Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2011, 23:45   #100
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post to praca zbiorowa

-Baldrick i Cohen mają to samo? Hmmmm… - widoczne oczy Granda blysneły w półmroku
„Głupcy!“ pomyślał a na głos rzucił - Sami wpychacie się w łapy tych którzy chcą was dopaść. I to bez pomysłu na odwrót. Jeśli negocjacje nie przyniosą rezultatu nic nie jest w stanie was ocalić. Tym bardziej że jeśli masz rację – nie przestawał mowić w kierunku Goodman - to Matrona już wie jaki dar mają nasi wspólni znajomi. Niestety siłą nic tutaj nie wskuramy- ostatnie słowa dziwnie zabrzmiały w ustach człowieka, który dotychczas w Wydziale miał łatkę nadbobudliwego - Mnie nie potrzebny jest plan awaryjny bo nigdzie nie mogę się wybrać. Jeśli rozmowy spełzną na niczym ... to będzie koniec – zaakcentował ostatnie słowo

- Parę minut i już mam go dosyć - skomentował Terrence - Claire uważaj, zawsze był wygadany, ale nie zbyt bystry. Talentu do tyrad też nie odziedziczył po ojcu.

Terrence nic sobie nie zrobił ze spojrzenia jakim obdarzył go Grand.
Tak. Ta dwójka wyraźnie nie przepadała za sobą.

- Za to odziedziczył tendencję do dramatyzowania... – dopowiedziała Claire - Proszę Grand, przestań już podkreślać jak bardzo mamy przesrane. Wydaje mi się, że każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę. I nie mów do cholery, że jesteś skazany na to miejsce. Skoro się tu dostaliśmy to na pewno da się też wydostać. Spójrz na Alvara – na chwilę przeniosła wzrok na wampira stojącego od niej w znacznej odległości - Teoretycznie także jest dzieckiem Togariniego a jednak stara się żyć, względnie po ludzku, po naszej stronie barykady. Ty też pewnie mógłbyś. Ale chyba przeszedłeś już ostre pranie mózgu jeśli nie dostrzegasz nawet takiej możliwości. Lepiej powtarzać tylko, że nie ma już dla ciebie ratunku i tutaj sczeźniesz. Samoumartwianie sprawia ci frajdę?

- Goodman - powiedział Baldrick kładąc dłoń na ramieniu Claire - Jestem dumny - zabrzmiał naprawdę szczerze.

Alvaro przyglądał się jedynej kobiecie w ich towarzystwie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7WEQLJUYb68&feature=autoplay&list=PLACAD4C 75C718085B&index=4&playnext=4[/MEDIA]

Zanim ruszyli w korytarz czuł do niej niewysłowiony żal ale chyba nie umiał się na nią gniewać. Nawet jakby nigdy już nie miała nic do niego powiedzieć. Po głowie kołatała mu myśl. Czy uczucie jakim ja zaczął darzyć nie jest również Iluzją?
Nie mógł się pozbyć sprzed oczu widoku jej spojrzenia jakim go obdarzyła kiedy weszła do Miasta Miast. W nich czaił się strach, niedowierzanie, współczucie… odraza? Ale jak to? Alvaro przecież nie był w stanie zobaczyć jakichkolwiek zmian. Pamiętał wygląd Jacooba tam na dachu jednego ze zrujnowanych wieżowców Metropolis, miejscu gdzie stał się przeklęty, jednak chyba nie dopuszczał do siebie mysli że może zmianiać się choć w cokolwiek podobnego do tej istoty z koszmarów. Tak… nie był cżłowiekiem, a miejsce pozbawione krat iluzji dokładnie to uwidaczniało. Nie umiał jednak zgasić w sobie tej parzącej go coraz bardziej iskierki uczucia jakim zaczał darzyć Claire. Niewiarygodne.
Ta cała fascynacja Claire przestała sprowadzać się do jej kształtnego tyłka i zgrabnych nóg. Do jej elektryzującego spojrzenia i pełnych ust, na które ilekroć spoglądał chciał dotknąć by przekonać się czy są tak miękkie jak mu się wydają. Była atrakcyjną kobietą ale nie do końca w jego typie. Zbyt śmiała, zbyt drapieżna, zbyt ostentacyjna. Subtelność mieszała się w niej z wulgarnością, kobiecość z męską stanowczością.
A jednak coś w nim rozbudziła. Jakąś tęsknotę. Do życia, do ciepła. Uosabiała wszystko to czego on już nie miał. Może dlatego nie mógł przestać o nie myśleć.

