Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2011, 22:12   #92
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post pisany z pomoca Armiela, Liliel, Bebopa i Gryfa oczywiście

Przyszli. Wszyscy. Spodziewał się tego. Liczył na to. Jego nowa rodzina go nie zawiodła. Była cała trójka Cohen, Baldrick i…. Claire. Czuł, że przyjdzie, chciał żeby przyszła ale miał nadzieję, że jednak nie spełni jego egoistycznej zachcianki, dla swojego dobra. Powinna nadal żyć iluzją, dopełniać swego żywota, zyc w ułudzie jaką serwowano większości ludziom.
Jednak Claire to Claire. Gdyby nie przyszła nie byłaby sobą. Coś musiało się wydarzyć w jej zyciu, że lubiła stąpac po krawędzi jego ostrzu. Prąc do przodu z tą siłą błyskająca z jej zielonych oczu.
„Co kryjesz Claire…? Jaka tajemnica wyzwoliła w Tobie tą dziwną chęć samozapłonu”
Silent podszedł do trojki detektywów. Położył delikatnie wszystkie trzy torby na ziemię. Uśmiechnął się blado do każdego z przybyłych.

- Cieszę się, że wszyscy przybyliście, to oznacza że twoje słowo Patricku o zaufaniu i sile tej grupy zyskało dodatkowa głębię. Dla nas, ale głównie dla.... Jess - smutek przemknął w oczach Rafaela ale zniknął kiedy ten spojrzał na Claire - Mam wam wiele do powiedzenia... wydaje mi się że pewne puzzle tej całej zagadki wskoczyły na swoje miejsce choć nadal to co się nowego dowiedziałem może być kłamstwo – dopiero teraz przeniósł wzrok z Claire na dwójke pozostałych detektywów - Sprytnym i przemyślanym ale nadal kłamstwem Teraz już wiem kto był kretem w oddziale podczas pierwszej sprawy, kto stoi za śmiercią tych dzieci.... wiem jak możemy spróbować pomóc Jess. To wszystko wiąże się jednak z waszą decyzją a głównie twoją Claire bo jedynie ty masz najwięcej do stracenia. Patrick i Terrence od Red Hook nie mają już nic do powiedzenia, prawie nic i to co siedzi w głębi nich samych nie pozwoli im się wycofać. Ty Claire - ponownie przeniósł wzrok na jedyną kobietę w ich towarzystwie - możesz jeszcze się odwrócić i żyć zgodnie z tym co dał nam Bóg, zachować to ciało i wypełnić swoje przeznaczenie jakie tobie przewidział aż do czasu śmierci, sądu i kolejnych narodzin. Wypełniając cykl życia... - zamilkł i przeniósł wzrok na tłustego szczura który skierował swój łepek w ich stronę poruszając swoimi wąsiskami



- Wiele sil zwróciło na nas swoje oczy – kontynuował po chwili - Zbyt wiele i zbyt potężnych. Mamy mało czasu. Pytajcie, tylko szybko…

- Ja mam tylko jedno pytanie - Claire spojrzała podejrzliwie na trzy wielkie podróżne torby jakie przywlókł ze sobą Silent. - Co jest w środku i czy to pozwoli nam odbić Jess?

- Dokładnie - Alvaro uśmiechnął się cieplej na zapytanie Claire - Trochę ognia i wiary - otworzył torbę - coś co nam pozwoli odbić Jess, a dokładnie potargować się o jej duszyczkę. Co musicie wiedzieć teraz to to, że idziemy odwiedzić pewnego razydę i jego dzieci, tych samych co dokonali mordu na tej dziesiątce w magazynie, kiedy podrzucali ciało Kingston do Iluzji... jej puste ciało. Jeżeli jakimś sposobem okaże się, że znajdziemy się w Mieście Miast to trzymamy się razem, nie szarżujemy samotnie i wspólnie decydujemy gdzie iść.

- Razydę... - Goodman na chwilę się zamyśliła. Wciąż czuła się niepokojąco zielona w tych piekielnych tematach. - Mamy jakiś plan? Będziemy z nim negocjować czy częstować ołowiem? Choć to drugie zapewne będzie mało skuteczne.

