Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2011, 20:35   #89
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Mieszkanie było małe. Małe i zimne. Co prawda panował w nim porządek nie wliczając porozrzucanych po blacie biurka papierzysk, ale to mieszkanie nie miało takiego ciepła, życia jakie nosiło mieszkanie Claire. Co z tego, że panował tam nieład, rozgardiasz, tam Silent, może i właśnie dzięki temu czuł życie… jakiś rodzaj ciepła i to wcale nie tylko tego rozchodzące się po całym jego ciele, mające swój początek w rodzącym się pożądaniu do Claire.
To ciepło Alvaro mógł jedynie nazwać właśnie „życiem”. Czymś co utracił kilka miesięcy temu a teraz starał się naśladować.
Jego głowę nie opuszczały myśli krążące wokół Claire, sprawy kolejnych zabójstw dzieci, Zdradzonego, Jacooba, strony internetowej zawierającej makabryczne zdjęcia, wydarzeń o jakich został niedawno poinformowany smsem przez Cohena a głównie wokół tego, że Jess chyba nie do końca wróciła z Metropolis, nie dała się na nowo opatulić zasłona kłamstw pogrążając się w czymś w rodzaju katatonii.
Rafael co chwila patrzył na zegarek jakby chciał go pospieszyć, jakby wędrujące po tarczy wskazówki miały spowodować, że zaraz po niego zadzwoni czy to Patric, Claire a może i nawet sam Terrence. Jakby jego ruch miał spowodować jakąś reakcję, niczym skrzydła motyla. Tak się jednak nie stało. Czas upływał a Alvaro jedynie stawał się coraz bardziej nerwowy…. Nerwowy i bezużyteczny. Tyle miesięcy czekania nie nauczyło go pokory
Kolejne kilka kroków. Ściana. Nawrót. Kilka kroków i znowu ściana… jak więzień na wybiegu. Więzień własnej iluzji.
Telefon Silenta zadzwonił kiedy ten skupił na chwilę uwagę na odgłosach ulicy co spowodowało, że podskoczył. Czuł, że jest napięty do granic możliwości. Gdyby był człowiekiem na pewno takim zachowaniem przybliżył by swoje serducho do zawału. Gdyby był…
Nieznany numer.

Może Zdradzony? W końcu!

Lekko trzęsącą się ze zdenerwowania ręką odebrał połączenie

Słodki Boże….Ten głos

Nash Tharoth.

Astaroth!!!

Ale skąd? Jak się dowiedział o tym numerze? Od kogo? Przecież znało go tylko kilka osób?

To Anioł Śmierci

Tyle w sumie powinno wystarczyć Silentowi za odpowiedź.

Rafael trzymał słuchawkę przy uchu starając się nie zapomnieć żadnego słowa, żadnego zdania jakie wypowiedział do niego ten Upadły anioł.
Chciał spotkania. Teraz. Nie przerywając rozmowy by w taki sposób dać mu pewność, że jego rozmówca nikogo nie powiadomi i przybędzie sam.

Spotkanie.

Teraz
- Zaraz będę panie Tharoth – rzucił krótko do telefonu i nie odrywając słuchawki od ucha założył kurtkę.

Z głośnika telefonu słyszał gwar rozmów i dźwięk, który przypisał oddechowi Astarotha ale w tej kwestii mógł się mylić, nawet teraz mając tak wyczulone zmysły. Nie był pewien czy anioły oddychają
Temperatura na dworze zbytnio nie skoczyła w górę. Dłoń szybko marzła, wiec Silent zmieniał je z prawej na lewą i na odwrót tak by kiedy jedną trzymał telefon to druga mogła się ogrzać w kieszeni kurtki.
Chciał dać znać Coehnowi na co się zdecydował, powiedzieć po co to robi ale z drugiej strony bał się zadzierać z takim bytem i sprzeciwić się jego woli. Zaryzykował. Mógł się spodziewać wszystkiego łącznie z kolejna ale tym razem udana śmiercią z ręki Astarotha