Dziewczyna pojawiła się w momencie największegożyciowego zakrętu Rafaela a potrafiła go rozweselić, dać mu jakieś poczucie normalności w tym wszystkim. Czuł, że mógłby się do niej zbliżyć, dać jej wiarę w to, że i ona może pokochać… Jednak… Metropolis było bezlitosne, obdzierało ze wszystkiego i ukazywało najgorszą częśc każdego z nich. Szczególnie tych przeklętych. Mroczne, lustrzane odbicie rzeczywistości.
Bolało
Jak diabli
„Daj mi jeszcze szanse Claire…. Przesłoń swój wzrok na nowo woalem iluzji i trwaj w nim. Przynajmniej względem mnie. Bez Ciebie się stocze. I tak cięzko mi odnaleźć się w tym wszystkim….”
„Daj mi szanse….”

Biedny głupi Alvaro

Unikał jej wzroku. Wyczytywał z jej spojrzenia jedynie to co chciał….

Bolało… nie fizycznie

- Skoro mowa o samoumartwianiu. – rozmyslania Silenta przerwał głos milczącego od dłuższego czasu Cohena - Grand, Alvaro... nie chciałem wam psuć dramatyzmu chwili, ale myślę, że w kwestii “stąd nie ma odwrotu” możemy spokojnie wrócić bramą, którą przyszliśmy. To po pierwsze. Po drugie: o ile pamiętam Red Hook, to coś, czym jesteśmy naszprycowani jest cholernie niestabilne. Jeśli Szczurzyca spróbuje wyrwać nam Luminę siłą, ta może pieprznąć jak swojego czasu Andy Ashwood, robiąc jej z gniazdka jesień średniowiecza. Nie sądzę, żeby się do tego paliła.

- Jesteśmy stąd Patricku – Silent od razu rzucił do patologa - dlatego mówiłem ze nie ma dla nas ucieczki a co do powrotu do iluzji to mam na myśli to samo miejsce co ty. Ta sama brama. Co do drugiej kwestii to masz racje nie może wam tego zabrać siłą. Musicie się zgodzić dobrowolnie.
“Przynajmniej tak mi się wydaje” - dodał już w myślach

- Ona wie jak ją wydostać Cohen... – głos Clausa poprzez maskę mógł powodować ciarki na plecach, gdyby samo miejsce w którym byli już tego nie czyniło - I odnoszę wrażenie że już to zrobiła. A na marginesie Goodman, ja nie jestem tym kim jest Alvaro - dodał niewiedząc w sumie o czym ona mówi. Nie było mu nic wiadome że Alvaro służy Togariniemu.
Zamilkł uznając dalszą dyskusję za zbędną. Jeszcze kilka godzin temu ucieszyłbym się z tego iż jest jakaś brama ale po tym co pokazał mu nadzorca w jaki sposób zachowuje się ciało legionisty bez pokarmu nie śmiał próbować. Chyba nie śmiał. Ważne było by pozostali się wydostali.

Posłaniec wrócił dużo szybciej, niż się spodziewali. Poszeptał chwilę do ucha temu, który wyglądał na szef gromadki szczuroludzi, a ten w odpowiedzi wyszczerzył siekacze w paskudnym grymasie przewiercając wzrokiem Goodman.
Potem postąpil krok do przodu i syknął.

- Matrona Unkath łaskawie zechce się z wami spotkać i wysłuchać twej petycji, legionisto. Idźcie blisko nas.

Szczurołak ruszył w stronę bramy oglądając się na intruzów. Reszta czekała na coś. Prawdopodobnie chcieli wokół nowo przybyłych uczynić coś w rodzaju kordonu.

Claire zacisnęła mocniej dłoń na tubie lakieru do włosów. Swoją drogą musiała, uzbrojona jak zawodowa fryzjerka, wyglądać teraz idiotycznie.
- Po prostu prowadź, szczurze - ruszyła jako pierwsza.

- Claus... – Silent w obawie o bezpieczeństwo policjantki zwrócil się do Granda - ty będziesz nasza forpocztą. Claire może iść za tobą.

„Trzymaj się od niej z daleka… Słodki Boże nie mogę przestać o niej myśleć” – Rafael przeczekał aż go miną i ruszył jako ostatni poprawiajac na plecach karnister.

