Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2011, 22:57   #6
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wysoki mężczyzna stał wyprostowany i dumny przed kapitanem Ostardem, będącym dowódcą grupy najemnej "Pogrom". Jako, że owa jednostka często współpracowała z przybyszem, jego wzrok był teraz wyjątkowo spokojny. Jego czarne, przenikliwe oczy nie wierciły tym razem swego rozmówcy, a głębokie, silne rysy twarzy stawały się niemal miłym widokiem - jak można tak określić twarz człowieka, który większość ostatnich lat spędził na polu bitwy. Jednym, wielkim polu bitwy…

- Jak już mówiłem, Magnus, wyruszamy za trzy dni w kierunku miasteczka o nazwie Osburg. Z tej zaduchy różne poczwary zaczynają się pałętać po Górach Szarych. Krasnoludy, mimo iż nie chcą tego przyznać, potrzebują naszej pomocy. Jako, że mam w tamtych stronach wielu wpływowych, brodatych znajomych, wyruszymy im na pomoc. - rzekł siedzący za olbrzymim blatem mężczyzna, pokazując Magnusowi trasę na zszarzałej mapie.

- Rozumiem. Jak zawsze nie pytam o powody, dla których mam się rzucić w paszczę lwa. Również znam paru krasnoludów i nie chciałbym, aby coś im się stało. To wyśmienici kompani do picia! - powiedział wojownik z uśmiechem. - Dobra. Zatem umowa taka jak zawsze. Daj mi dzień na zastanowienie się nad robotą. Znasz mnie. Jak czasem bywa może mi coś wypaść. - dodał mężczyzna na koniec i skinął głową wychodząc.

Osobnik wiecznie pilnujący Ostarda siedział w cieniu pomieszczenia zastanawiając się nad rozmową, która właśnie miała miejsce. Nie miał pojęcia, że skazuje się na niepotrzebny trud, gdyż nie pochodząc z Tilei nie pojmie nawet jednego zdania wypowiedzianego w języku pochodzącym z tej egzotycznej krainy.

***

Widząc szyld "Gladius" człowiek mimo woli się uśmiechnął. Znał dobrze założyciela tawerny, niegdyś zwanego "Rzeźnikiem z nad Reiku". Stary Hugon w czasach swej świetności był gladiatorem i jako jeden z nielicznych wywalczył sobie wolność, zarabiając przy tym dość grosza, aby wykupić skromną budę na obrzeżach Altdorfu. Jak wiadomo ów buda później się rozrosła, spotężniała, aż w końcu doszło do tego, że śmietanka tutejszej wojaczki spotyka się tu wieczorami, aby pić gorzałę i opowiadać o swoich najnowszych wyczynach.

Przekraczając próg Magnus skinął jednemu z wykidajłów i podszedł do kontuaru, za którym stał czekający na zamówienia Hugon. W tawernie nie panował jeszcze tłok, ale już teraz karczmarz miał pełne ręce roboty. Potężny, beczkowaty tors mężczyzny unosił się z każdym oddechem. Jego przybytek był ozdobiony wieloma reliktami dobrze wspominanej przeszłości – pamiątkową bronią, zbroją oraz wieloma innymi zabytkami.

- Witam. Kto tu do nas zawitał?! - powiedział głośno stary wojownik.

- Witaj Hugon. Ja tylko przejazdem. Podaj kufel ciemnego i ciepłą strawę. - odparł Magnus.

- Ależ robi się, młody. - rzekł z uśmiechem gospodarz. - Usiądź. Zaraz podamy Ci zamówienie.

Magnus usiadł przy jednym z najbliższych stolików. Nie był wybredny więc dosiadł się do dwóch rozmawiających, w zupełnie mu nieznanym języku, mężczyzn. Gdy pierwszy z nich spojrzał na niego zdawało mu się, że skądś go znał, ale nie wiedział dokładnie skąd.

- Witam. Pan Magnus? - zapytał znajomo wyglądający mężczyzna.

- Owszem. Mogę wiedzieć kto pyta? - odparł wojownik unosząc wzrok na swego rozmówcę.

- Oczywiście mógłbym odpowiedzieć, ale moje imię nie jest ważne. Mistrz Gregorius chciałby Pana widzieć w Siedzibie Kolegiów. Prosił o pośpiech. - wyszeptał mężczyzna ledwo słyszalnie.

- Skoro tak to wybiorę się tam po jedzeniu. Czemu mi się wydaje, że moje najbliższe plany właśnie szlag trafił? - powiedział już bardziej sam do siebie Magnus.