Lokal wskazany przez Anioła Śmierci okazał się być ruchliwym miejscem. Typowym barem szybkiej obsługi z prostym, amerykańskim jadłem. Dogodna lokalizacja, szybka obsługa i niskie ceny powodowały, że prawie przez cały czas lokal był pełen. Szczególnie rano, kiedy ludzie udający się do pracy, szkoły kierowali się w stronę metra. Stacja obok była jedną z węzłowych, gdzie przecinało się kilka linii metra rozwożąc ludzi po całym Nowym Jorku..
W tym tłumie łatwo się ukryć. Ale Tharoth nie chciał się ukrywać. Siedział przy jednym z małych, wciśniętych w przestrzeń baru, stolików. Kubek ze styropianu z kawą i podwójny cheeseburger stały przed nim. Nienaruszone. Twarz miał opanowaną a jego oczy przewiercały tym swoim taksującym wszystko i wszystkich wokół spojrzeniem. Spojrzeniem, które powodowało u Silenta ów szaleńczy lęk, kiedy jeszcze żył. Astaroth przeniósł wzrok na Rafaela w chwili kiedy ten tylko pojawił się w zasięgu jego wzroku.
Wampir swoimi zmysłami wyczuwał, że nic nie jest w stanie umknąć temu Upadłemu. Miał wrażenie, że ten widział wszystko. Jak cholerny pająk w olbrzymiej sieci.

Alvaro stał przez chwilę jak zamurowany przyglądając się rysą twarzy Nasha Tarotha, rysą jakie nosiło jego naczynie po tej stronie iluzji. Przez ciało i umysł wampira przemykała większość znanych ludziom emocji. Strach, lęk, zaciekawienie, nienawiść... Nie wiedział czy nie popełnił kolejnego błędu zgadzając się na przyjście. Jednak jaki miał tak naprawdę wybór. Skoro Nash się z nim skontaktował to musiało mu na czymś zależeć, bądź coś poszło nie po jego myśli, to było to albo po prostu Silent był kolejnym punktem w jego planie

Marionetka Diabła?

Podszedł do stolika odbijając się po drodze od ludzi poruszających się po barze. Tak jakby ich nie widział. Niczym ślepiec. Zbliżył się do stolika i dopiero teraz odłożył komórkę od ucha przerywając połączenie.



Nic się nie zmienił, wyglądał zupełnie tak jak go widział po raz ostatni w rezydencji. Tak jak wtedy kiedy jednym niezauważalnym pstryknięciem palca „ofiarował” jemu zawał.

Nash Tharoth

Główny podejrzany zespołu specjalnego Nowojorskiej Policji.

Astaroth

Anioł Śmierci

- Witam, detektywie - powiedział bez cienia uśmiechu. - Cieszę się, że pan przyszedł. To oznacza, że nie jest pan tak ślepo posłuszny swojemu mistrzowi, jak ten pewnie sądzi. Ostatnio sporo istot szepce o panu. Próbuje pana urabiać na własną stronę. Proszę siadać.

- Panie As... Tharoth - Silent usiadł naprzeciw potężnego bytu. Na początku chciał go nazwać jego prawdziwym imieniem ale zreflektował się. Wolał nie igrać z samym diabłem
- Jestem kim jestem. Tym czym mnie Pan uczynił, przynajmniej pośrednio. Nie ma co się dziwić że się mną interesują wszak przestaje z ciekawymi osobami nieprawdaż? – Alvaro cieszył się, że nawet głos mu nie drżał. Tyle miesięcy czekał na to spotkanie… co z tego… nie wiedział co ma czynić dalej. Każdy przejaw agresji wobec tego anioła skończyłaby się dla szczurowatego wampira śmiercią. Zbiciem pionka z planszy bez żadnego wytłumaczenia.
Pstryk. Nie żyjesz.

- Nie dlatego – zaprzeczył Astaroth - Polują. Na mnie. A pan jest serem w pułapce. Ofiarą. Takie są ich zamierzenia. Porozmawiamy w bardziej stosownym miejscu – zadecydował za nich obu

Nagle głosy wokół dwójki mężczyzn zniknęły. Zniknął lokal. Tandetny wystrój wnętrza. Smród frytek i hamburgerów. Pojawiliście się w … ogrodzie. Ale takim, jaki widuje się na przededniu zimy i wiosny. Drzewa były pozbawione liści. Ogród był ciemny i wilgotny. Silent nie mógł w nim dostrzec żadnej innej barwy poza czernią, bielą i szarością. Wyglądał jak stara fotografia. I wzbudzał dziwny lęk w jego sercu.



