Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2011, 20:52   #1
Garzzakhz
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
[D&D Chainmail] Śladami Kruka

PROLOG
Akademia magów ognia w Roburionii


Mistrz Arim oglądał właśnie rzeczy, które dawno temu przywieziono z krasnoludzkiej cytadeli. Większość tych rzeczy było zbędnych i zostało złożonych w magazynie. Arim lubił przesiadywać w samotności i oglądać nikomu niepotrzebne przedmioty. Dzisiejsza grzebanina w starociach zaowocowała ciekawą zdobyczą. Mianowicie mag znalazł bardzo interesującą księgę. Była ładnie oprawiona w miękką skórę, a na pierwszej stornie znajdował się tajemniczy znak przedstawiający kruka. Arim zagłębił się w lekturze.
***

Gdy skończył czytać dowiedział się wielu ciekawych rzeczy, o których nie miał pojęcia. Przede wszystkim dowiedział się do kogo należało ów dzieło, a właściwie pamiętnik. Prawowitym właścicielem był Raven Czarny, mag który zaginął kilkadziesiąt lat temu bez wieści. Nie cieszył się on dobrym zdaniem, jednakże znał się na wielu rzeczach, a także zwiedził wiele ciekawych miejsc, o których inni nie mieli pojęcia. I to właśnie spisał w swej księdze. Szczególnie ciekawa była wzmianka o ukrytej krasnoludzkiej kopalni, w której prowadził eksperymenty. Podobno krasnoludowie ci nie uznali wiary w Moradina i przepowiadali nadejście nowych bogów co zgadzało się z aktualną sytuacją jaka miała miejsce w krainach. Arim postanowił podzielić się informacjami ze swoimi braćmi.

Emilly:

Historia i opis:

Emilli 19 lat córka zamożnej rodziny halfingów mag ognia.
Charakter: nadpobudliwa ,energiczna ,wesoła ,obrażalska ,samotnik ,mało rozważna ,uczynna ,pomocna ,rezolutna ,zrobi wszystko dla innych ,a za dobrą strawę sprzeda ci ostatnią swoją sukienkę(uwielbia jeść choć po jej posturze ciała tego nie widać)

Wygląd: Siwe za ramiona włosy ,błękitne oczy prawie że białe nawet ,szczupła(jak na halfingów)....