Mężczyzna nie musiał mu odpowiadać. Co więcej wrócił już do rozmowy z tym drugim, nie zwracając się już więcej do Tileańczyka. "Czemu zawsze tak jest? Czemu zawsze Kolegia muszą wiedzieć gdzie jestem? No cóż. Jak to mówią w Tilei: Ch cerca trova!" pomyślał zabierając się za przyniesione właśnie danie...

***

Wchodząc do sporej sali Magnus zdawał się zwrócić na siebie uwagę obecnych. Albo się spóźnił albo po prostu przybył jako ostatni - co chyba dla zebranych było równoznaczne. Podchodząc bliżej grupy osób Magnus ukłonił się z szacunkiem przed starym czarodziejem i skinął głową w kierunku zebranych ludzi.

Każdy kto sprawił sobie dość kłopotu aby spojrzeć na przybysza od razu spostrzegł, że ów człowiek nie wygląda na tutejszego. Jego głęboko ciosane rysy twarzy współgrały z czarnymi oczyma i ciemnymi, brązowymi włosami nadając mu bardzo zadziorny wygląd. Jego budowa nie zostawiała wiele do życzenia - był wysoki, o beczkowatym torsie i wyrzeźbiony lepiej niż niejeden atleta. Jego wzrok zdawał się całkowicie skupiać na rozmówcy co mogło przynieść na myśl, że słucha go z ogromną uwagą.

- Poznajcie Magnusa. Będzie wam służył pomocą zarówno w podróży, jak i sytuacjach zagrożenia. - powiedział mag mało ceremonialnie wskazując weterana.

Następnie Mistrz Gregorius zaczął przedstawiać jak sprawa wygląda. Wojownik przez cały wykład stał opierając się o ścianę, spoglądając od czasu do czasu po zebranych. "Śpiewająca Góra?! Myślałem, że to tylko mit nadający się do wrzucenia między bajki. Z drugiej jednak strony mogę się też mylić. Chi non fa, non falla." pomyślał Magnus. Po odebraniu wszystkich informacji pożegnał się z przyszłymi towarzyszami podróży i poszedł na dół budynku - czekała tam na niego wspomniana przez czarodzieja gotówka.

***

Po opuszczeniu gmachu kolegiów wojownik udał się do Ostarda. Nie był zadowolony, że musi porzucić tak dobrą okazję do nabrania doświadczenia w rejonach górskich, ale cóż... był Wiecznym Uczniem. Może nie do końca Kolegia trzymały go za krocze, ale zapewne nie chcieli, aby informacje jakimi dysponuje dostały się w niepowołane ręce. "A może ta podróż nie będzie taka zła? Towarzystwo wyglądało na bardzo obiecujące." pomyślał Magnus opuszczając siedzibę kapitana najemników.

Przed wyruszeniem "Pod Pętle" musiał jeszcze przygotować środki, które będą niezbędne, jeśli będą podróżowali powozem. Szybko udając się do stajni "Pogromców" wziął za cel znalezienie chłopa stajennego o imieniu Silas. Mężczyzna akurat dokarmiał konie, co nie było niczym dziwnym, biorąc pod uwagę jego pracę.

- Witaj Silas. Co słychać? - rzekł wchodząc do stajni wojownik.

- Magnus?! Aleś mnie wystraszył. Nie wiedziałem, że jesteś w stolicy. U mnie to co zwykle. Pracuję ile tylko mam czasu. - wypalił z siebie cały potok słów niski i szczupły mężczyzna.

- Słuchaj, potrzebuję czegoś na drogę dla koni. Znajdziesz dla mnie coś dobrego? - zapytał Magnus.

- Robi się. Co wolisz: ścinkę z siana czy też paszę kompostową? - powiedział z dziwnym grymasem Silas.

- Kompost nie brzmi, a z tego co pamiętam również nie pachnie zbyt dobrze. Wezmę dwa wielkie wory ścinki. Przyjadę po nie później dobra? - powiedział Magnus dając mężczyźnie złotą monetę.

- Pewnie. Przygotuję to dla Ciebie z miłą chęcią. - powiedział patrząc na błyszczącego karla Silas.

***

„Pod Pętlą” – mało zachęcająca nazwa dla gospody, przywodząca na myśl raczej mordownię, pełną złodziei, nożowników i wszelkiej maści społecznych mętów. Budynek jednakowoż na spelunkę nie wyglądał. Kamienno-drewniana, średniej wielkości konstrukcja z dwiema kondygnacjami, zdawała się być solidna i porządna. Izba główna, gdzie przyszło Maginom spędzić wieczór, również nie odstraszała. W prawdzie nie był to szczyt piękna, o wygodzie nie wspominając, lecz stoły były czyste i w dobrym stanie, klientela zaś, stanowiła swoistą mieszankę stanów i profesji. Wiele miejsc było wolnych, lecz nie było mowy, by poruszać jakiekolwiek ważne tematy, siedząc wśród tylu zwykłych ludzi, tym bardziej w tych czasach, kiedy imperialna ludność jest bardzo wyczulona na sprawy Kolegiów. Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że karczemka ma kilka wydzielonych alkierzy. Decyzja padła i Czarodzieje przenieśli się do jednego z nich.

Kiedy tylko zasiedli, znienacka wyłonił się karczmarz. Człowiek otyły, lecz i z widocznymi śladami umięśnienia, w sile wieku, o łysiejącej głowie i długiej, ciemnej brodzie. Podłużna blizna, „zdobiąca” jego policzek mogła świadczyć o prowadzeniu awanturniczego życia w przeszłości, a wiszący nad kominkiem głównej izby arkebuz, klaruje ten domysł – pewnikiem gospodarz wojował w służbie Imperium.

Jedno było pewne, co do karczmarza. Gdyby płacono mu za upierdliwość, to byłby bogatszy od miłościwie nam panującego Karla Franza. Jednakowoż kiedy przyniósł jadło i napitek, kiedy popsioczył trochę na imperialnych magistrów, wplatając w to ludowe zabobony, przy ustawicznym machaniu jakimś śmierdzącym woreczkiem, co to niby miał odstraszać magów – co było poniekąd prawdą, bo taki smród odstraszyłby chyba nawet ogra – w końcu opuścił alkierz i pozwolił swoim gościom na chwilę wytchnienia i odpoczynek.

Przez chwilę przeciągała się niezręczna cisza. Maginowie w końcu dopiero się poznali i nikt nie mógł się zdecydować na rozpoczęcie rozmowy. Ciszę ową, postanowił ostatecznie przerwać Magnus:

- Jak już wiecie, nazywam się Magnus i jestem zbrojnym ramieniem naszej ekspedycji. - rzekł wojownik spoglądając po obecnych. - Jako, że są tu osoby o wiele mądrzejsze, nie będę podawał pomysłów na podróż, a tylko powiem, co jestem w stanie zrobić. Znam się na powożeniu, jeździectwie, potrafię się opiekować zwierzętami i rzecz jasna, w razie problemów w trakcie podróży, służę swym toporem. Jako, że powóz mamy konkretny, to chyba najlepiej będzie podróżować nim. Mimo, iż jest wolniejszy, daje nam więcej swobody, niż rola pasażerów na jakiejś barce, płynącej wzdłuż Reiku. Sicurezza prima di tutto. - dokończył Tileańczyk.

- Darragh. Przedkładam czyny nad słowa, więc nie będę się często wypowiadał. Nie powinieneś Magnusie umniejszać tutaj roli swojej ni swego rozumu. Wszyscy jesteśmy dziećmi Wielkiej Matki i wszyscy jesteśmy sobie równi. Wspomniany powóz powinniśmy zmienić - to utajnione zadanie, a nie wjazd na dwór imperialny. Zbyt wiele oczu przyciągamy.
Chciałbym jak najszybciej opuścić to przeklęte miasto. Lepiej się czuję na prowincji i tam też moje umiejętności prezentują jakikolwiek poziom i wartość.
Jeżeli macie pytania - pytajcie.


- Co do zmiany wehikułu, zostawiam decyzję wam. Możemy go zmienić, ale z własnego doświadczenia wiem, że po traktach Imperium jeżdżą ich setki. O wiele bardziej dla mnie będzie się rzucać w oczy grupa uczonych jeżdżąca jakąś podniszczoną budą. Jednak decyzję zostawiam wam, ale jak mówiłem, barką wolałbym nie podróżować. Mimo, iż cały czas praktycznie podróżujemy wzdłuż Reiku, to osobiście nie popieram podróży wodą. Pewnikiem pierwszym naszym celem po drodze, będzie okolica zamku Reikgard, więc mamy wolną rękę. - dodał wojownik.

