Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2011, 02:02   #11
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację

O tak! Czas rozpocząć zabawę.
Jeżeli Salfield chciał się bawić w podchody to ty mu to załatwisz. I wtedy okaże się kto jest sprytniejszy.
Będzie dziadyga próbował cię nastraszyć, jakimiś głupimi karteczkami.
"Nic pan nie wie i lepiej niech tak pozostanie" To cwaniaczek.
"Tak będzie dla pana lepiej" i na dodatek ci jeszcze grozi.
Fakt, że bardzo subtelnie i nie podpada to jeszcze pod żaden paragraf, ale zawsze to mimo wszystko groźba.
Byłeś dumny ze swojej zagrywki. Nie dość, że utarłeś nos temu cwaniakowi z warsztatu samochodowego, to jeszcze udowodniłeś, że twoja przebiegłość i stalowe nerwy nie są tylko pustym sloganem.
W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku udałeś się do hotelu na zasłużony odpoczynek.

W pokoju wziąłeś gorący prysznic, który zmył z twojego ciała brud i zmęczenie z całego dnia. Odprężony postanowiłeś jednak jeszcze troszkę popracować. Usiadłeś na łóżku z laptopem na kolanach i zacząłeś szukać. Zacząłeś od przypomnienia sobie wszystkich szczegółów sprawy Salfielda.
Początek upadku Salfielda to rok 2002, gdy wydaje powieść "Zabije was wszystkich". Spotkała się ona z ostrą falą krytyki i protestami. Czuły i wrażliwy na głos ludzi Salfield, tą powieścią trafia jak kulą płot. Nie wyczuł w ogóle społecznych nastrojów po zamachach z 11 września i tym samym jego powieść, gdzie próbował usprawiedliwiać zamachowców i winę za to co się wydarzyło obarczyć amerykańskie władzę oraz ich politykę zagraniczną, okazała się kompletną klapą. Przyzwyczajony do tej pory do sukcesów Salfield musiał zmierzyć się z ostrą krytyką oraz negatywnym odbiorem.
Nie udało mu się to. Mówiono o załamaniu nerwowym i poważnych kłopotach twórczych. Pisarz zaszył się wtedy w jednym ze swoich wiejskich domków i nie pokazywał się publicznie.
Próba powrotu do głównego nurtu także okazała się kiepską decyzją. Powieść "Róża" określono mianem taniego romansidła i ogłoszono koniec Salfielda. Krytycy nie zostawili na pisarzu suchej nitki. Ganiono wybór tematu, styl, i sposób prowadzenia bohaterów.
To i problemy rodzinne spowodowały u Salfielda poważne kłopoty z nadużywaniem alkoholu. Miewał on już wcześniej podobne trudności, ale wtedy to było nieumiarkowanie w zabawie, a teraz próba zatracenia się i szukania ucieczki.
Ostatni akt upadku Salfielda rozegrał się 14 kwietnia 2005 roku. Nie wiadomo co dokładnie zdarzyło się w apartamencie w Soho. Salfield przez cały proces uparcie odmawiał zeznań i nie przyznawał się do winy. Biegli na podstawie dowodów wysnuli wniosek, że pomiędzy małżonkami musiała mieć miejsce kłótnia. Trudno wyrokować jak wszystko wyglądało i co dokładnie zaszło.
W wyniku awantury żona Salfielda nie żyła. Wszystko wskazywało na samobójstwo. Sam Salfield w momencie przyjazdu policji spał kompletnie pijany w sypialni.
W wyniku poszlakowego procesu oczyszczony z zarzutów.

Ponowne przejrzenie kariery i procesu uświadomiło ci z kim tak naprawdę do czynienia. Salfield musi być niezwykle przebiegłym i bystrym facetem skoro z taką łatwością wywiódł w pole policyjnych ekspertów.
Miał on na pewno niezwykłą wyobraźnię i łatwość tworzenia zmyślonych historii, był przecież pisarzem. Musiał jednak być też doskonałym aktorem, skoro uwierzył mu sędzia i ława przysięgłych.
Zdałeś sobie sprawę, że przeciwnik z którym przyszło ci się zmierzyć jest nad wyraz wymagający.
Zlekceważyłeś go i to był twój błąd, który dał mu dużą przewagę na początku waszego starcia. Pocieszałeś się faktem, że ruch który teraz wykonałeś może radykalnie odmienić sytuację.

Jednym kliknięciem zamknąłeś plik z aktami sprawy Salfielda i rozpocząłeś poszukiwania informacji o domu, który szczwany staruch wybrał na swoje lokum. Coś ci mówiło, że wybór miejsca nie był przypadkowy i że poznanie jego historii pomoże ci dotrzeć do obecnego właściciela.
Nie musiałeś długo szukać. Bibliotekarka zapewne jak i wszyscy mieszkańcy Silver Bay doskonale znali historię domu, tylko z jakiś powodów nie milczeli na ten temat.
Dramatyczne wydarzenia jakie cię zainteresowały były co prawda sprzed pięćdziesięciu lat, ale w takiej zabitej wsi jak Silver Bay przy kuflu piwa takie historyjki są zapewne atrakcją wieczoru.

Rok 1952, środa 12 listopada
To właśnie tego dnia William Lambert zabił we śnie swoją trójkę dzieci, pięcioletnią Jesicę, siedmioletniego Thomasa oraz dziesięcioletniego Adama. Cała trójka została uduszona przez własnego ojca gołymi rękami. Po dokonaniu tego makabrycznego czynu William Lambert poszedł do sypialni z zamiarem zabicia żony. Martha jednak obudziła się w chwili, gdy mąż zaczął ją dusić poduszą i zaczęła walczyć. Wywiązała się walka w wyniku której William Lambert roztrzaskał głowę Marthy o oparcie łóżka. Na koniec morderca powiesił się w stodole.
Tragedia wyszła na jaw dopiero po tygodniu, gdy do domu Lambertów położonego głęboko w lesie przyjechała panna Laura Wesley. Panna Wesley była nauczycielką w miejscowej szkole i zaniepokoiła się przedłużającą się nieobecnością dzieci Lambertów w szkole.
Policja, która przyjechała na miejsce znalazła list ojca rodziny.