Historia: Młoda Emilli urodzona w dość zamożnej jak na halfingów rodzinie. Jest 3 dzieckiem w swojej rodzinie ,a zarazem najmłodsza. Matka Rossa ojciec Bilbo i dwóch starszych braci. Miler najstarszy z braci prowadzi karczmę. Młodszy brat Beny jest zielarzem w wiosce rodzice posiadają dość duże ziemie i zwierzęta gospodarcze więc nigdy nie wiodło im się źle. Emi uczy się w domu podstawowych czynności takich jak sprzątanie ,gotowanie dbanie o dom i zwierzęta domowe. Beny wyjaśnia jej dość często jakie zioła używać do potraw często też pokazuje jakie są dobre do leczenia różnych dolegliwości. Emi szybko się uczy i jest bardzo energiczną dziewczynką w wieku 10 lat sama już potrafi przyrządzić pierwsze napary z ziół na dolegliwości żołądkowe oraz sama umie ugotować jakieś drobne potrawy. Rodzina regularnie oddaje hołd Yondalli tak jak większość halfingów i jak na razie cieszą się spokojem i dostatkiem. Pewnego dnia jednak w wiosce wybucha straszna panika która zmienia życie Emilli o 180 stopni. Gdy Emi jak zwykle czmychnęła z domu by w samotności się pobawić. (często to robiła bo już odkryła w sobie moc ognia ale nie chciała pokazać tego rodzinie) W wiosce halfingów wybuchła panika mówiono o jakimś zbiegu który ukrył się w tutejszych lasach wkoło których mieszkali halfingowie. Przybyli nawet do ich wioski czarodzieje którzy mieli owego mężczyznę złapać. Niedaleko w miejscu gdzie bawiła się Emi rozpętała się walka 2 potężnych magów. Emi siedziała w jaskini bo tylko tam spokojnie mogła bawić się swoją mocą ognia. Najczęściej zapalała mały płomyk który latał po całej jaskini jak mały świetlik. Nagle usłyszawszy kilka wybuchów wyszła na zewnątrz by zobaczyć co się dzieje. Zobaczyła starszego czarodzieja ciężko rannego leżącego na ziemi u stóp jakiegoś innego maga. Nie wiedząc co się dzieje obserwowała sytuację z niewielkiej odległości. Gdy zobaczyła że czarodziej stojący nad rannym starcem tworzy magiczną kulę i mówi o zabiciu leżącego rannego oraz zniszczeniu tutejszej wioski halfingów Emi wystraszyła się niesamowicie. Pod wpływem strachu rzuciła odruchowo jakiś czar który ocalił starszego maga i ciężko zranił młodszego. Emi była pod wpływem śpiączki 3 dni po tych trzech dniach całe jej życie zmieniło się o 180 stopni. Czarodziej któremu ocaliła życie miał na imię Raziel - starszy już mężczyzna czekał na obudzenie się Emilli by wyjaśnić jej co ją czeka. W pierwszej chwili Emilli dostała wielkie podziękowania za pomoc w schwytaniu znanego mordercy w śród magów. Potem Raziel zaproponował Emilli wyruszenie do Roburioni, do gildii gdzie on sam za pomoc zostanie jej mistrzem i nauczy ją władać magią. Tak oto Emilli dostaję się do gildii magów i zaczyna w wieku 12 lat swoje nauki w szkole. Szybko pojmuje podstawy choć na początku jest bardzo niechętna i bardzo odpychana staje się w szkole znana jako "srebrnowłosa Emi". Złośliwcy wołają ją Siwa co sprawia często dość gorące kłopoty wśród innych uczniów. Przyczyną owego przezwiska stają się jej siwe włosy które po użyciu potężnego czaru wtedy w lesie tracą swój kolor również oczy robią się prawie że białe. Raziel nie wie dlaczego tak się do końca stało. Wyjaśnia to sama sobie jako zbyt duże użycie magii przez nowicjuszkę co dało taki efekt. Emi szybko przystosowuję się do nowej sytuacji wykazuje wielkie chęci i zapał do nauki. Jej srebrne włosy bardzo wyróżniają ją wśród innych a jej chęci do wchłaniania wiedzy zadziwiają Raziela wielokrotnie. Emilli pogłębiać zaczęła również swoją wiedzę o gotowaniu. Po pewnej akcji z kucharkami w szkole uczy się też gotować i zielarstwa. Podczas nauk w szkole w Imperium Emi zmienia też swoje bóstwo Pelor staje się jej głównym bóstwem chociaż o bogini halfingów nie zapomniała.

Akcja z kucharkami: Niesmaczne jedzenie już zaczęło denerwować Emilli i poszła pewnego razu do kucharek wściekła jak osa i sama przygotowała im owe danie które było podane tego dnia w szkole. Dodała tylko trochę ziół ,przypraw i zaskoczyła wielu mistrzów w szkole. Od tego czasu Emi czyta wiele ksiąg zielarskich oraz czasem gotuje w kuchni lub pomaga przy posiłkach. Emilli też potrafi bardzo dobrze grać na piszczałce i lutni. Jej mistrz nazwał ją "Zaklinaczką muzyki" wielokrotnie słysząc jej muzykę uspokajał nerwy lub miał ochotę poskakać przy żwawszej muzyce. Najczęściej gdy Emilli smuciła się że nauka jej nie idzie jak należy uciekała gdzieś na drzewo i grała by samą siebie uspokoić. Nie wiedziała że również wielu innych jej melodia sprawiała przyjemność.

Lothel:

Historia i opis:

Katrina Ceradin– matka Lothel:

„Bardzo się cieszyłam, że Lothel wstąpiła do zakonu. Dowiedziałam się tego do mojej drugiej córki. Początkowo oczywiście myślałam, że stroi sobie żarty, ale jak się później okazało – nie było w tym ni krztyny groteski. Z mojego rodu jeszcze nikt nie odważył się porzucić luksus i bogactwo, na rzecz wiary i duchowości. Doszły mnie słuchy, że początkowo Lothel nie mogła wytrzymać bez wygód bogatego życia. Ale teraz wiem, że nie wyobraża sobie innego życia, niż tego klasztornego.”

Gretav Ceradin – ojciec Lothel:

„Tak… moja mała córka w klasztorze. Nie będę kłamał, nie podoba się mi to. Miałem plany wydać ją za mąż, za bogatego kupca lub maga. Nie mam pojęcia jak można zrezygnować ze wspaniałego życia, przepełnionego dostatkiem i złotem. No ale jest już dorosła, ma prawo decydować. Jednak, nadal nie mogę uwierzyć, że moja córeczka w zakonie. Jestem wierzący, ale nie przypuszczałem nigdy, że Lothel wstąpi do klasztoru. Przecież jeszcze niedawno, uganiała się za mężczyznami, chadzała do najdroższych gospód – to również się mi nie podobało, ale wolałem to, niż zakon. Ale jak już wspomniałem, nie mi tu decydować.”

Lothel Ceradin:

„Ja w zakonie <śmiech>. Nie no, tak naprawdę, jestem tutaj szczęśliwa, odnalazłam w końcu drogę swojego życia, swoje przeznaczenie. Nie potrafię sobie wyobrazić innego życia niż te. Wprawdzie, nie ma tutaj tych wygód, które niosło za sobą szlacheckie życie, ale są inne, bardziej dla mnie znaczące plusy – mogę być blisko mego pana, to jest ten największy plus. Nauczyłam się też tutaj dyscypliny, chociaż początkowo nie szło mi z tym dobrze. Jak dziś pamiętam moje wybryki, łamanie klasztornych zasad. Najgorszym było chyba, wypicie butelki wina, po której kręciło się mi lekko w głowie. Dziwie się, że siostra przełożona nie wyrzuciła mnie jeszcze z klasztoru, gdyż wypicie wina nie było tym jedynym złamaniem obowiązujących praw. Raz, pamiętam, uciekłam podczas nocy, kiedy wszystkich już sen ułożył do łóżka, uciekłam z klasztoru… do gospody. Było to w początkowych etapach mojej zakonnej kariery. Nie upiłam się wtedy, ale o mały włos nie poszłam z jakimś mężczyzną do łoża. Na szczęście dostałam olśnienia, od mego Pana chyba zasłane było, i uciekłam z powrotem do mego nowego domu ”

Eowira Erranel – siostra przełożona klasztoru:

„Lothel… zwana przez nas „Niepokorną”. Ten przydomek nadałam jej, kiedy to dowiedziałam się o jej wyskokach. Chciałam ją wydalić z zakonu, ale miałam sen, mówiący, abym tego nie uczyniła. Teraz widzę, że dobrze zrobiłam nie wyrzucając jej z klasztoru. Jest moją najlepszą uczennicą, najwierniejszą ze wszystkich sióstr. Jej życie uległo wielkiej zmianie. Córka senatora w klasztorze… nie słyszałam nigdy, aby ktoś zrezygnował, ze światowego życia, na koszt tego naszego, ubogiego i przepełnionego wiarą.„

Fallmina Ceradin – siostra Lothel:

„Nie sądziłam, że to zrobi… Powiedziałam jej, że jej życie jest zależne od rodziców. Zaprzeczyła, odrzekła, że uczyni coś, co będzie swoistym buntem, przeciwko władzy rodziców nad swymi dziećmi. I zrobiła. Lothel w klasztorze, nikt nie wierzył w to co nastało. Nie zmieniło to mojego życia, ale podziwiam ją, że miała odwagę, tak potrzebną do podjęcia tak ważnej decyzji.„

Lothel Ceradin:

„Tak, założyłam się ze swoją siostrą, że zrobię coś szalonego, tak na przekór wszystkim. Bałam się, nie powiem, że nie… nie powinno to nikogo dziwić, strach jest przecież obecny w każdej sekundzie naszego życia, chociaż gdzieś ukryty w naszym wnętrzu, to zawsze jest i atakuje nasze serce w najmniej odpowiednim momencie. Ale moja wiara, pomogła mi ten strach przezwyciężyć, pokonać i zamknąć w klatce mojego serca. Jestem wdzięczna, nie tylko siostrze Eowirze, ale i całemu klasztorowi.”