- Iluzja w jakiej się znajdujemy – zaczął wyjaśniać Rafael - została podzielona na części, kawałki którymi władają sobie nadzorcy według własnego widzimisię. Razyda to ktoś właśnie zbliżony do takiego nadzorcy, przynajmniej tak mi sie wydaje. Ktoś komu posłuszni są inni. Taki kot wśród szczurów - wampir spojrzał ponownie w kierunku gryzonia - Wejście znajduje się w jednym z pokoi szpitala. Na pewno nie będziemy tam mile widziani. Słaby punkt podopiecznych tego Razydy to ogień i strach przed krzyżem. Potrzebne rzeczy znajdziecie w torbach. Nie znam innego sposobu by odzyskać duszę Jess. To wam musi wystarczyć

Cohen skinął głową.
- Widzę, że już to obmyśliłeś, a do tego nie mamy czasu do stracenia, ale niepokoją mnie jeszcze dwa pytania: Skąd pochodzi informacja i co masz na myśli mówiąc “ogień”? - spojrzał na torbę - iluzja iluzją, ale nie piszę się na podpalenie szpitala.

- Wy naprawdę chcecie to zrobić - włączył się w końcu do rozmowy Baldrick, nie wyglądał na zaskoczonego, ale też nie starał się ukrywać, iż pomysł nie przypadł mu do gustu - Kiedy zamieniliśmy się w Blade’a i Spółkę? Pójdziemy tam wszyscy jak na pewną śmierć? - Spojrzał w oczy Alvaro. - Jeśli mam to zrobić to też chce wiedzieć skąd masz informację, tylko nie mów, że muszę ci zaufać i uwierzyć na słowo.

- On Cie widzi. Widzi cię, nawet na ciebie nie patrząc - powiedział tylko tyle Silent chcąc by sami domyślili się z kim rozmawiał - chciałbym powiedzieć coś więcej ale jesteśmy na podsłuchu. Stałym. Co do ognia - przeniósł wzrok na patologa - to nie mam pojęcia czy to co wydarzy się w Metropolis przeniesie się na iluzje. Po prostu nie wiem Patrick. A ty Terrence - tym razem skierował wzrok na Baldricka - masz jakiś inny pomysł? Jak tak to się podziel. Jak ty to widzisz? Czekamy i liczymy na to ze jakoś to będzie? Czy może do czasu aż ktoś z szefostwa Miasta Miast sam się do nas pofatyguje a bardziej do was by zabrać to co macie razem z Patrickiem, to co jest dla nich takie cenne. Jak ty to widzisz he? – zapytał zadziornie

- Dobra, to mi wystarczy. O źródłach informacji pogadamy później, teraz zdaję się na ciebie. Tylko żadnych pokazów fajerwerków po tej stronie lustra – Cohen ruszył w kierunku wejścia do szpitala

- Stałeś się bardziej wygadany odkąd oddałeś się wampirkom Alvie - odparł Baldrick - Nie, nie mam lepszego planu, ale twój też mnie nie powalił. To, że jest jedyny, nie znaczy, że muszę go poprzeć. Pójdę z wami, ale nie myśl, że zrobię to z dobroci serca.

- Na pewno nie. Raczej jestem pewien, że pójdziesz jedynie dla tego by przy okazji ratować i własny tyłek – Alvaro podniosł torbę z ziemi

- Brawo Einsteinie – skwitował Terrence i ruszył w ślady Patricka

Rafael siegnal po kolejną z toreb. Zlowil wzrok Claire na sobie. Zarzucił pakunek na ramie a w druga reke chwycil kolejny.

- Przepraszam za tą wiadomosc rano Claire. Żart chyba nie byl na miejscu. Mam nadzieję że nie żywisz urazy? - zwrócil sie ściszonym głosem do Claire kiedy do niej podszedł.

Zerknęła na niego przelotnie i uśmiechnęła się krzywo, jedną połową ust.
- Biorąc pod uwagę, że pewnie dzisiaj zginiemy to zaczynam żałować, że jednak nie poszliśmy na całość - ciężko było powiedzieć czy teraz ona się z nim droczy czy mówi aby poważnie.

