Wątek: Niesforny Bard
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2006, 11:38   #17
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
- Dobranoc więc, moja droga. Życzę Ci dobrej nocy. Ja również jestem zmęczony i udam się na odpoczynek. Do jutra.
Bard skłonił się elfce i uśmiechnął do pozostałych, po czym udał się do swojego pokoju. Zmęczenie dawało się wam coraz bardziej we znaki, więc postanowiliście również się położyć.
Wynajęte pokoje są schludne i zadbane. Zwykłe łóżko, stolik z krzesłami i mała szafka. Nic nadzwyczajnego a jednak wszystko wygląda przytulnie. Ułożyliście się do snu, i powoli zsaypialiście. A kiedy już zupełnie pogrążyliście się w otchłaniach mroku, jakie zapewnia sen, w waszym umyśle zaczęły pojawiać się obrazy...

--------------------------------------

Z sennego niebytu docierają do ciebie powoli jakieś wrażenia. Czujesz, jakbyś się unosił w powietrzu. Nie masz ciała, nie docierają do ciebie żadne bodźce czuciowe – zupełnie jakby twoja dusza unosiła się w nieskończonej pustce. Powoli płyniesz w niebycie, niczym jesienny liść unoszony podmuchem wiatru. Z pustki wyłania się przed tobą szara plama. Jest to jedyna rzecz, którą dostrzegasz wokół siebie. Zbliżasz się do tej szarości, która szybko rozrasta się, przybierając kształt kłębiastych chmur. Przebijasz je… i nagle znajdujesz się na ulicy, tuż obok karczmy, w której obecnie się zatrzymujesz. Jest szare, pochmurne popołudnie. Przechodzący ludzie wydają się w ogóle ciebie nie zauważać. Wszystkie dźwięki dochodzą mocno stłumione, jakby przez gęstą mgłę. Codzienne odgłosy oplatają cię pajęczyną hipnotycznych szmerów. Dochodzący z oddali odgłos uderzeń młota o kowadło, zdaje się wołać wibrującym głosem: INTRUZ! INTRUZ!
Powoli płyniesz przed siebie. Wszystko wydaje się takie nierealne. Przez chwilę przyglądasz się kilkuletniemu chłopcu, który z obojętną miną męczy małą, zieloną żabkę. Mieszkańcy w milczeniu przemierzają leniwym krokiem ulice miasta, zupełnie jakby nikt nigdzie się nie spieszył. Po drugiej stronie ulicy ktoś zapamiętał okłada kundla kijem. Próbujesz skupić się na twarzach mijanych osób, jednakże w jakiś niewytłumaczalny sposób wszystkie rysy rozmywają się tym szybciej, im usilniej starasz się je zapamiętać. Przypomina to trochę szybką jazdę. Kiedy patrzysz przed siebie na drogę, widzisz wszystkie szczegóły. Wystarczy jednak spojrzeć w bok i skupić się na jakimś detalu, a obraz zaraz się rozmywa i zaciera. Podświadomie odnosisz wrażenie, jakbyś był widzem jakiegoś teatralnego przedstawienia – bardzo starego i zapomnianego.
Jedyna rzecz wyraźnie tkwiąca w twojej pamięci to droga, którą podążasz. Masz pewność, że gdybyś zechciał, mógłbyś bez problemu wrócić pod swoją karczmę. Nie robisz jednak tego, tylko pozwalasz unosić się dalej. Nadpływasz przed zaniedbaną posiadłość, odgrodzoną od reszty miasta niezbyt wysokim murkiem. Żelazna brama otwiera się przed tobą z głośnym jękiem ukazując zaniedbany ogród, za którym majaczy niewyraźny kształt domu. Mijając zardzewiałe skrzydła wpływasz do ogrodu. Zdziczałe drzewka chciwie wyciągają w twoim kierunku nadmiernie rozrosłe gałęzie, niczym jakieś olbrzymie, szkieletowate dłonie. Tu i ówdzie, spomiędzy chwastów i kretowisk, wyzierają w niebo jaskrawe oczy dzikich kwiatów. Bardziej przypomina to podmiejskie łąki niż zadbane, cieszące oko działki. Tak jak ulice miasta wydawały się nienaturalnie wyciszone, tak ogród sprawia wrażenie wręcz martwego. Nie słychać żadnych typowych dla takich miejsc odgłosów – śpiewu ptaków, bzyczenia owadów, szelestu liści na wietrze, skrzypienia gałązek… nic! Nie widać też żadnego ruchu w dziko rosnących krzewach i drzewach.