Cedrik Boreman – Gospodarz oberży, do której uczęszczała Lothel, zanim oczywiście wstąpiła do klasztoru:

„Lothel?... Lothel Ceradin?... A! tak pamiętam! Taka młoda, pięknie zbudowana kobieta. Do klasztoru wstąpiła tak? Można by się tego po niej spodziewać… lubiła, żeby nie powiedzieć kochała takie wyskoki. Raz pamiętam, było to kilka wiosen temu, upiła się do tego stopnia, że zaczęła rozbierać się u mnie w gospodzie, sam nie wiedziałem czy mam ją powstrzymać, klientela była uradowana, to ja również. Ale nagle gdzieś uciekła… do dziś nie wiem gdzie.”

Gretav Ceradin – ojciec Lothel:

„Przed przystąpieniem do klasztoru, uczyła się w szkole magii, nie była może najzdolniejszą uczennicą, często uciekała z lekcji, ale wtedy naprawdę w nią wierzyłem, że coś w życiu osiągnie. A teraz… klasztor, codzienne, monotonne modlitwy, pomoc bliźnim i bieda. Co to za życie?! Ale jak już wspomniałem, to jej decyzja, już nic nie mogę zrobić.”

Lothel Ceradin:

„Czego się boję? Hmm… pomyślmy. Ciemności! Tak boję się ciemności… to ona właśnie rodzi nasze koszmary, to przez ciemność błądzimy, to jej sprawka, że zaślepieni idziemy, nie wiedząc gdzie. To chyba wszystko… ogólnie to czasami boję się wszystkiego, tak na krótką chwilę jestem strasznie strachliwa.
Czego nienawidzę? Osób bluźniących w stosunku do mego Pana. A i jeszcze oceniania ludzi przed poznaniem… No jak można postawić komuś ocenę, pozytywną czy negatywną, wszystko jedno, jeśli się człowieka nie zna, nigdy nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Przeraża mnie myśl, że większość właśnie tak robi.”

Kirholm Pirret – pierwsza „szkolna” miłość Lothel:

„Ah Lothel… znowu narozrabiała, jak za dawnych lat. Ostatnio z nią rozmawiałem, mówiła, że jest tam, w zakonie szczęśliwa. Do teraz jednak sądzę, że Ona, tak piękna i szalona dziewczyna, nie nadaje się do klasztornych murów. Lothel mogłaby każdego z mężczyzna na tym świecie owinąć sobie wokół palca. Przed przystąpieniem do zakonu często flirtowała z przeróżnymi chłopami, zazwyczaj wysokiego urodzenia. Dziś już tego nie robi, bo jak… wydaje się mi, że z czasem zmieni zdanie i wróci do poprzedniego życia.”

Lothel Ceradin:

„Ja! Zrezygnować?! Nigdy”

Odrzekła i poszła na codzienną modlitwę.

Luv:

Historia i opis:

