Czwarty Dystrykt
W odróżnieniu od kilkudziesięciu innych dystryktów mieszkańcy tego nie opuścili swoich miejsc pracy. Praktycznie wszyscy pracowali przy zatoce, łowiąc ryby lub wyrabiając sieci, a ponieważ Pałac Sprawiedliwości stał przy morzu, nie byli zmuszeni do gromadzenia się w innym miejscu.
Co prawda, ludzie ubrani w rybackie kombinezony, dodatkowo w wielu miejscach podarte, wyglądali jak dzicy przedstawiciele innego gatunku, jednak każdy obeznany z historią Panem człowiek wiedział, że nie można ich lekceważyć.
Czwórka słynęła z bardzo dobrych i skutecznych trybutów, którzy wielokrotnie pokazali, że nawet niezbyt zamożny dystrykt może pochwalić się silną, zdyscyplinowaną młodzieżą. Miała również skłonności do działań o charakterze przestępczym, ale o tym w raportach wolano nie wspominać.
Dożynki nigdy nie były w Czwartym Dystrykcie zbyt oficjalną ceremonią. Jedyna zasada, którą kierowano się podczas ich organizowania brzmiała „zgodnie z prawem” i to właśnie ona najlepiej obrazowała stosunek rady miasta do tych przygotowań. W myśl tej zasady dożynki przebiegły dziś w równie luźnym klimacie, jak rok temu.
Burmistrz niedbałym tonem opowiedział o historii Panem, po czym opiekunka dystryktu weszła na scenę, zataczając się. Niewątpliwie była poważnie wcięta. Ledwo utrzymując się na nogach, wyciągnęła drżącymi rękami świstek z jednej z kul.
- Lauren Rubish – czknęła.
Nikt nie zaklaskał. Po staremu. Na piedestał wspięła się drobna, chuda trzynastolatka. Wyjątkowo słaby trybut, jeśli chodzi o Czwórkę. Zwykle trafiały się zgrabne i wysokie dziewczyny, a nie cienkie tyczki wyglądające tak krucho, że zdawałoby się iż bardziej porywisty wiatr mógł je złamać.
- Cain Caytel.