- Claire... zanim tam wejdziesz... powinienem nawrzeszczeć na ciebie, nawrzucać tobie byś odpuscila, byś dała sobie z tym spokój... ale nie umiem, nie wiem czemu... może dlatego że jestem egoistą?... Zanim tam wejdziesz chcę żebyś pamiętała o jednym. tylko o jednym. Twoja dusza nalezy tylko do Ciebie. Nie daj jej sobie zabrać. Bo inaczej skończysz tak jak ja albo jak Jess....

Może i Rafael był powazny, czasami zbyt poważny, zbyt patetyczny, jakby nie umiał się wyluzować, jakby cała powaga tego świata leżała mu na ramionach ale przy tej dziewczynie stojącej naprzeciw niego czuł się w jakią sposób…. spokojny, jakby ktoś podał lekarstwo na wszelkie bóle, lekarstwo na problemy tego świata.

- Gadasz jak ksiądz - przeżuwała spokojnie gumę aż trzasnął wielki różowy balon. - Nie jesteś już nim, prawda? - w jej oczach błysnęło rozbawienie. Odrobinę sztuczne, odrobinę wymuszone. Jakby chciała za wszelką cenę odegnać od siebie grobowy nastrój ich samobójczej najpewniej misji. - Błagam cię, tylko nie mów mi, że chciałam się przespać z księdzem. Za to pewnie idzie się do piekła.

- Byłem nim... dawno temu - uśmiech zniszczył trochę powagę jaka dotychczas rysowała się na twarzy Alvara - a ja myślałem że to wampir tak na Ciebie działał

Zatrzymała się na moment i uśmiech zgasł z jej twarzy.
- Wiesz, że to bez sensu, prawda? - ściszyła głos. - Wczoraj może coś zaiskrzyło ale... to by tylko wszystko skomplikowało. Nie szukam niczego na dłuższą metę. Po prostu się w tym nie sprawdzam.

Silent zatrzymał się. Zaskoczony. Jakiś cień przemknął po jego twarzy
- Nawet nie spróbowałaś Claire - szukał jej spojrzenia - Widocznie nigdy nie dałaś szansy drugiej stronie… Teraz zachowam sie dopiero jak ksiadz. Piesn nad Piesniami osiem- szesc.

Rafaelem targały dziwne emocje. Trzymał je w ryzach starajac sie nie wypuscic na zewnatrz by Claire nie uznała ze jest załosny. Wiele przeszedł ostatnimi czasy, wiele widział i doświadczył, ale słowa tej jakże twardo stapajacej po ziemi urodziwej kobiety zabolały najbardziej. Starała sie zamknąć bramę, którą dopiero co zaledwie uchyliła. Rafael miał zamiar w nią walić do momentu az go wpuści by mógł ją poznać by ona mogła poznać jego. Teraz jednak nie mógł. Musiał odpuścić. Był szpital, była pozbawiona duszy Jess....
Czy i on nie został pozbawiany wszystkiego?

Claire wpatrywała się w niego z nieodgadnioną miną.
- Pieśń nad Pieśniami nie jest widać pisana każdemu...

Ruszyła do przodu ale po paru kroków odwróciła się jeszcze i dodała.
- Jeśli wyjdziemy z tego cało dam ci się zaciągnąć na kolację. Ale więcej nie mogę obiecać.

... drzwi jednak nie zostały do końca zamkniete

Rafael usmiechnał sie do pleców Claire znikających w drzwiach szpitala

Szpital nie przedstawiał się najlepiej. Na pewno w takim miejscu nie chciałby być leczony, choć z drugiej strony… to tylko iluzja.
Starał się nie rzucać w oczy, nie miał odznaki więc i zawartośc torby byłaby trudna do wytłumaczenia. Dodatkowo mógł zostać przez kogoś rozpoznany. Przed wejściem spojrzał jeszcze w góre na frontową ścianę szpitala. Miał dziwne odczucia co do tego miejsca. Czuł… coś groźnego. Metaliczną aurę śmierci i degeneracji unoszącą się nad budynkiem, niczym odór nad gnijącym ścierwem. Coś tutaj było nie tak i to poważnie nie tak, ale wampir nie wiedział co.

Nie był zbytnio zadowolony kiedy Claire pokazała swój wybuchowy charakter. Chciał ją uspokoić dać do zrozumienia, że właśnie teraz powinna zbastować i tłumić tą silniejszą część swojej natury. Nie uczynił jednak tego. Gdyby skupił na sobie uwagę mógł zaprzepaścić wszystko co dotychczas zbrobili. Mogło się narodzić wiele pytań, które w końcu dały by jedną odpowiedź - Rafael Jose Alvaro żyje i stał się potworem…
Odetchnał z ulgą kiedy wchodzili do sali o numerze 66.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_Aa0drg2JfA&feature=BF&list=QL&index=17[/MEDIA]

Pokój okazał się być salą w której leżało troje ludzi podłączonych do aparatury kardiologicznej. Byli chudzi, wynędzniali, oddychający z trudem. Do pomieszczenia prawie nie przepuszczały światła brudne okna widniejące na ścianie naprzeciw wejścia. Farba łuszczyła się na ścianach. Umeblowanie sali stanowiłu trzy łóżka i szafki obok nich. Pokój biedny, skromny i zimny. Dopiero po bliższym przyjrzeniu możnabyło zauważyć, że leżące postacie to kobiety. Podobne do siebie.
Już zanim Alvaro wszedł do pomieszczenia czuł zapach piżma. Będąc w środku zlokalizował jego źródło, które mieściło się w szybie wentylacyjnym odgrodzonym od sali kratką.
Dodatkowo po wejściu do komnaty usłyszał szept, słowa skierowany jakby tylko do niego. Tuż przy uchu. Wyraźnie, obco, natarczywie. Ktoś…. Coś, wołało w kółko - UNKATH, UNKATH.
Dodatkowo po kilku krokach Rafael uświadomił sobie, że idzie po kałuży. Kałuży krwi. Dopiero teraz do jego nozdrzy doszedł zapach życiodajnego płynu. Prawie zgiął się w pół odczuwajac nagłe łaknienie. Zapach krwi skręcał duszę.

„Co się dzieje? Niedawno się posilałem, nie powinno tak być… słodki Boże co za ból”

Ból pragnienia

Powinien wyjść stad jak najszybciej ale nie mógł. Tutaj była brama oddzielająca iluzję od Metropolis, które było prawdziwym światem. Prawdziwym ale obcym…. a może kolejną iluzją któż to wie co jest prawdą a co nie….
Na początku błądzili szukając z Cohenem jakiegoś rozwiązania. W jakiś sposób Patrick widział symbole wymalowane na ścianach sali, które ukryte były przed wzrokiem pozostałej trójki.

Kiedy chciał spróbować ofiarowania krwi jednej z leżących kobiet i powiadomił o tym fakcie innych, jedynie Baldrick oponował. To potwierdziły jego dotychczasowe przypuszczenia na temat tego policjanta. Oddany temu co przysiągł czynić - Chronić i Służyć. Chyba jedyne dwa słowa, które miały dla niego jakąś świętość.

Chciał dać do zrozumienia Baldrickowi, że to wszystko jest nieprawdziwe, że musi wyzbyć się tego czego dowiedział się w tym „więzieniu” zwanym życiem, że musi na nowo się narodzić w swym postrzeganiu.

Skąd to łaknienie...? Przeklęty, przeklęty. Po stokroć przeklęty...

Opowiedzieli sobie co czuli co widzieli wchodząc do tego pomieszczenia. Co dostrzegli ponad iluzję. Musieli jakoś spróbować „otworzyć” bramę do ruin Miasta Miast. Mieli mało czasu a zaczęli coraz bardziej zwracać na siebie uwagę. Cohen w ostatniej chwili wyszedł na korytarz by powstrzymać nadgorliwego doktorka, która zamierzał się dowiedzieć dlaczego czwórka policjantów biega po salach jego poważnie chorych podopiecznych.

Nie mogli czekać

Baldrick słusznie chciał współpracować ale jak się okazało później każdy z nich miał inna klucz umożliwiający mu wejście poza iluzję.

- Musimy się śpieszyć - Goodman stwierdziła oczywiste. - Jeśli te kobiety mają liczne ślady po żyletkach, to znaczy, że ktoś je często nacinał. Może to jest swego rodzaju klucz, rytuał który otwiera drzwi? Rozumiem twoje moralne bariery Cohen – rzuciła jeszcze do wychodzącego patologa - ale przecież nie mamy w planach zabawy w Kubę Rozpruwacza. Lekkie, płytkie nacięcia. Myślę, że warto spróbować. - zeskoczyła z krzesła i zaklęła szpetnie. - Nikt z was nie ma papierosa, prawda?

- Nie mamy czasu – Alvaro przez chwilę nasłuchiwał rozmowy z korytarza jaką przeprowadzał Cohen z lekarzem - Zresztą i tak będę się smażył w piekle - Silent błyskawicznie wydobył scyzoryk i naciął... swoja rękę

“Ofiara. Plugawa. Bezbożna. Ja już jestem w piekle”

Nic się nie wydarzyło za wyjątkiem pojawiających się kropel krwi w miejscu nacięcia. Dodatkowy zapach krwi jeszcze bardziej skurczył jego trzewia. Tak wspaniale ona pachniała...

„Kim się stałem...?”

„Pan Piórko....”

„Byłem tym samym zimnym mordercą jak zabójca mojej siostry....”

Chciałem krzyczeć, wrzeszczeć ponad wszystko, tak by słyszano mnie nawet poza iluzją

DLACZEGO??!!!

Bo jesteś słaby

Zawsze byłeś....

Słaba kupa mięsa

Alvaro

Silent przymknął oczy. Na chwilę. Spojrzał na Claire zajętą sprawdzanie wentylacji.

Smutek ścisnął jego gardło.

„Gdybym poznał Ciebie wcześniej... kto wie...”

Śmierć jest dopiero początkiem

A wiedza nas zabija

Podszedł i bez słowa pomimo swych wcześniejszych słów naciął dłoń jednej z leżących kobiet. Z jej ręki wylał się strumyk życiodajnej substancji. Zapach lekarstw i śmierci.

- I nic. Szlag by trafił te wszystkie anioły, ich zabawy z nami w kotka i myszkę – Rafael mruczał do siebie wyraźnie poirytowany - szlag by trafił te wszystkie rytuały - odłożył delikatnie misę z niewielka ilością krwi i zaczął opatrywać kobietę - jakie to wszystko jest chore. Jesteśmy szczurami w ich cholernych gablotach - odwrócił się od pozostałych i czubkiem języka dotknął krwi jaka zalęgała dno misy w kształcie nerki.

Dreszcz, jaki przeszedł jego ciało był wręcz niesamowity. Przestrzeń wokół niego zafalowała. Leżące na łóżku postacie, ściany, łóżka - wszystko na moment znikło, by pojawić się za chwilę .. inne.

Wypaczone.

Widział trzy wychudzone, rozciągnięte na łożu boleści postacie, którym z ciał wystawały dziwne kable, łańcuchy i żyły zintegrowane z ich systemem krwionośnym i nerwowym. Postacie jęczały. Pomieszczenie wibrowało od ich jęków. Na ścianie pomieszczenia ujrzał wielkie plamy wilgoci i pleśni. Odór gnijących ciał i nieczystości uderzył w nozdrza z intensywnością, przyprawiającą o zawroty głowy.

Był po drugiej stronie.

Walczyć o duszę partnerki z Wydziału którą ledwie znał a która w obliczu tego wszystkiego była dla niego jak część rodziny.

Położył torby na ziemie i szybko wypakował z jednej z nich spryskiwacz ogrodowy, który napełnił łatwopalną substancją. Zakręcił pojemnik i przewiesił go przez plecy. Może i wyglądał śmiesznie, ale nie był żadnym bohaterem komiksowym czy filmowym, nie aspirował do roli wampira roku wiec było mu wszystko jedno jak z tym wygląda. Pragnął zapewnić jedynie bezpieczeństwo tych z którymi tutaj przybył oraz zrobić wszystko by odzyskać duszę Jessici Kingston. Zamierzał na razie biegać po korytarzach tego miejsca ze spryskiwaczem wiszącym na jego plecach, do czasu aż płyn się wyczerpie albo okaże się ze jest on zupełnie bezużyteczny. Byleby tylko stanowił skuteczną broń jeżeli będzie potrzebna.
Do kieszeni włożył kilka zapalniczek. Wykładał na ziemię palniki i dezodoranty licząc, że i pozostali odkryją co było kluczem do złamania iluzji. Astaroth miał rację..... powinni całkowicie zmienić postrzeganie tego co ich otacza.