- Eden - mruknął Astaroth. - Przynajmniej to, co z niego zostało. Tutaj nie będzie nas nikt szukał. Przynajmniej przez jakiś czas.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=iP54Ztxde6E&feature=autoplay&list=QL&index =16&playnext=1[/MEDIA]

Zatem.... – kontynuował rozmowę - pana przyjaciółka, Jessica Kingston, kilka chwil temu popełniła poważną pomyłkę. Oddała coś, co nigdy do niej nie należało. Coś, co czyniło ją wyjątkową i … nietykalną. Dla większości kreacji Prawdziwej Rzeczywistości. Teraz … pozostała po niej tylko suknia. Porzucona i niechciana. Którą, być może, coś się niedługo zainteresuje, by zbliżyć się do pana towarzyszy. Cohena i Baldricka.

- Wszystko sprowadza się do kota i szczura.... - Alvaro szepnął odpowiadając na wzmiankę o serze. Rozglądał się. Z lękiem, z czcią, ze zdziwieniem.

Eden

Raj

Słodki Boże
To miejsce istniało?
A Adam, Ewa… Lilith. Matka Demonów. Czy zaprawdę oni tutaj byli. Czy tutaj doszło do kuszenia? Do pierwszego złamania prawa?
Co jest prawdą a co kłamstwem?
Oszaleć można

- Słyszałem waszą rozmowę w tym lokalu –zaczął wyjaśniać Nash Tharoth - Dlatego użyłem tego porównania. Widzę was, chociaż nie muszę patrzyć, detektywie Alvaro. Myślałem, że przynajmniej tyle pan o mnie wiedział. Towarzyszyłem panu często w pana desperackich próbach nakarmienia nowego głodu. Podobnie, jak towarzyszę pana przyjaciołom w ich codziennym życiu. W większości czasu. Jest pan nadal księdzem? – zmienił nagle temat

…. Silent milczał rozglądając się. Stąpając niepewnie przed siebie kilka kroków.

On Cię widzi nawet nie patrząc

„Wie wszystko. Nie da się przed nim ukryć. Jesteśmy jego bezwolnymi marionetkami tylko jeszcze o tym nie wiemy” – myśli błądziły po głowie młodego wampira a miejsce w jakim był przytłaczało swoim jestestwem.

-..... Proszę mi wybaczyć tą chwilę ciszy, ale skoro to jest Eden to Pan pozwoli, że choć trochę pochłonę magię tego miejsca.... chyba, że i historia o nim jest jedynie wyssanym z palca kłamstwem....

- Kłamstwo i prawda – odpowiedział ponownie spokojnie upadły anioł - Wy, ludzie, za bardzo oddzielacie jedno od drugiego. Niech pan się cieszy jednak magią tego miejsca. Ale, muszę pana rozczarować, bez Demiurga, to tylko cień prawdziwego Edenu.

- Proszę mi jeszcze zdradzić jedną rzecz zanim odpowiem na pana pytanie odnośnie bycia kapłanem. Czy ktoś szukał Demiurga? – Alvaro przeniósł wzrok z gałązki drzewa na Astarotha

- Tak. Dwoje potężnych Archontów. Jego dzieci. A teraz ich cytadele stoją puste i pozbawione panów. A teraz szukam Go ja. To dlatego robię to, co robię. Zabiłem tamtą czwórkę we wrześniu, detektywie. Jak wcześniej zabiłem kilka innych czwórek. Ale ich śmierć była ofiarą. Ofiarą, która musiała zostać poniesiona.

- W dość wyrafinowany i muszę powiedzieć brutalny sposób, panie. Co do księdza to można powiedzieć że nim jestem jak i nie jestem. Niektóre czyny stoją za tym inne to przekreślają Panie Nash

- Obecne zabójstwa jednak nie są moim udziałem. Tylko tych, co mnie szukają. Markiza de Sade i twojego mistrza. Dzięki waszemu działaniu poznali mój sekret i zabijają tych, którzy nie mieli ginąć. Liczą na to, że w ten sposób wywabią mnie z kryjówki. Zmuszą do działania. I mieli rację. Zmusili.