Ludzie... najbardziej fałszywe stworzenia na świecie. Zresztą, co za różnica jaka rasa? Elf, krasnolud, ork... wszyscy reprezentują fałszywość.
Nikt nie jest w stanie być prawdziwy, być sobą. Drobne klamstwa używane dzień w dzień "Ślicznie dziś wyglądasz kochanie", te poważne machlojki, ogólnie jedno wielkie bagno.
Jeszcze nie narodził się ktoś kto byl by w stanie to ogarnąc swym umyslem, ktoś kto móglby nad tym zapanować. Bo i po co? Wszystko jest narzucone z góry. Nikt niczego nie zmieni.
Dlatego Luv odrzucil bogactwa spoleczeństwa. Zrezygnowal z miękkiego loża w domu swoich rodziców, odrzucil pokusy zaklamanego świata.
Chcial stać się kimś lepszym, kimś kto będzie mógl wstać z rana z czystym sumieniem i powiedzieć sobie "Jestem dobrą osobą".
Idąc tą filozofią już od malego. Nie krzyczal na innych, nie grozil, nie klamal, byl serdeczny, cierpliwy i cichy. Wolal sluchać innych i pomóc im w ramach swoich możliwości.
Zawsze z wyciągniętą ręką do drugiej osoby. I to go przekonalo do jednego. Nie możesz być dobry, będąc w spoleczeństwie. Mimo tego, że dzielisz się ostatnią kromką chleba,
mimo to, że podzielisz się pieniędzmi, zawsze jesteś tym gorszym. Nie jesteś na tyle dobry, żeby bawić się z innymi. Nie na tyle zdolny, żeby ojciec mógl być z Ciebie dumny.
Masz spiczaste uszy, więc musisz być dostojny.
Czy to jest filozofia, która ma szerzyć dobro w świecie? To jest sposób na pogodzenie się ze wszystkimi? Po co są te ciągle klótnie, wyzwiska? Umowy podpisywany prze magów, kupców i senatorów?
Wszystko to jest kruche, wszystko to rozpada się. Skąd się wzięla zawiść?

Mimo że Luv byl maly, mimo że mial wszystko czego chcial. Jego rodzice byli wplywowymi Elfami, z dlugą tradycją kupiecką. Luv mial przejąć caly ten interes po ojcu, mial zaopiekować się rodzinnym dobytkiem.
Mial oszukiwać ludzi, mial kombinować, kantować, kupować za taniej, sprzedawać za drożej. Mieć w dupie tych co wolają o pomoc, nogą odtrącając tych którzy pelzną do Ciebie. Bo Ty masz, a oni nie.
Bo możesz, ale nie chcesz się podzielić.
Nie mówię, że Luv plakal po kątach, widząc cierpienie innych ludzi. Dobrze zdawal sobie sprawę z tego, że wielu z nich sami zgotowali sobie taki los. Zadlużając się, uprawiając hazard itd.
Nie wspólczul im. Nie mieszal się w ich sprawy. Może dlatego, że kiedyś wykradl dla ojca calkiem ladną sakiewkę z monetami. Wieczorem wykradl się z domu i chcial im pomóc.
Najpierw odwiedzil samotną matkę, z paro letnim dzieckiem. Nie żalowal jej grosza. Ona miala lzy w oczach, dziękowala mu, calując go po stopach. Mimo zaklopotania, czul się dobrze.
Wiedzial że pomógl i chcial robić to dalej. Zaglebiając się w kolejne uliczki, wkońcu się doigral... Paru opryszków, a raczej żebraków uzbrojonych w palki i jakieś noże, pobili go dotkliwie i zabrali wszystko co mial.
Plakal leżąc na ziemi, plakal gdy deszcz w nocy rozpadal się na dobre i zagluszyl jego krzyki o pomoc. Plakal ostatni raz w życiu. Z zlamaną nogą, zwichniętym barkiem i paroma glębokimi ranami na twarzy i plecach, wyczoglal się wkońcu na glowną ulicę.
Znalazl go patrol straży, który automatycznie poinformowal medyków oraz ojca Luv'a.
Heh, zapewne normalny, kochający ojciec, przytulil by syna i rozplakal się widząc jego stan. Niestety... ojciec Luv'a byl inny. Nie czuly, bez emocji i sumienia.
Kazal dla medyków zabrać go z jego oczu, nazywając go zlodziejem. Chlopak zemdlal, a cisza która zapadla odbila się echem na psychice naszego bohatera.
Poskladali go do kupy. Dalej ma lekkie problemy z barkiem. Przy większym wysilku odczuwa ból. Jego twarz? Jest cala... raczej. Widoczna blizna idąca od potylicy, przez ucho, kończąca się na policzku, wystarczająco szpecila jego twarz.
Uśmiech zniknąl z twarzy chlopca. Na zawsze. Tak samo jak na zawsze już ból w barku, blizna na twarzy i kilkanaście innych na plecach będzie mu skutecznie przypominać o tym, co ludzie potrafią zrobić dla innej osoby.
Nie, nie znienawidzil ich. Rozumial. Bieda i rozpacz może doprowadzić kogoś do oblędu. Bogactwo i dobrobyt, może kogoś doprowadzić do znieczulicy.

