Dzieci szybko podjęły styl Charusa i zaczęły jeść rozrzucając na około kawsłki jedzenia. Sołtys to ignorował, ale sołtysowa zamierzyła się na jedno z nich ścierką i szaleństwa ustawły. Żadne z nich jednak nie spojrzało z wyrzutem na Charusa.
Komplementy Szczura wywołały oczekiwany efekt. Można by nawet powiedzieć, że awanturnik lekko przesadził bo Sołtys się trochę zaczerwienił i zaczął coś mówić bez składu - ni to dziękując, ni to przecząc słowom Szczura. Dopiero gdy ten ostatni wspomniał o latającym spodku wszyscy się uspokoili, nawet dzieci zdawało się, że jadły trochę ciszej. - To spodek Złotych. - rzucił Sołtys - primarian znaczy się - Oren wyczuł w głosie mężczyzny nutkę strachu - mają swoje miasto za tym lasem - wskazał na rozpościerającą się za wioską knieję - Ale jeśli chcecie się do nich udać, to musicie uważać. Mówi się, że to wysłańcy bogów. A może i sami bogowie - sołtysowa spojrzała na męża i wskazała mu palcem na zbliżająceg się starszego mężczyzne a ten znów wrócił do jedzenia.
Staruszek podszedł do werandy, uśmiechnął się, oparł lepiej na lasce i powiedział - Oj, sołtysie, sołtysie. Wszystko słyszałem. Dlaczego wciąż musisz karmić podróżnych tymi głodnymi kawałkami o primarianach? Ile razy mam Ci mówić, że nie są bogami. To ludzie jak my. Mają tylko lepszą technologię
Sołtys oburzył się. Gdy spojrzał w stronę starca w jego wzroku widać było wściekłość. - Jak są tacy potulni jak baranki, to jak wyjaśnisz fakt, że wyrzucili Cię z tego swojego latającego cuda prosto na glebę? To było pięćdziesiąt lat temu! Jakbym Cię wtedy nie uratował, to mógłbyś się przekonać czy na prawdę są bogami po śmierci. - po tym zwrócił się do Was - Mówię Wam, nie igrajcie z Primarianami
Staruszek bredząc coś o pomyleniu odszedł kuśtykając na lasce.
__________________ Światło dzieli od ciemności
Czasem tylko mały krok -
Wskazać można tych z jasności,
Innych nadal skrywa mrok. |