Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2011, 11:08   #13
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Trzy kolejne telefony do O'neila nie przyniosły ci nic nowego. Za każdym razem słyszałeś w słuchawce ten sam spokojny i jakże drażniący głos;
"Dodzwoniłeś się do domu Franka O'neila. Niestety w tej chwili nie mogę podejść do telefonu. Jeżeli to coś pilnego zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału lub zadzwoń później. Phi."
Stary drań pogrywał z tobą i zaczynało ci to grać na nerwach. Postanowiłeś, że dość już zabawy w podchody. Trzeba postawić sprawę jasno i otwarcie i w ten sposób wywabić lisa z nory.
Z lekką obawą wykręciłeś numer Salfielda po raz kolejny. Sam nie wiedziałeś skąd pojawił się nagle ten dziwny lęk. Czekając na połączenie czułeś się jak nastolatek, który pierwszy raz dzwoni do dziewczyny, by zaprosić ją do kina. Dziwna mieszanina zdenerwowania, podniecenia i strachu.
Nagrywanie się na automatyczne sekretarki nigdy nie należało do twych ulubionych zajęć i tym razem nie było inaczej. Musiałeś mocno trzymać nerwy na wodzy, by zachować spokojny tembr głosu.
Wiadomość, którą pozostawiłeś miała być jednocześnie przynętą i pułapką. Przemilczenia na temat przesyłki, którą dla niego miałeś, lakoniczne "mam informację, które mogą pana zainteresować. Dotyczą bezpośrednio pana" Teraz to ty bawiłeś się z gnojem. Dobrze przemyślałeś to co chciałeś powiedzieć i byłeś z tego zadowolony z tego co wymyśliłeś. Sposób jak to powiedziałeś pozostawiał co prawda wiele do życzenia, ale i tak byłeś szczęśliwy że zachowałeś spokój i głos ci się nie załamał. A musiałeś przyznać sam przed sobą, że niewiele brakowało.
Salfield działał w jakiś dziwny sposób na ciebie i wprowadzał w dziwny nerwowy stan. Przed spotkaniem z nim musisz się dobrze przygotować, by w pełni kontrolować emocje i głos. Miałeś w tym doświadczenie, nie raz przecież musiałeś powiadomić zapłakaną matkę, że polisa którą podpisała nie obejmuje błędów medycznych. Skutkiem tego nie otrzyma ona pieniędzy za śmierć córki. W takich sytuacjach byłeś spokojny, delikatny, wrażliwy. Pełen profesjonalizm. Co więc do cholery było z tym Salfielda, że działał na ciebie w taki sposób?

Wybrałeś pieniądze z konta i udałeś się do baru. Ludzie witali cię jak stałego bywalca. Uśmiechali się i pytali jak idzie praca nad książką. Ot taki urok małych miasteczek. Po dwóch dniach mają cię za jednego ze swoich.
Zamówiłeś piwo i podgryzając orzeszki czekałeś na wiadomość od Salfielda.
Minęła godzina, półtorej. Jedni ludzie wychodzili, inni przychodzili. Znowu seria wymuszonych uśmiechów i odpowiedzi na te same nudne pytania.
Jak idzie książka?
A kto będzie głównym bohaterem?
A będzie coś o miłości? Musi być coś o miłości.
Mam nadzieję, że główny bohater nie pije za dużo whiskey. Nie pije prawda?
Dzień dobry. Do widzenia. Miło było państwa spotkać.
Słowa, słowa, słowa.
Minęło południe, a ty nadal byłeś w tym samym miejscu i czekałeś. Zbliżała się pora obiadu postanowiłeś, że zjesz coś konkretniejszego. Zamówiłeś stek z frytkami i surówką. Trzeba było przyznać, że prawdę powiedziałeś O'neilowi o dobrym jedzeniu w miejscowym barze.
Szkoda tylko, że ten sukinsyn się nie pofatygował tutaj i nie zaszczycił cię swoją obecnością.
Postanowiłeś, że jak zjesz to pójdziesz do hotelu na małą drzemkę. Chwila odpoczynku dobrze ci zrobi.

- Panie Freeman - zawołała cię właścicielka hotelu - Niech pan zaczeka. Mam dla pana list.
List? Może to od Salfielda. Staruch chyba faktycznie ma alergię na technikę i woli komunikować się listownie. Świr.
Z kamienną twarzą podszedłeś odebrać przesyłkę. Właścicielka wręczyła ci zwykłą białą kopertę na której ktoś czarnym flamastrem napisał "Direc Friman"
Co to kurwa ma być?
"Direc Friman" To jakieś żarty?
- Wszystko w porządku? - spytała miła starsza pani.
- Tak - odparłeś chłodno i z kopertą w ręku poszedłeś na górę.

Siedząc na łóżku jeszcze raz spojrzałeś na litery na kopercie. Nie było żadnych wątpliwości, że pisał to Salfield. Tylko co on do cholery miał na myśli pisząc tak twoje imię i nazwisko.
Z resztą hu...
Otworzyłeś kopertę i wyciągnąłeś z niej zwykła kartkę białego papieru A4 do drukarek. Na niej tym samym czarnym flamastrem było napisane.
"Nie znam pana, panie Friman, czy jak się tam pan naprawdę nazywa.
Nie wydaje mi się też byśmy mogli mieć jakieś wspólne sprawy. Jeżeli jednak jest pan innego zdania i nadal jest zdecydowany, by się ze mną spotkać to zapraszam do baru "U Grubego Joe"
Niech pan zapyta miejscowych, każdy wskaże panu drogę. Będę tam na pana czekał, dzisiaj o wieczorem o dziesiątej.
F.O."
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół
Takeda jest offline