Po wykuruwaniu się i odzyskaniu już pelnej sprawności fizycznej, odszedl z domu. Nie bylo pompatycznego monologu z ojcem, nie bylo placzu matki. Nikt nie wybiegal za nim, próbując go zatrzymać.
Zabral co mial. Szkicownik, gdzie kochal rysować, ubrania, trochę zaoszczędzonych pieniędzy, oraz... coś czego nie powinien zabierać. Każdy z następnych dziedziców
kupieckiej fortuny, wraz z nią, dostawal medalion. Tradycja ta sięga już kilka pokoleń, a same świecidelko jest czymś w rodzaju artefaktu. Ma on przynosić szczęście oraz spokój ducha.
Luv pamięta jak jeszcze dziadek opowiadal historię medalionu i opowiadal o przodkach którzy nosili go z dumą, przy czym byli wzorowymi obywatelami. Co ważniejsze byli dobzi.
Co można przez to rozumieć? Honor? Wspólczucie? Posiadanie sumienia? Nie być obojętnym na cierpienie innych? Możliwe... wlaśnie dlatego ojciec Luv'a nie zaslugiwal na niego.

Chlopak nie wiedzial gdzie ma ruszyć, nie wiedzial w ktorą stronę ma kierować swoje kroki. Po prostu szedl. Wychodząc z miasta uslyszal skomlączącego szczeniaka.
Ujrzal go, leżącego, brudnego i z oczami mającymi tyle cierpienia w sobie, że nie mial serca go zostawić. Kucnąl nie opodal niego. Szczeniak bal się. Trzęsl się, ale jego instynkt podpowiadal mu co ma robić.
Szczerzyl kly, odstraszającego chlopca, który z uśmiechem patrzyl sie na niego. Nie krzyczal, nie wyganial, nie bil. Po prostu patrzyl się. Po chwili sięgnąl za pazuche, a szczeniak podniósl się na lapy,
wyczuwając niebezpieczeństwo. Zdziwienie jego bylo wielkie, gdy okazalo się że zamiast palki wyciągnąl kawalek suchego mięsa i rzucil w stronę psa. Chwila trwala dlugo,
zanim szczeniak zaufal na tyle chlopcu, by szybko chwycić pokarm i oddalić się na parę kroków, dalej niepewnie patrząc na niego.
Minęlo tak pare minut, podchodów między chlopcem a psem. Wkońcu ten drugi zaufal na tyle temu pierwszemu, że spokojnie jadl mu z ręki.
I tak ruszyli. Obok siebie, gdzieś. O tam. W stronę tego czegoś, co widać, tam daleko.

Jak wygląda Luv? Teraz, jest dość wysokim elfem, z czarnymi wlosami, spadającymi swobodnie na plecy. Oczy jego, ciemne, zimno i spokojnie patrzą na świat. Sylwetka?
Normalna. A co go wyróżnia? To, że się nie wyróżnia. A przynajmniej stara się to robić. Nosi bandamke na glowie, żeby zakryć uszy. Nie chce, żeby ludzie traktowali go jako Elfa.
Nie chce, żeby ktokolwiek ocenial go na podstawie tego jakiej rasy jest przedstawicielem. Zdaje sobie sprawę, że budowa twarzy, również może wyróżniać go, więc nosi pelerynę z wysokim kolnierzem, zakrywającą jego twarz do polowy.
Po to, żeby zakryć bliznę i owalne ksztalty twarzy. Co może symbolizować blizna? On sam zawsze traktowal takich ludzi jako bandziorów, a raczej kogoś, kto nie jest spokojną duszą.
Wolal nie wywolywać negatywnych emocji samym swoim wyglądem.

