Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2011, 07:38   #1
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
[Autorski] Igrzyska Śmierci

Prezydent Sand wyciągnął się na krześle, prostując zesztywniałe kończyny. Co prawda, Głodowe Igrzyska były niezwykle dochodowym, a przy okazji skutecznym przedsięwzięciem, ale było z tym mnóstwo papierkowej roboty. Gdyby tylko choć raz jego asystenci zdecydowali się zrobić to za niego. Na szczęście później będzie miał spokój. Przez kilka tygodni cała praca będzie należała do kamerzystów i kierowników programowych. On sam w tym czasie będzie delektował się krwawymi bitkami na arenie.

Właśnie kończył wypisywać listę wydatków, kiedy do jego gabinetu weszło troje organizatorów.

- Jak idzie praca, panie prezydencie? – zagadnął jeden z nich, Garnner, wyciągając przed siebie rękę.

- Bywało lepiej – uśmiechnął się Sand, podając mu dłoń. – Na szczęście już kończę. A co panowie tutaj właściwie robią?

- Zaraz zbiegną się dziennikarze – wyjaśnił Rayney, wysoki blondyn. – Jeszcze tylko pięć minut i dzwony zabiją. Niewątpliwie pijawki zechcą usłyszeć jakąś relację z przygotowań bezpośrednio od jej organizatorów.

- To już tylko pięć minut? – jęknął prezydent, spoglądając na zegarek. – Chrzanić robotę, już i tak dzisiaj nic więcej nie napiszę.

- Słyszał pan, co się wydarzyło w Siódmym Dystrykcie? – przerwał Never.

Sand zmarszczył brwi i spojrzał na niego pytająco.

- Mentor się zbuntował, ot co – prychnął Never. – Starzec co roku trenował nowych trybutów, ale ci co roku ginęli. Widocznie przestało mu się to podobać, więc stwierdził, że tym razem odmawia udziału w przygotowaniach. Nawet próbował wzniecić bunt przeciwko Kapitolowi. Oczywiście Strażnicy zdołali go szybko złapać i zamknąć. Będzie miał szczęście, jeśli do końca życia wyjdzie z więzienia, już i tak poszliśmy mu na rękę, że skończyło się tylko na aresztowaniu.

Sand pokręcił głową z dezaprobatą. Jacy to ludzie potrafią być głupi. Spojrzał na zegarek. 12:59. Wdusił przycisk intercomu i mruknął do mikrofonu:

- Już pora. Trzy uderzenia.


Drugi Dystrykt


Lśniący z czystości plac miasta był dzisiaj pełen ludzi. Jak co roku o tej samej porze. Mieszkańcy zjawiali się tu punktualnie, nikt nigdy się nie spóźniał. Nikt nie mógł się spóźnić, jeśli nie miał ochoty na publiczne biczowanie. Drugi Dystrykt był dystryktem zwycięzców. To stąd wywodzili się najlepsi trybuci. To oni zwykle wygrywali w zawodach, przez lata potajemnie trenowani w głębi rodzimego miasta.

Inne dystrykty traktowały igrzyska, jak nieprzyjemny obowiązek, jednak tutaj było to największe ze świąt. W końcu miejscowości zajmującej się wydobywaniem kamieni szlachetnych i produkcją broni nie przystoiło, aby jakieś inne, podrzędne miasto zgarnęło całą sławę dla siebie.

Większość mieszkańców usadowiła się na trybunach. Nieszczęśiwcy, dla których zabrakło miejsc, musieli zadowolić się dachami budynków. „Kandydaci” do roli gladiatorów, jak zwykle ustawili się w kilkunastu rzędach podzieleni wiekowo. Prawie wszyscy marzyli o tym, aby to właśnie ich imię wylądowało w rękach opiekunki.

Burmistrz pokrótce przedstawił historię państwa Panem, po czym mentorka dystryktu podeszła do kuli z imionami dziewczyn. Te zawsze miały pierwszeństwo w wyborze. Powoli włożyła rękę do szklanej kopuły i wyciągnęła z niej idealnie złożony świstek papieru.

- Evelin Karre – odczytała.

Tłum zakwiczał z radości, a w powietrzu rozległ się głośny aplauz. Wysoka, szesnastoletnia dziewczyna sprężystym krokiem wspięła się na scenę. Była ładna, bardzo ładna.

Po pierwszym przedstawicielu Dwójki przyszła pora na kolejnego. Tym razem opiekunka nie próbowała budować napięcia i szybko wyciągnęła kartkę.

- Aquar Fineos!


Piąty Dystrykt


Fabryki i hurtownie Piątego Dystryktu były dzisiaj wyjątkowo zamknięte. Ktoś niewtajemniczony w prawa Kapitolu z pewnością orzekłby, że najprawdopodobniej miasto wymarło. I w gruncie rzeczy niewiele by się pomylił. Dzisiaj od godziny 13:00 do 14:00 tłumy ludzi będą wyczekiwały wyboru dwóch przedstawicieli Piątki. Tymczasem po czternastej odbędzie się wielka uczta przygotowana specjalnie na cześć trybutów.

