Kozak obudził się na sienniku wypchanym starym sianem. W ustach miał posmak onucy, wkoło unosił się zapach okowity. Mężczyzna podniósł się z posłania i westchnął cicho. Pociągnął palcem za wydatny wąs i licząc w myślach do trzech, stanął na równych nogach. W żołądku czuł ścisk, jego bebech domagał się jadła, jak zwykle po popijawie. Ivan odruchowo sięgnął do sakwy i wyjął z niej niedopitą butelkę mocnego trunku. Pociągnął słuszny łyk i czując rozgrzewającą moc rozlewającą się po wnętrznościach odstawił naczynie kierując się do sali głównej tego przybytku.
Potężnej postury mężczyzna ubrany w kolczugę wtoczył się do głównej sali gospody. Z głośnym hukiem oparł ciężki, dwuręczny miecz o ścianę tuż koło drewnianej ławy. Nie odzywając się ani słowem zasiadł obok mężczyzny przybranego jak szlachcic i od niechcenia rzucił okiem na nowego przybysza.
- Psia mać... Człowiek oducza się już picia... Wątroba nie ta, bratku. |