Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2011, 00:46   #4
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Cain Caytel
Stało się, padło i drugie imię.
Zarazem piedestał zajęła osoba do pary. Parę podejrzanych osób westchnęło z ulgą, inni nawet nie drgnęli. Wszyscy wiedzieli, że nie na ich synów padnie śmierć. Choć i tak nikt nie rozumiał samego zdarzenia.

***

Grupa ludzi przeciskała się przez tłum, każdy krzyczał co innego, większa część wyglądała jakby patrzyli śmierci w oczy, inni nie interesowali się całym zgromadzeniem, oddalając się od wszystkich.
Jeden chłopak stał, oparty o słup lampy, i rzucał na ziemię parę kości, za każdym razem gdy ktoś podchodził aby poprosić o żywność. Podnosił kości i powtarzał tą czynności tak długo, aż wypadło coś innego od szóstki i jedynki.
Odbił się od ściany i przecisnął przez tłum, aż znalazł się za plecami masywnego młodzieńca który obecnie był na czele kolejki.
- Za...sz..pięć kartek! - wydusił, a inni spojrzeli na niego dosyć zdziwieni.
- Ciota - stwierdził chłopak. - po co w ogóle stajesz w tej kolejce? Możesz to złowić w tydzień. - stwierdził, w ogóle nie reagując na groźny wyraz barczystego, który wyraźnie dał się sprowokować.
- Coś ty powiedział!? - rzucił do niego chcąc pokazać bardziej sobie, niż nieznanemu chłopakowi, że nie boi się olimpiady.
Cain jednak zignorował i ominął go.
- Słyszałem że nie ma limitów....wystawcie wszystko co zostało.
Powiedział to spokojnie, a każdy zrobił krok w tył. Szaleniec.
Caytel odwrócił się, i rzekł
- Każdemu kto pomoże zanieść mi to do domu, dam chleb i wodę. Oferuję też jedną dziesiątą temu, kto obiecuje oddać mi swoje życie w niewole, gdy wrócę z areny...chętni?
- podły uśmiech zapoczątkował powstanie ciszy.
****
Starzec co chwila spoglądał na flarę przy stole i zdjęcie swojego wnuka, pisząc list drżącą ręką. Był dumny, ale za razem przerażony tego, co nadciąga.
Do pomieszczenia wszedł jego syn, mówiąc drżącym głosem.
- Są wiadomości, z siódmego dystryktu.
- Słucham?
- Mentor...został zabity podczas próby wzniecenia rewolucji.

Staruszek oniemiał. Zacisnął oczy i zrzucił początek listu ze stołu, mając ochotę popaść w rozpacz.
- Bez niego...nie ma możliwości...nie...Cain. Po prostu wróć. To szaleństwo...

***
Średniej długości blond włosy do szyi, heterochronia oczu, sprawiająca że jedno było błękitne a drugie zielone, czerwona obroża na szyi, krótka koszula z znakiem anarchii, którego sensu w tych czasach już praktycznie nikt nie rozumiał, krótkie spodnie i glany... Chłopak stał w ten sposób gapiąc się z podium na nieczułe zgromadzenie. Co ciekawe nie był przesadnie umięśniony, można powiedzieć że ledwo wyrabiał średnią jak na pływaka i rybaka.
"Co ja miałem?" zastanawiał się Cain "a, nie ważne, nie mogę się powstrzymać, nawet jakby chcieli mnie strzelić za karę że nie siedzę cicho".
- Jak dobrze że to nie moja córka. Całe szczęście trafił się jakiś wariat w miejsce mojego syna. Nic nie poradzimy. - Odparł głośnym tonem, niemal krzykiem, w stronę zgromadzonych, chcąc aby każdy go usłyszał.
- Jeśli ktokolwiek nie trafił na arenę, i zamiast starać się jej przeciwstawić po prostu stoi się i gapi, równie dobrze może pójść się utopić w przeciągu najbliższej godziny. Nie macie odwagi aby żyć? Nawet jakbyście czerpali radość z igrzysk waszym zasranym obowiązkiem byłoby być gotowym na utratę życia własnego bądź bliskich! - Ciężko było stwierdzić czemu Cain ogłosił te słowa, jednak większość spuściła spojrzenie z podium na swoje własne buty, inni czuli się jakby się nad nimi znęcał, do części dopiero dotarło że mimo wszystko 23 osoby zaraz pójdą na rzeź. Co prawda część wciąż miała to gdzieś, jeśli mają co najmniej 19 lat nie obchodzą ich przecież trybuci.
Dla Caytela była to jednak część zabawy, podobał mu się ich widok, nie potrafił docenić ludzi którzy oczekują cudzej śmierci nie spodziewając się własnej, a tak właśnie wyglądała dla niego sytuacja.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 20-03-2011 o 09:44.
Fiath jest offline