A kim jest? Kimś, kto zacząl wierzyć. Nie w ludzi, nie w zloto. W naturę. W zwierzęta, lasy, góry. To daje spokój, to daje ukojenie.
Natura nie oszukuje, tak samo zwierzęta. Jeżeli są zle, okazują to, jeżeli są szczęśliwe, merdają ogonem. Bez sztuczek i podstępów.
Okażesz im uczucia, one zapamiętają to na dlugo i będą Ci wierne do końca. Dlatego przez już jakiś czas, zawsze obok Luv'a, można zobaczyć sporego psa, z siwą sierścią, z nieufnym spojrzeniem i dystansem do wszystkich.
Nie musieli ze sobą rozmawiać. Dobrze się rozumieli, a każdy ruch odczytywali doskonale. Dzięki temu żyją, jakoś. Unikają gwarnych miast. Wolą spokój i ciszę polanki.

Jak go nazwać? Druid? Niektórzy tak nazywają takich ludzi. On sam? Mówi na siebie, że jest dyplomatą wiatru. Spowiednikiem slońca i przyjacielem nocy. A konkretniej podróżnikiem.
Nie mówi na siebie "Druid", bo go szufladkuje do wąskiej grupy spolecznej, która jest z góry oceniana. A tego on unika jak ognia. Nie ocenia ludzi po pozorach, zresztą... nie wiele ma z nimi wspólnego.
Oczywiście, technicznie, jest druidem. Na początku swojej wędrówki spotkal jednego "maga natury" w odleglym lesie, od rodzinnego miasta. On nauczyl go czerpać silę z ziemi.
Pokazal jak przeżyć, jak modlić się i do kogo. Jak rozmawiać ze swoim pieszczochem, jak odgadywać jego myśli. Razem spędzili parę lat, a doświadczony "podróżnik" nauczyl wszystkiego co wiedzial Luv'a.
Dzięki niemu, Luv, zostal oświecony. Można tak powiedzieć. Zaufal w wiarę. Zacząl wierzyć, a dzięki temu nauczyl poslugiwać się magią. Zajęlo to jednak trochę czasu, ale oplacilo sie poświęcic na to czas.

Assanar:

Historia i opis:

Assanar jest człowiekiem o naturze wesołka, Raczej woli usiąść przy piwie niż siać spustoszenie mieczem, chyba ze sytuacja tego wymaga. W młodości Assanar był zwykłym chłopcem który przesiadywał w tawernie swego ojca roznosząc piwo i wyprowadzając nietrzeźwych mężczyzn. Czasami kochał spędzać noce przy opowieściach starszych ludzi oraz innego rodzaju ras wsłuchując się w przeżyte przygody lub legendy które nigdy nie zostały rozwiązane. Ojciec w wolnych chwilach uczył młodego Assanara posługiwania sie mieczem bądź też sztyletem. Młody wyciągnął z tego lekcje i uczył się od ojca ile tylko mógł gdyż on sam był niegdyś był legionistom nim osiedlił się na stałe otwierając biznes za pieniądze które odnajdywał pośród swych niezliczonych przygód. Ojciec był wiecznym ideałem Assanara za co bardzo go szanował. Nie pragnął niczego więcej niż bycie takim samym Wojownikiem jak jego ojciec.
Assanar był taki jak jego ojciec, ciężko było posiąść jego zaufanie gdyż taką lekcje wyciągnął z nauk. Był nieufny i ostrożny niczym skradający się lis, lecz gdy już zaufał komuś to stawał sie jego przyjacielem na dobre i złe. Nie umiał nie poświęcić się dla przyjaciela.
W odpowiednim wieku ojciec wysłał go do stolicy aby tam Assanar szkolił się na prawdziwego wojownika i służył Imperium magów i żyjącym w nim ludności.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 02-04-2011 o 21:45.
Garzzakhz jest offline