- Po traktach Imperium istotnie podróżuje wiele powozów - rzekł Druid. - lecz będziemy też zatrzymywać się w zajazdach, wsiach i miasteczkach, a w takowych będziemy przyciągać uwagę. Jestem za tym, by zmienić wehikuł na jakiś przeciętny - nie parodię, zbudowaną przez pijanych chłopów z kawałków wychodka, godną imperialnego cyrku, jak to zasugerowałeś Magnusie.
Jeśli chodzi o nas samych, to nie jesteśmy uczonymi. Jeno zwykłymi podróżnikami - tyle widzą postronne oczy.


-Señoras y señores- zwrócił się do zebranych młodzieniec w języku, który na pewno nie był używany powszechnie w Imperium- Zwę się Alvaro de Luna Młodszy i z tego co słyszę, to nie wszystkim podoba się pomysł jeżdżenia takim środkiem lokomocji. Ja jestem znany na wielu dworach i po wsiach jako malarz, szlachcic i ekscentryk. Jeśli ktoś obawia się o anonimowość powiem, że w mojej świcie jedzie lub z przyjacielem wybrałem się w podróż, w razie czego mogę pokazać nawet dowód swojego szlachectwa.

- Z pewnością podrobiony - mruknął siedzący do tej pory cicho Gundulf. Cały czas zajęty był czyszczeniem niewielkiej kuszy trzymanej w rękach. Teraz położył ją na stole przed sobą i podniósł kawałek mięsa z miski. - Mnie zupełnie obojętne, jak będziecie podróżować. Ja jadę konno. W ogóle, to najlepiej by było, gdybyśmy się rozdzielili i dotarli do Nuln, każdy na własną rękę.

Dziewczyna przysłoniła dłonią pojawiający się po uwadze Gundulfa uśmiech. Do tej pory obserwacja rozmowy wydawała się nużąca. Jej skromnym, nie wypowiedzianym dotąd zdaniem, powinni zaniechać podróży powozem. Niemniej, czy rozdzielenie się było rzeczywiście szczęśliwym pomysłem? Miała wrażenie, że sugerowanie wynajęcia barki jako najszybszego i najbezpieczniejszego środka transportu wprowadzi niepotrzebny chaos. Z drugiej zaś strony chodziło tu o jej szeroko pojęte dobro, a samotna podróż konno była ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Westchnęła cicho. Demokracja pomimo niewątpliwie szlachetnej idei miewała też swoje wady.
Rozłożyła więc notes szukając wolnej karty i szybko zapisała węglem. Kiedy skończyła obróciła go w stronę mężczyzn stawiając na powierzchni stołu i spoglądała z pełną stanowczością cierpliwie czekając, aż ktoś zwróci na nią uwagę.

Powóz odpada. Nie rzucalibyśmy się w oczy tylko w Sylvanii. Nie chcę jechać sama. Barka.

- Jak dla mnie, mości Gundulfie, twój plan wydaje się całkiem zrozumiały. - rzekł powoli Magnus. - Jednakże wolałbym abyśmy wszyscy podróżowali razem. Alfred Mont oczekujący na nas w “Puszystej Gęsi” spodziewa się grupy osób, a nie pojedynczych osobników. Mówię pojedynczych, gdyż wątpię, abyśmy dotarli tam równocześnie. Najlepiej pojechać razem. Ostateczna decyzja jednak należy do was. Jak zdecydujecie, tak też postąpimy. - dodał Wieczny Uczeń.

Darragh wziął do ręki udko kurczaka, odgryzł kawałek mięsa i powiedział:

- Drogi są teraz niebezpieczne. Straż Drogowa daleka jest od swojej dawnej świetności. Misja jest wspólna, zatem jedźmy razem.

Puścił uwagę chama mimo uszu, postanowił dać mu jeszcze jedną szansę.
-Guardia Vial w tym kraju nigdy nie wywiązywała się ze swoich obowiązków. Na to też jest sposób. Kolegium Azyr nie wybrało mnie, żebym zabawiał was swoim towarzystwem, lecz ze względu na moje umiejętności przewidywania sytuacji.

- W takim razie ja poprosiłbym o przewidzenie wszelkich niedogodności, jakie spotkają nas na drodze. Jeżeli takowych nie ma, to o świcie pakuję się na konia i ruszam do Nuln - Gundulf spojrzał prosto w oczy Astromanty. Postukał palcem w rozłożony na stole notes. - I to mi się podoba. Skoro ktoś chce pokrzyżować plany Kolegiów, a wygląda na to, że tak właśnie jest, zwróćcie uwagę, że poprzedni łącznik z Nuln zamilkł, lepiej by było nie dać się załatwić na samym początku.