Za bramą zaczynał się szeroki korytarz wyglądający jak schron przeciwatomowy lub coś równie trwałego. Był mroczny i poryty bocznymi, wąskimi odnogami, z których dolatywały do eskortowanej grupki nieprzyjemne wonie - siarka, gnijące mięso. Czasami dochodziły również jeżące włosy na karku odgłosy - skowyty, mechaniczne zawodzenia i zgrzyty. Nowo przybyli czuli na sobie spojrzenia. Szczury musiały zasiedlać to gniazdo liczną kolonią. Naprawdę liczną.
Szli przez jakiś czas, ciągle najszerszym korytarzem. Aż w końcu usłyszeli. Dudnienie bębnów - dzikie i pełne pasji.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zxKHN0HSuzA&feature=related[/MEDIA]

Dźwięki narastały, a Ci co przybyli odzyskać duszę Jessici Kingston w końcu opuścili korytarz i znaleźli sięi w ogromnej komorze. Z sufitu zwieszały się girlandy łańcuchów, ich końce nikły w ciemnościach, ale było pod nimi coś podwieszone - chyba jakieś skrzynie. A na środku sali siedziała ona. Wielka, tłusta bestia. Przypominała porośnięty sierścią kłąb tłuszczu. Ważyła chyba z tonę, jak nie więcej i miała przynajmniej cztery metry wzrostu. Szczurzy pysk zawierał w sobie paskudną inteligencję, a żółte ślepia wpatrywały się w was z drapieżną przewrotnością.
Matrona śmierdziała. Paskudnie śmierdziała. Na waszych oczach z opasłego cielska, z szeroko rozwartych nóg, zasłoniętych tłuszczem i sierścią, wynurzyło się coś ociekającego krwistym śluzem. Młode.

„Czy w Mieście Miast znajdują się jakieś piekne miejsca czyone odeszły wraz z Demiurgiem. Czemu wszystko wokół mus wyglądac na brudne, zepsute, mroczne, złe? Czy smutej, strach i zagubienie to jedyne co nam może towarzyszyć i okrywać nasze serca ciemnym całunem? – Alvaro stanał za Claire, obok Cohena. W tym miejscu musiał być bardziej czujny. Musiał ich strzec.
Wszystkich
„popatrz na mnie Claire…” – złudne pragnienie

Matronę otaczały dziesiątki szczurołaków w różnych rozmiarach. Najmniejsze wielkości kilkuletnich dzieci, największe przerastające Granda o głowę i znacznie od niego masywniejsze.
Na spojrzenie posłane przez Unkath jeden z sczurów chwycił nowo narodzone młode i podał Matronie, która ujęła je w pajęcze, wyrastające z boku odnóże, a następnie włożyła sobie do paszczy i przegryzła na pół. Zjadła jedną część, drugą ciskając w waszą stronę.

- Słodki Boże... - wyrwało się Rafaelowi

- Jedźcie - zachęciła.

Jeden ze szczurzych pomiotów patrzył drapieżnie na skupionych wokół siebie przybyszów z Iluzji. Na nich, lub na ociekający posoką ochłap, Który upadł kawałek od nich.
Bębny ucichły. Zaczęła się chyba jakaś niezrozumiała dla nowo przybyłych ceremonia.

- Nie chcielibyśmy nadużywać twojej gościnności Matrono - rzekł przerywjąc nastałą nagle cisze tego miejsca Baldrick, ręką wskazując na zabitego szczura - Przybyliśmy porozmawiać, omówić pewną ważną dla nas kwestię - zdobył się na dziwnie brzmiący w jego ustach uniżony ton

Claus minął Bladricka i stanął z przodu. Uklęknął na jedno kolano skłaniając głowę. Po chwili podniosł się.
- Pozdrawiam cię Wielka Unkath - pomału zbliżył się do ścierwa przegryzionego na pół szczura.

- Co on wyprawia? - szepnał pod nosem Rafael

Claus sięgnał w tym czasie po fragment dopiero co narodzonego szczuropodobnego ścierwa i Oderwawszy naprawdę niewielki kawałek podniosł wzrok na Matronę wkładając go sobie do ust.

Rafaelowi. Temu, który smakował się w ludzkiej krwi żołć podeszła do gardła. Siła woli zdusił w sobie chęć zwymiotowania zawartości swojego żołądka na podłogę.

- Pozdrawiam cię – kontynuował ceremonię Grand - w imieniu tego któremu służę i z którego ramienia zostałem przysłany tu by pertraktować. Weszłaś Pani w posiadanie czegoś co pierwotnie należy do Togariniego a on pragnie to odzyskać - skłonił się po raz kolejny - Odzyskać w komplecie.

- Ważna kwestia - Matrona najpierw spojrzała w stronę Baldricka. - Chętnie o niej porrrozmawiam - dokończyła rozwierając nozdrza, jakby węsząc coś, co ładnie dla niej pachnie i oblizując pysk jęzorem. - A co do Togariniego, legionisto – mlasnęła i spojrząła na sługe Anioła Śmierci - to nie mam nic co p-ier-wo-tnie ani niepierwotnie – zaakcentowała te dwa słowa - należałoby do niego. Więc obawiam się że zaszczycałeś nas swoją obecnością niepotrrrzebnie.

