietami.
Niestety Sairine nie nadawała się za bardzo na osobę u której takie doświadczenie można by nabyć.


Chorobliwie niemal nieśmiała i milkliwa z natury półelfka, większą uwagę przykładała do obserwacji okolicy, niż do jadącego obok Eryka.
Zaś Ksan... nie miał problemu z wypowiedziami i miał lepszą słuchaczkę, niż Eryk.
Mag opowiadał Angeli tego co wiedział na temat „choroby” księżniczki.
Wedle jego wiedzy umierający smok przeniósł za pomocą swej magii, swą duszę do ciała księżniczki. I opętał je. Jego wola jest na tyle silna, że zdusił osobowość dziewczęcia.
Niemniej...
-Niemniej to dziwne, że i zdusił swoją obecność. Ciężko go było wykryć. Zupełnie...- Ksan zamyślił się.- Zupełnie jakby się czegoś lub kogoś bał.
Opowiadał też o swych wojażach po królestwach i o tym co widział. I swoim wzroku... niefortunnie ujmując pewne sprawy.
Bowiem przy wieczornym ognisku opowiedział jak widzi.- Widzę nie tylko kolory jakie wy widzicie, ale też przepływ magii przez świat. Widzę też istoty niewidzialne.-po czym pokusił się o żart.- No i widzę poprzez ubrania.
Ta uwaga przeraziła Sairine. Półfleka wstała nerwowo zakrywając piersi i obszar między udami i wycofała się od ogniska w ciemności nocy mówiąc nerwowo.- Ja dziś, śpię poza obozem.
-Z tym widzeniem przez ubrania, to był żart!-
krzyknął za nią Ksan i westchnął smutnie.

Rankiem jakoś udało się przekonać Sairine, że młody mag nie widzi przez tkaniny.
Mimo to patrzyła nieufnym spojrzeniem na Ksana i w jego obecności mocniej opatulała się płaszczem.

A wkrótce dotarli do Whitehill. Ślicznego i zadbanego miasta.


Obecnie też bardzo hałaśliwego i tłocznego miasta. Bowiem w Whitehill odbywał się jarmark i miasteczko pełne było kramików, handlarzy, muzyków, cyrkowców, żonglerów. Ba, nawet błazny były.


Całej wyprawie incognito ciężko się było przebić przez tłum przechodniów i kupujących, który oblegał ulice. Ale też i przyjemnie było popatrzeć na cały ten wesoły harmider.
No i... to był jarmark!
Okazja do zabawy, zwłaszcza, że póki co wyprawa nie musiała czujna. I można było jeszcze zaszaleć. Tańce, zabawy wszelakie, konkursy.
A propo konkursów...
-Panie i panowie. Dziatwo. Oto przed wami Guido Malliatti. Znany w południowych królestwach szermierz!- młody niziołek krzyczał głośno wskazując trzydziestolatka z ćwiczebną bronią.


-Zwycięzca stu dwudziestu pojedynków. Czempion wielu turniejów szermierczych.-kontynuował wrzaski niziołek.- Dzisiaj zaprezentuje przed wami swój kunszt. Guido będzie walczył z każdym kto go wyzwie. O ile uiszczone wpisowe wysokości trzech srebrnych monet. Przeciwnik jego, jeśli wytrzyma 5 minut nie otrzymując „śmiertelnego trafienia” zdobywa dziesięć złotych monet, za dziesięć minut zdobywa monet dwadzieścia. A jeśli jakimś cudem pokona Guido i zada mu "śmiertelne trafienie" , otrzyma sto złotych monet.
A więc... czy wśród widowni znajdzie się śmiałek, gotów stoczyć bój z królem szermierzy.
Angela uśmiechnęła się na ten widok. Czy mogła przejechać obojętnie wobec takiej okazji?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-02-2011 o 11:06.
abishai jest offline