Jednak przynajmniej kilkadziesiąt osób nie weźmie udziału w uczcie. Minimum dwie rodziny zaciągną firanki i zaryglują drzwi swoich domów, aby w ciszy rozpaczać nad przyszłością potomków. I tak co roku.

Plac przed ratuszem był wypełniony ludźmi po brzegi, a do tego kilkadziesięcioro innych wyglądało zza balkonów. Nikt nie chciał przegapić nawet najmniej ważnego momentu ceremonii.

Pośród gromady szesnastolatków nerwowo podskakujących w miejscu stała Gattoria Mael. Dziewczyna podzielała entuzjazm towarzyszy i w równej mierze jak oni obawiała się o swoje życie. Dlatego też, niezwykłe było jej zdumienie, gdy opiekunka Piątego Dystryktu, podchodząc do szklanej kuli i wyjmując z niej świstek, wyczytała:

- Gattoria Mael.

Kariera młodej chemiczki właśnie legła w gruzach. Wszystko, o czym do tej pory marzyła wydawało się być tylko wspomnieniem, miłymi chwilami, które już nigdy nie powrócą. Teraz ma dwie możliwości: albo zwycięży, albo zginie, próbując.



Siódmy Dystrykt


Wszystko z drewna. Wyjątkowo trafne określenie, zważywszy na rolę dystryktu w życiu Stolicy. Miasto zajmowało się głównie wyrobem wszystkiego, co było (lub mogło być) drewniane. Co prawda, w hierarchii Kapitolu nie zajmowało zbyt wysokiego miejsca, ale nadrabiało wyjątkowo sprawną fizycznie młodzieżą.

W historii Panem odnotowano całkiem pokaźny zbiór zwycięzców pochodzących z Siódemki. I choć nadal Głodowe Igrzyska nie były tu traktowane jak święto (w odróżnieniu od Jedynki i Dwójki), to ceremonia losowania odbywała się w miarę neutralnym klimacie. W końcu wiadomo – praca w przemyśle drewnianym to nie przelewki, a ludzie powinni być silni i postawni.

Budowany przez kilka lat przy pomocy setek narzędzi i kilkukrotnie większej ilości rąk ratusz, został ukończony niecały rok temu, więc kamerzyści poświęcali bardzo dużo czasu antenowego na kręcenie tego pięknego przykładu ludzkiego rzemiosła. Mimo to dożynki i tak miały priorytet.

Przygotowania i przemowa burmistrza odbyły się bez większych kłopotów, toteż już kilkanaście minut później młoda kobieta sięgnęła ręką do kopuły. W tym roku przyszła kolej na piętnastolatków.

- Nayrine Matheld i Erne Daleern!

Wszyscy mieszkańcy Kapitolu mogli oglądać przez ekrany telewizorów, jak dwójka młodych ludzi spokojnym krokiem zmierza ku scenie. Dla nich przyszedł czas wyboru.



Ósmy Dystrykt


Ósmy Dystrykt. Miasto całkowicie podporządkowane Kapitolowi (jak wszystkie, zresztą), które spośród innych wyróżniają doskonałe zakłady krawieckie. Właściwie to każda dzielnica dystryktu składała się z przynajmniej kilku sklepów oferujących klientom wszelkiego rodzaju usługi skupione na ich odzieniu. Można było tu znaleźć wszystko, co związane z ubraniami: od mundurów począwszy, przez buty, na zimowych futrach skończywszy.

Choć miastu w gruncie rzeczy powodziło się dobrze, zwłaszcza na tle takich dystryktów, jak Dziesiątka czy Jedenastka, to jednak jego młodzieży daleko było do umiejętności trybutowej elity. I właśnie z tego powodu, żadnemu ze stojących przy scenie nastolatków nie było do śmiechu. Każdy z nich wiedział, że być może dzisiaj zostanie postawiony nad nim krzyżyk, a w ciągu następnych tygodni przyjdzie mu stoczyć walkę na śmierć i życie na arenie.

Dlatego też, Ósemka, będąca zwykle dystryktem wesołym, tonęła w smutku i rozpaczy. Oczywiście, kulminacyjnym punktem programu było ogłoszenie nazwisk wybranych losowo przedstawicieli dystryktu w bratobójczej wojnie gladiatorów. Na szczęście opiekująca się miastem mentorka nie była miłośniczką budowania napięcia.

- Alice Johnson!

Alice, pomimo targających nią emocji, zdołała utrzymać pionową postawę ciała i w miarę spokojnie wdrapała się na piedestał, gdzie tuż obok niej miał za chwilę stanąć kolejny trybut. I nigdy nie wpadłoby jej do głowy, kim może on być.

- Alan Gayden.


******


A noc była dziś wyjątkowo niespokojna. Pohukiwania sów, zwykle najgłośniejsze ze wszystkim dźwięków, przegrały z lamentem setek rodzin, rozpaczających nad losem swoich dzieci. Być może niepotrzebnie. Wszak Głodowe Igrzyska to przedstawienie nieprzewidywalne. Nie wiadomo, jakiego zwycięzcę przyniesie w tym roku…
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 19-03-2011 o 08:00.
Shooty jest offline