Nie zważając na otaczający cię krajobraz, suniesz wzdłuż ścieżki, która doprowadza cię przed drzwi niedużego domku. To dziwne, ale kształt chatki wydaje się bardzo nieostry. Wyraźnie widzisz tylko drewniane drzwi wejściowe, wzmocnione metalowymi okuciami. Reszta domu jest dla ciebie tylko mrocznym cieniem, majaczącym na skraju widoczności. To tak, jakbyś został nagle przyciągnięty tuż przed drzwi i nie był w stanie skierować wzroku gdzieś w bok. Całe pole widzenia przesłania ci ta solidna, dębowa zapora oddzielająca świat zewnętrzny od mrocznych czeluści domostwa, które cię tu sprowadziło. Wpatrujesz się w mosiężną kołatkę, przedstawiającą rozwartą paszczę lwa. Metalowy kocur sennie unosi ciężkie powieki i spogląda na ciebie spokojnymi, mądrymi oczyma. Wydaje ci się, że w lwim spojrzeniu dostrzegasz szyderstwo i kpinę. Po chwili powieki wolno opadają. Słyszysz kliknięcie jakiegoś mechanizmu. Drzwi powoli, zapraszająco, uchylają się przed tobą, odsłaniając wejście do wnętrza domu. W twoje eteryczne nozdrza uderza zapach śmierci i zgnilizny. Przed tobą majaczy czarna gardziel, w którą zostajesz wciągnięty niczym niesiony strumieniem patyk, przed którym nagle powstaje wodny wir. Otacza cię ciemność przedsionka. Drzwi zatrzaskują się ze złowieszczym hukiem. Przed tobą otwierają się kolejne, za którymi znajduje się słabo oświetlony hol. Mdłe światło lampy tworzy długie cienie na ścianach pomieszczenia, falujące lekko w rytm płomienia. Po prawej stronie widzisz uchylone drzwi, a za nimi prowadzące na górę stopnie. Przyciągany jakąś magnetyczną siłą, wpływasz do pomieszczenia znajdującego się naprzeciwko schodów. Pokój wygląda tak, jakby został urządzony zupełnie przypadkowo, bez pomysłu i idei. Meble nie pasują do siebie ani kolorem, ani stylem. Wystrój wnętrza kłóci się z wszelkimi kanonami dobrego smaku. Podłogę przykrywają zwierzęce skóry (każda innego rodzaju). Obok prostego, wręcz topornego łóżka ustawiono przecudnie rzeźbiony stolik nocny. Na jednej ze ścian wisi obraz przedstawiający kompozycję z owoców. Tuż obok znajduje się praca jakiegoś innego autora, przedstawiająca scenkę z zimowego polowania. Przy ścianie na wprost wejścia stoi szafka. Tuż obok, na podłodze, postawiono duży, stary i zniszczony kufer, który w jakiś magiczny sposób przyciąga twoją uwagę. Nie możesz oderwać od niego wzroku. Wszystko wokół przestaje mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Czujesz, jak jakaś siła popycha cię w jego kierunku. Zbliżasz się powoli. Rozróżniasz już drobne rysy na jego wieku. Chciałbyś sięgnąć w jego kierunku ręką i go otworzyć. Nie posiadasz jednak rąk, którymi mógłbyś to zrobić. Natężasz siłę woli pragnąc ujrzeć zawartość kufra. Niestety, bezduszna skrzynia zdaje się być całkowicie odporna na twoje wysiłki. Sytuacja zaczyna cię coraz bardziej męczyć. Czujesz, że jeśli zaraz czegoś nie zrobisz, twoja jaźń rozleci się na drobne kawałki. Bezgłośnie krzyczysz… i w tym momencie budzisz się zlany potem. Doskonale pamiętasz cały sen, zupełnie jak gdyby to wszystko przydarzyło ci się naprawdę.


--------------------------------------

Słońce już zagościło w waszych pokojach. Zlepione potem kosmyki włosów przypominają wam o śnie, z którego właśnie się obudziliście. Wesołe promyki słońca zdają się być zaprzeczeniem mrocznych obrazów z waszej głowy. Ale sen wydawał się tak realny. Czujecie się zmęczeni jakbyście nie spali całą noc, boli was głowa i czujecie niepokój... strach?
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline