Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2011, 00:18   #3
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Stojąc nad grobem wuja, Samantha nie była w stanie uronić nawet jednej łzy. To, że w ogóle się tu znalazła było dziwnym zbiegiem okoliczności. Gdyby tydzień temu Moris Hoges, właściciel teatru Rouge, nie ogłosił upadłości, a potem nie popełnił samobójstwa, dziś grałaby na jego deskach. To miał być zwrot w jej karierze. W końcu dostała rolę w sztuce, gdzie największą atrakcją nie było pokazywanie odsłoniętych pośladków, a ten kretyn palnął sobie w łeb!
Wtedy zaczęła myśleć o wyjeździe na zachód, a potem spotkała Denisa Hamiltona, który opowiedział jej o nowym sposobie o kręcenia filmów z dźwiękiem. Może tam leżała jej szansa? Wystarczyło tylko pojechać i ją podnieść. Denisa nie trzeba było długo przekonywać by załatwił jej spotkanie reżyserem, który akurat przebywał w Bostonie. Zapłacił nawet za pobyt w hotelu. Kiedy jednak przy śniadaniu przeczytała w porannych wiadomościach o zbliżającym się pogrzebie, wszelkie myśli o karierze wyparowały z jej głowy.
Wuj Adrian był martwy, a ona dowiedziała się tego z gazety!
Wiedziała że musi, po prostu musi być na tym pogrzebie. Niezależnie od tego jakie to wywoła niezadowolenie ciotki Lukrecji i jaki ból sprawi jej widok rodzinnego grobowca. Po prostu nie mogła go nie pożegnać!
Zachowanie ciotki zaskoczyło ją całkowicie. Sprawiała wrażenie jakby naprawdę cieszyła się z jej widoku, oczywiście jeśli o takich uczuciach można w ogóle mówić w żałobnych okolicznościach. Dlaczego więc nie powiadomiła jej o jego śmierci? To nie był czas na zadawanie pytań. Zwłaszcza, że ciotka nie wyglądała najlepiej. Choć na zewnątrz sprawiała wrażenie opanowanej i silnej, Sam dostrzegła cierpienie i ból w jej oczach.
Słuchała słów pastora i pamięcią powróciła do pogrzebu, który odbył się dokładnie w tym samym miejscu przed dwudziestu laty. Pogoda była równie okropna, a błyskawice przeszywały prawie czarne niebo gdy trumny z ciałami jej rodziców znikały w rodzinnym grobowcu. Jedyną nicią trzymającą ją na powierzchni normalności była silna, ciepła dłoń wuja, którą ogrzewał jej skostniałą rączkę przez całą uroczystość. Teraz też dłonie miała jak z lodu, ale nie było nikogo, kto potrzymałby ja za rękę. Nie była już dzieckiem, była kobietą, której serce po raz kolejny zamykano w grobowcu!
Popatrzyła na wyryte na czarnym granicie napisy:
Denisa Halliwell (1869 – 1902) ukochany ojciec
Vanessa Willbury-Halliwell (1877 – 1902) ukochana matka i siostra.
To było wszystko co po nich pozostało. Już niedługo pojawi się kolejny:
Adrian Willbury ( 1864 – 1922) ukochany mąż, ojciec, wuj, przyjaciel... tak niewiele oznacza tak wielką stratę. Jakże chciała zapłakać! Już dawno nie miała łez.

Obiad w restauracji minął na szczęście szybko. Nie miała ochoty rozmawiać z obcymi ludźmi o swych uczuciach. Najwyraźniej nikt jej w Bostonie nie kojarzył z Czarną Dalią, a czarna woalka dodatkowo ukrywała twarz.


Dyskretnie przyglądała się członkom rodziny i przyjaciołom wuja. Niektórych rozpoznała do razu, innych ledwo kojarzyła. Byli i tacy, którzy wydawali się całkowicie obcy. Adam, pierworodny syn wuja, był taki podobny do ojca, jak Samantha, czarnowłosy o smolistych brwiach i przenikliwych oczach. Ruben i Melissa urodę wyraźnie odziedziczyli po ciotce, podobnie jak ona mieli jasnobrązowe włosy i szare oczy. Jako dzieci wychowywali się razem, ale od jej wyjazdu nie utrzymywali żadnego kontaktu. Nie miała pojęcia co o niej wiedzą... myślą... czy jednak dziś miało to jakieś znaczenie?
Z ulgą przyjęła zakończenie tego rytuału. Czuła się wykończona wizyta na cmentarzu. Nie dane jej jednak było wrócić do hotelu. Ciotka zaskoczyła ją ponownie zapraszając do domu na rozmowę. Odmówiłaby, gdyby nie wiadomość o liście.
Wejście do gabinetu wuja było jak powrót do domu. To tutaj spędziła najszczęśliwsze chwile dzieciństwa. W towarzystwie człowieka, który nigdy nie skąpił innym swoich uczuć i zawsze z największą radością dzielił się swoją wiedzą. Niewiele się tutaj zmieniło przez te dziewięć lat kiedy widziała go ostatnio. Nawet pachniał tak samo. Dom, słodki dom! Stanęła przy oknie patrząc na oprawiony w chmurne niebo ogród.

Wywołana osobiście przez ciotkę popatrzyła na nią: Kochał jak córkę... jak córkę... jej myśli przeskakiwały pomiędzy przyszłością i teraźniejszością. Wspomnienia były takie słodko gorzkie.
Otworzyła list, ale przez dłuższą chwilę nie mogła się skupić na tym co tam było napisane. Litery tak dziwnie skakały jej przed oczami. W miarę czytania na jej ustach zaczął się pojawiać delikatny uśmiech. Skarb, wielka tajemnica, nieprzemijająca sława, to był cały wuj. Nawet po śmierci dalej pozostawał taki sam i to było cudowne i niepokojące jednocześnie skoro podejrzewał możliwość przedwczesnej śmierci. Może rzeczywiście nie zmarł śmiercią naturalną? Samantha zacisnęła dłoń nieznacznie mnąc arkusz. Jeśli został zabity postanowiła zrobić wszystko by zbadać okoliczności śmierci, a morderca poniósł zasłużoną karę!
Nawet nie zauważyła kiedy ciotka wyszła. Popatrzyła na deszcz a potem na pozostałe osoby siedzące w pokoju.
- Ciekawe dlaczego akurat my? - Powiedziała na głos pierwszą myśl która przyszła jej do głowy – rozumiem Lucy, jak nikt zna się na pracy wuja, ale ja? Albo pan pastorze? Co my możemy wiedzieć o szukaniu skarbów?
Jej pytanie zawisło w próżni. Chyba nie tylko ona zastanawiała się nad tym, ale prawdopodobnie nikt nie mógłby udzielić do końca racjonalnej odpowiedzi.

Solomon Colthrust, chrześniak wuja którego pamiętała dość pobieżnie z przeszłości, zaproponował przejście do salonu. Najwyraźniej nie wszyscy tak jak Samantha lubili gabinet. Skoro jednak chcieli się przenieść do innego pomieszczenia nie protestowała.
Bez dalszych wypowiedzi ruszyła do największego pokoju w domu Willburych. Doskonale znała drogę, w końcu mieszkała w tym domu przez jedenaście lat.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 01-04-2011 o 09:26.
Eleanor jest offline