"Przepraszam. Wiem, że to co zrobiłem jest w waszych oczach najgorszym złem. Gdybyście jednak wiedzieli to co ja wiem... Boże... Jak dobrze, że wy tego nie wiecie. Mądrzy ludzie mawiają, że lepsza najgorsza prawda od najpiękniejszego kłamstwa. GŁUPCY! Gdyby wiedzieli to co ja wiem inaczej, śpiewali. Kłamstwo jest dla nas zbawienne, to dzięki niemu możemy żyć spokojnie nieświadomi tego co się dzieje za kurtyną tego świata. Dzięki kłamstwu potrafimy normalnie żyć, nie myśląc o tym jak podłą rolę wyznaczył nam los w tej okrutnej grze. Wierzcie we wszystko co wam mówią. Nie szukajcie! Nie pytajcie! Nie próbujcie nigdy dowiedzieć się więcej niż jest to dla was przewidziane! NIGDY! Gdy dowiecie się za dużo, będzie już za późno.
Ja poznałem prawdę i teraz nie mam już wyboru. Muszę uratować moje dzieci, muszę uratować moją ukochaną żonę. Muszę ocalić ich duszę. To jedyny sposób, by uwolnić ich z tego więzienia.
Wybaczcie mi, błagam! I nie oceniajcie mnie, gdyż nie macie wiedzy by w pełni osądzić słuszność mojej decyzji i czynów. Mam nadzieję, że kiedyś Bóg, o ile On naprawdę istnieje, przyzna mi rację i powie "Słusznie postąpiłeś synu" Żegnajcie!
William Lambert"


To był to czego szukałeś. Najwyraźniej szalony staruch upodobał sobie miejsce, gdzie szaleniec zamordował swoją rodzinę. Nie przypuszczałeś, że Salfield może być aż tak szalony.
Przejrzałeś jeszcze raz akta sprawy, by sprawdzić czy ktoś padał w trakcie procesu jego stan psychiczny. Oczywiście, że nie!
Boże, czemu każesz nas pozbawionymi mózgu prokuratorami, którzy pozwalają chodzić na wolności psychopatycznym mordercom?
To był trop, którego poszukiwałeś. Teraz tylko trzeba było go umiejętnie wykorzystać.

Spojrzałeś na zegarek, dochodziła dziewiąta. Najwyższa pora odpocząć. Miałeś jeszcze zamiar poszukać legend o czerwonokim jeleniu, ale zrezygnowałeś. Nawet jeżeli takie legendy istnieją, to jaki mogą one mieć związek ze sprawą. A w świetle znalezionych dowodów sprawa Salfielda nabierała nowych barw i na tym powinieneś się skupić.
Wstałeś, by rozprostować kości. Podszedłeś do okna i rzuciłeś okiem na pogrążoną w mroku ulicę. To co ujrzałeś sprawiło, że aż się cofnąłeś.
Na przeciwko twoich okien stał czerwony Jeep. Dokładnie taki sam jakim poruszał się Salfield.
O kurwa!
Ostrożnie wyjrzałeś ponownie na ulicę, by sprawdzić czy ci się nie przewidziało. Nie, nie przewidziało ci się.
Czerwony Jeep stał dokładnie po drugiej stronie ulicy. Miałeś już zamiar coś zrobić, gdy kierowca zapalił silnik i światła by po chwili ruszyć z piskiem opon.

To wydarzenie sprawiło, że radość z osiągniętego sukcesu śledczego lekko przygasła. Salfield, o ile to był on, dawał wyraźnie ci do zrozumienia, że masz mu dać spokój.
Z niecierpliwością czekałeś poranka i chwili, gdy spotkasz się z mechanikiem i dowiesz się jakie zdobył dla ciebie informacje. To, że jakieś zdobędzie było bardziej niż pewne. Pięć tysięcy dolców piechotą nie chodzi.
Z tą myślą położyłeś się spać.

Sen miałeś spokojny i na szczęście pozbawionych chorych wizji o lubieżnym Salfieldzie. Ubrałeś się i zabrawszy swój sprzęt ruszyłeś na rozmowę z mechanikiem. Nie było co zwlekać, śniadanie i cała reszta mogła poczekać . Od tego co się dowiesz zależeć będą twoje dalsze plany.
Uśmiechnięty i pełen optymizmu ruszyłeś do warsztatu.
Gość siedział na stercie opon przed warsztatem i najwyraźniej na ciebie czekał. Gdy podszedłeś bliżej wstał.
- Uszanowanko szefie. Oponka oczywiście gotowa, jeżeli trzeba to mogę też na wózek rzucić okiem. Może coś trzeba podregulować, przesmarować, czy cuś.
W dziwny sposób jego pewność siebie i cwaniacki styl bycia, zniknęły niczym bańka mydlana. Najwyraźniej przedstawienie jakie dałeś wczoraj wieczorem poskutkowało lepiej niż się spodziewałeś.
- Nie trzeba - zbyłeś go krótko, a po chwili zapytałeś - Masz coś dla mnie?
- Szefie, szefuńciu jasne że mam. - uśmiechnął się zawadiacko, a ty już wiedziałeś co się święci - Tylko to będzie kosztować 4 stówki. Troszkę musiałem się natrudzić, by ten numer zdobyć. To jak będzie umowa stoi?
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół
Takeda jest offline