Pomimo panującego tutaj smrodu zgnilizny, pleśni, wilgoci poczuł miły mu zapach Goodman. Uśmiechnął się odwracając się w jej kierunku. Uśmiech jednak po reakcji Claire zgasł szybciej nawet niż się pojawił.

Cofnęła się parę kroków patrząc rozwartymi szeroko oczyma na Rafaela i wpadła na pordzewiałą i poniszczoną metalową szafkę

- Claire ty się mnie chyba.... - rozejrzał się za siebie przerywając dotychczasową czynność by zbadać ewentualne źródło, które wystraszyło dziewczynę

Nikogo nie było

Claire ściągnęła brwi w, wydawałoby się, dość wrogim wyrazie. Dłoń, raczej instynktownie niż z rozmysłem spoczęła na kaburze pistoletu.

- Alvaro? - tyle zdołała z siebie wykrztusić. W jej głosie dało się wyczuć plątaninę niepokoju i niedowierzania.

On ją wystraszył

„Ty się mnie boisz…”

- A kto niby? Przecież czekam tutaj na was. Masz, weź ten palnik i dezodorant. Wiesz jak je użyć -Nie przestawał patrzeć na Claire.

Ta skinęła nieznacznie głową. Postąpiła naprzód, sięgnęła do torby po wysoką tubę lakieru do włosów ale zaraz cofnęła się pod ścianę.

- Ty... - kolejne zająknięcie. - Nieważne. Mam nadzieję, że reszta szybko do nas dołączy.

- Hej Co się dzieje? – Silent nie wytrzymał - Jeżeli chodzi Tobie o to z krwią to wybacz mi ale czego sie spodziewałaś przecież wiesz kim się stałem, czym mnie uczyniono.

- Tak, to widać - dodała z naciskiem. - Dopiero tutaj to widać.

- Lepiej że to do Ciebie doszło później niż wcale bo teraz mogłabyś żałować - w jego głosie słychac było nutę złości, żalu. Myślał że wszystko już sobie wyjaśnili w tej kwestii - a tak masz sprawę już jasną - nieświadomy mówił o czymś zupełnie innym niż dziewczyna

- Nie chciałam cię urazić... - jej spojrzenie pozostawało baczne, nieufne. - Po prostu... spójrz w lustro Alvaro.

Ostatnie słowa zawierały jakąś ukrytą nutę smutku.
Nie chciała już patrzeć mu w oczy. Kopnęła lekko uchylone drzwi i wyjrzała na zewnątrz.

Nadal zdziwiony popatrzył po sobie. Nic się nie zmieniło. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do jedynego miejsca które choć trochę mogło mu ukazać jego twarz, brudnej szyby przy której umieszczone było łóżko. Spojrzał i....

- No dobra broda może i trochę zaniedbana, więcej zmarszczek na czole od zmartwień, ale nadal nie wiem o co tobie chodzi? - odwrócił się w kierunku policjantki i ponownie przykucnął przy torbie – skoro jednak tobie przeszkadzam to będziesz musiała się trzymać na razie tylko oddalona ode mnie a jak wyjdziemy to z dala ode mnie. Nie będę się tobie narzucał – w jego głosie pobrzmiewało kłamstwo. Zależało mu na dziewczynie, na tym by była blisko niego, by swoją obecnością nie pozwoliła mu zwariować jeszcze bardziej. Pograżyć się w tym szaleństwie.

- Jednak tutaj jesteśmy skazani na siebie czy tego chcesz czy nie – smutek i żal ponownie zagrały. Dotychczac nie zdawał sobie sprawy jak wiele zaczęła dla niego znaczyć Claire i jak bardzo zraniła go swoim zachowaniem.

Jej oczy rozszerzyły się bez zrozumienia. Na moment. Krótką zaledwie chwilę.
- Nieważne... Po prostu znajdźmy Jess.

Skinał głową ale nadal czuł się niepewnie. Coś w Claire zmieniło się względem niego a on nie wiedział co i dlaczego

Kolejna część Rafaela Jose Alvaro wypaliła się bezgłośnie....

Bramy zatrzasnęły się przed jego nosem….
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 24-03-2011 o 19:08. Powód: dodałem tytuł i poprawiłem czesc błedow
Sam_u_raju jest offline