“Pięknie. Trafiła się nam niemowa, charakternik i szlachetka o wybujałym ego. Co sobie Patriarchowie myśleli, wybierając takich ludzi?” - zapytał siebie w myślach Druid. “Lepiej jednak póki co siedzieć cicho. Gadaniem nic nie osiągniemy, ale może powybijają się nawzajem, to przynajmniej przyjdzie mi pracować z tymi, którzy się ostaną, czyli z bardziej kompetentnymi.”

Darragh przemilczał słowa Astromanty. Siedzenie w tym ciasnym pomieszczeniu nie jest jednak lepsze, niż miejskie ulice i Druid czuje się bardzo rozdrażniony. Dlatego też przejmie rolę słuchacza, żeby nie powiedzieć lub nie zrobić czegoś, czego mógłby później żałować. Beznamiętnie wysłuchuje tego, co każdy ma jeszcze do powiedzenia, wędrując myślami po dzikich ostępach Wielkiego Lasu. Z tego też powodu zapewne nie wszystko dotrze do jego uszu.

Telimena westchnęła ciężko wyrywając samotną kartkę. Zaczynała boleć ją głowa. Teraz wydawało jej się, że rozwiązanie Szarego Maga byłoby dla niej błogosławieństwem. Przyjemny chłód poranka, zbawienna cisza. Napisała w pośpiechu słowa pozostawiając liścik między misami. Nie spodziewała się by ktokolwiek ją dostrzegł. Takich jak ona ignorowano.

I słów tyle. Jak mało treści.

Wstała pozostawiając mężczyzn w izbie i skierowała do wolnego pokoju.

“I dlatego właśnie lubię najemników.” - pomyślał Magnus. - “Jeden kapitan, jeden jedyny mówi im co mają za cel, jak do niego dążą i co ewentualnie po drodze mogą zasiec. A co tu mamy? Jedną wielką debatę na tak podstawowy temat jak środek transportu!”.

- Dobra. Widzę, że normalnie się nie dogadamy więc postąpmy demokratycznie. Jak dobrze słyszę Gundulf z chęcią by pojechał sam konno, panna Telimena wybrałaby się barką, a reszcie odpowiada powóz z tymże warunkiem, że zmienimy go na mniej zwracający na nas uwagę. Załatwię dyskretną wymianę wehikułu jeszcze dzisiaj. Z mojej strony to by było na tyle. Rozumiem, że wyruszamy o świcie? - zapytał czarnooki wodząc wzrokiem po zebranych.

“Świetnie. Chociaż jeden konkretny. Ishernos miał kaprys, wydając na świat takiego gamonia, jak ten Astromanta. Ludzie pokroju Magnusa sprawiają, że w mniejszym stopniu wątpię w ludzkość.”
Tak, Darragh uwielbiał narzekać w myślach...

- Udam się do stodoły na spoczynek. Będę czekał o świcie przy powozie. Dobrej nocy wszystkim.

“Lepiej wśród zwierząt, niż wśród ludzi.”

***

Tuż po naradzie Magnus musiał wybrać się do miasta. Jako, że miał w planach wymianę powozu, musiał pojechać wehikułem. Na szczęście dojazd do samej siedziby "Pogromu" odbył się bez większych problemów. Wojownik zdążył zauważyć, że konie są bardzo silne a pojazd niezwykle wygodny - aż szkoda było go wymieniać.

Gdy Magnus zajechał przed stajnie wnet wyszedł z niej Silas. Widząc powóz stał przez chwilę, z otwartą na oścież paszczą, podziwiając cud stolarstwa, inżynierii i kto wie czego jeszcze.

- Mała zmiana planów. - powiedział Magnus schodząc z powozu.

- Jaka zmiana? O co chodzi? - zapytał zachwycony powozem chłop.

- Masz jakiś mniej rzucający się w oczy powóz? - zapytał wojownik, na co Silas jedynie twierdząco pokiwał głową. - Zatem wymiana. Towar wrzuć mi do tamtego powozu i najlepiej pomóż mi przeciągnąć do niego konie.

- Dobra. A czemu pozbywasz się tak pięknego...? - nie zdążył skończyć pytania stajenny.

- Żadnych pytań. Potrzebuję czegoś mniej rzucającego się w oczy. Liczyłem, że będziesz coś takiego miał... - powiedział Magnus będąc świadom, że za chwilę będzie posiadaczem prostego, normalnego powozu - na samą myśl dupa zaczęła go boleć...
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 31-03-2011 o 13:55.
Lechu jest offline