Silent ponownie zwrócił swój wzrok na rozmówcy odwracając się od szarości ogrodu
- Zatem tak jak podejrzewaliśmy... W jakiś sposób mógłbym pomóc... nie wiem jak to ubrać w słowa a stojąc przed kimś kto jest pierwszym dzieckiem Boga czuje się niezręcznie i nie powiem, lękam się co pewnie Pan czuje... Chciałbym dokopać Sadeowi i ściągnąć z Terrenca jego pomyje. Chciałbym pomóc Jess o ile jeszcze można. Nie wiem, co zrobiła, ale rozumiem, że to jej czyny spowodowały Pana wyjście z.... że tak powiem mroku

- Niepotrzebnie pan się mnie boi. Może jestem pierwszym dzieckiem Demiurga. Jednym z pierwszych, ale nie mam tego, co On dał wam, ludziom. I tego, co zostało panu zabrane, kiedy wypił pan krew Jacooba, drogi detektywie, byśmy mieli jasność tego, kto dokonał bardziej paskudnego czynu. Ja skazałem pana na śmierć po kilku latach i powrót do życia. On skazał pana na piętno zabójcy - wampira. Na zawsze. Wyrywając z cyklu, który Więzienie przeznaczyło ludziom. Proszę teraz ocenić mnie odpowiednio.

Zamyślił się i kontynuował.

- Sade i Jacoob to jedynie pionki w rękach kogoś, kto jest od nich dużo silniejszy. Potężne, ale nadal pionki. Pomóc Jess, cóż, nie wiem czy to jest jeszcze możliwe, ale … ja też chcę odzyskać coś, co ona tak lekkomyślnie oddała. Miała … potężny dar. Cząstkę mojej mocy. Ziarnko, które w połączeniu z jej duszą mogło zakiełkować tak, że to co ją oszukało, klękało by na kolanach bijąc jej pokłony. To właśnie mój sekret. Był. Bo dzięki działaniom policji poznali go inni. To przypominało nieco ludzką bankowość i depozyt. Kiedy rodziła się czwórka dzieci, zamykałem w nich maleńką cząstkę swojej mocy, a ta wzrastała wraz z tymi dziećmi. Potem, dzięki specjalnemu rytuałowi, pozbywaliśmy się ich ludzkich słabości, a to, co było małym ziarnem wzrastało w potężne drzewo. Na końcu jedno z czwórki było Przebudzane. Stawało się jakby częścią mnie. Integralną. Dzięki temu, wzrastałem w siłę. Z czasem stałbym się najpotężniejszym pośród Upadłych. Ale tutaj pojawiliście się wy i wasz dociekliwy zespół. A wszystko zaczęło się od pomyłki jednego człowieka. MacNammary, który niepotrzebnie skierował waszą uwagę na Wybraną, a nie na ofiarę. I na koniec Red Hook. Coś, czego i ja nie przewidziałem. Moc z mojego najpotężniejszego naczynia przelała się na Jess, Cohena i Baldricka. Są teraz … po części ...mną. Chociaż kompletnie na to nieprzygotowani. A Jessica już nie, bo dobrowolnie oddała swoją część mojej mocy, nie wiedząc jednak, że moja esencja i jej dusza splotły się w jedno. To ja wybudziłem ich ze śpiączki po Red Hook. I dzięki mojej krwi stali się tym, czym są.

Mówił wolno. Patrząc w oczy Rafaela. Bez mrugnięcia powieką. Jak maszyna.

Nie ufaj nikomu poza zespołem” - Alvaro “szeptał” sobie w myślach słowa Cohena. Słuchał uważnie tego, co ma do powiedzenia Astaroth. Nie wiedział, co jest kłamstwem a co nie, może całość tego co mówił Anioł Śmierci była jednym albo drugim. Wszystko jednak co dotychczas powiedział układało się w spójną całość. To co mówił było chore, chore na ludzkie pojęcie ale w obliczu wszystkiego miało sens.

- Powinieneś powiedzieć to... Panie tym, co stanowili drugą stronę tego... rytuału, tym co zostali składani w prosektorium Wydziału w jedną całość...

- Po co? Czy ty mówiłeś swoim ofiarom, czemu je zabijasz. Znasz pismo. “A dusza jest w krwi jego”. Twoje zbrodnie były nieco gorszego rodzaju. Ja nie zabierałem dusz. Wyrzucałem śmieci z wiadra. Ciało jest iluzją. Zabijając … przywracasz ducha Prawdzie. A ta, po jakimś czasie, znów przywraca go Iluzji. Więc nie zabijałem. Bo i po co. Skoro biologiczne życie jest jedynie kłamstwem. Znów spoglądasz na to przez pryzmat ludzkiej słabości i ludzkiego pojmowania świata. Bark ci szerszej perspektywy.
Znów ton głosu nie zdradzał emocji. Po prostu … mówił. Wypowiadał zdania. Bez cienia żalu, pychy, skruchy czy innych uczuć.

- Ja będę osądzony bądź nie kiedy przyjdzie ostateczny dzień o ile w ogóle przyjdzie.... Nie znam prawdy więc ciężko mi osądzać. Przez swoją niewiedzę jestem o wiele bardziej podatny na każde słowo. Prawdziwe bądź nie. Rzeczywiście – Silent przytaknał delikatnie głową - mam ograniczone postrzeganie, ale skoro przez całe swoje życie żyłem i stanowiłem część iluzji.... to chyba nie ma co się dziwić.

- Wybacz mi, ale ty już zostałeś osądzony. Przez Jacooba. Uczynił cię wampirem. To dość straszna … pokuta. Dość paskudna kara. A co do osądzania mnie. Proszę? Czy ty tak naprawdę myślisz. Jak więzień może oceniać jednego z dyrektorów więzienia. I jeszcze jedno? Całe swoje życie? A wcześniejsze …. przebywanie w iluzji. To, kim byłeś. Co robiłeś. Najwięcej prawdy mają w swojej religii hindusi, wiesz. Karma. Żyjesz, czy raczej siedzisz w Iluzji. Umierasz bądź gniesz. Cała swoją drogę w więzieniu czegoś szukasz. Wiary, miłości, pieniędzy. Kiedy giniesz pojawia się koło ciebie … pewien byt. Wy go błędnie nazywacie aniołem stróżem. I on dokonuje … sądu. Tworzy ci twój własny osobisty czyściec. Twoje osobiste piekło, gdzie oczyszcza się i przygotowuje do kolejnego pobytu w Iluzji.

- Po co zatem my jesteśmy? Trzymacie nas jako pozostałość po dziele Demiurga? Pozostałośc jego woli tworzenia? Z sentymentu za nim? Czy jako pożywienie? Wybacz proszę moją śmiałość – Rafael zreflektował się, że podnosi coraz bardziej głos wylewajac swoje wątpliwości na Astarotha

- My was nie trzymamy. To wy trzymacie nas. Nie zrozumiesz, bo niewielu rozumie. Niektórzy z moich braci chcą was unicestwić, inni nadal niewolić, dla niektórych jesteście tłem do ich władzy i pokarmem dla ich pragnień. Każdy zarządza swoim fragmentem Więzienia jak chce. Szczególnie teraz. Kiedy nie ma Kreatora. Ale na rozmowy filozoficzne przyjdzie czas później. Powiedz mi, czy lubisz swoje nowe … wcielenie? Czy nie tęsknisz za bardziej ludzka powłoką. Czy nie przeszkadza ci to, ze możesz zostać rozpoznany?

- W tym.... ciele – Alvaro spojrzał po sobie - tym naczyniu mogę chociaż w jakiś sposób chronić zespół, choćby przed innymi pionkami czy szczurami. Jako człowiek byłem podatny na działania nawet pomniejszych istot z iluzji, proszę sobie przypomnieć moje pierwsze spotkanie z Pańskim żołnierzem. Przy drugim już musiał się ze mną liczyć. Mam nadzieję, że nie spotkam go ponownie.... Jeżeli zmiana wizerunku związana byłaby z ofiarami, jak u mojego hmmm mentora to muszę podziękować ale wolę nie zabierać życia osobom które nic nie zawiniły, wtapiać się w życie ich rodzin, jako ktoś obcy, nieznany.

- Dałbym panu szansę na powrót jako jeden z konających policjantów pana wydziału. Nie z mojej winy, bynajmniej. Dusza niedługo opuści ciało. Mogę dokonać transferu. Wtedy uwolni się pan od wpływów Mistrza. Ale to nie jest niezbędne. Dałoby panu większą swobodę działania, lecz mniejsze możliwości fizyczne.
 
Sam_u_raju jest offline