Słowa Matrony były dość niezrozumiałe. Silenta w ich dosłyszeniu ratował rozwinięty po jego „przemianie” zmysł a pozostali musieli mocno wytężać słuch, by zrozumieć o czym Unkatha do nich mówi.

Patrick Cohen odprowadzany zdziwionym wzrokiem Alvaro podszedł do leżącego na ziemi kawałka mięsa, podniósł je, ugryzł i rzucił pod nogi Matrony. Ten sam Cohen, któremu zbierało się na wymioty z powodu gumy do żucia przyklejonej pod biurkiem, ten sam, który w knajpach zamawiał tylko hermetycznie zamknięte napoje i nie umiał zjeść hot-doga na mieście. Ot tak po prostu.
W geście nie było wyzwania, czy nonszalancji. W jakiś groteskowy sposób starał się okazać szczurzycy szacunek.

Unkatha spojrzała na patologa z tą samą drapieżnością, co wcześniej na Baldricka. Mięso było obrzydliwie oślizgłe i smakowało, jak zjełczała parówka. Smakowało jednak po stokroć plugawiej. Dla Cohena było to jak przekroczenie granicy. On, lekoman i szalony pedant robi coś takiego. Z drugiej jednak strony zasady świata zmieniły się, więc wcześniejsze obawy zdawały się być śmieszne w konfrontacji z prawdą.

- I kto tutaj się zmienił.... ? - dla Rafaela to było chyba za dużo. Mógł się przyzwyczaić do paskudnego zapachu, który i tak skrecał jego martwe trzewia a który dzięki jego wyostrzonym zmysłom był dla niego bardziej intensywny. Tak, do tego mógł się przyzwyczaić ale widok Patricka, tego Patricka, który sięga po martwy kawałek dopiero co urodzonego szczura i wsadza go sobie do ust podziałał na niego paraliżująco. Patrick dostosowywał się do tego miejsca o wiele bardziej niż Rafael, którego wygląd pasował idealnie do tej zgniłej nory.
Delikatnie odwracając głowę od przezuwajacego kawałek truchła Patricka rozglądął się po pomieszczeniu, lustrując ile jest tutaj tych stworów i wejść do leża Matrony. Dawał mówić innym, choć najchętniej to spaliłby całe to miejsce, które napawało go odrazą. Podejrzewał jedna, że w Mieście Miast jest wiele takich miejsc i nic mu do tego.

Stworów było przynajmniej pół setki, możliwe ża nawet około setki, bo ciżba kłębiła się poza granicą wzroku nawet samego wampira. Alvaro widział jeszcze dwa wyjścia poza tym, którym weszli. Boczne odnogi - jedna naprzeciw drogi, którą ich wprowadzona a druga bardziej na lewo. Z tym, ze widział też inne ścieżki - szerokie wyżłobienia w ścianach - jak szczurze tunele. Dochodziło stamtąd popiskiwanie i odór szczurzego piżma. Najwyraźniej, poza szczuroludźmi w Gnieździe Unkathy pomieszkiwały również zwyczajne gryzonie. Coś jednak mówiło wampirowi, że żaden kot z Iluzji nie chciałby się mierzyć z tymi “szczurami”.

- Z Togarinim szykuje się na dłuższe negocjacje, my nie zajmiemy wiele czasu... - odezwał się Cohen, gdy tylko odzyskał czucie w ustach - Przyszliśmy po esencję naszej przyjaciółki. Oddasz ją nam, a możesz zyskać wartościowego sprzymierzeńca. Przyjrzyj mi się dobrze Matrono i sama oceń czy moja propozycja jest warta rozważenia.

Wzrok Matrony zatrzymał się na chudym koronerze. Małe ślepia zdawały się przewiercać jego ciało na wylot.

- Śmiało mówi - warknęła w końcu opasła Unkath. - Jednak niewiele ma. Ciekawy sojusszzzz. Dwoje sług Anioła Śmierci - dziecko nocy i przeklęty legionista. Śmiertelnik naznaczony przez Księcia Perwersji noszący w sobie cząstkę cennej … substancji Zdrajcy. Drugi człowiek, naznaczony przez Zdrajcę, wierzący, że to czyni go wyjątkowym. I ty - spojrzała na Goodman. - Zagubiona, chociaż chyba najgroźniejsza z nich. A wiesz dlaczego? Boś, jak ja, jest samicą. I doskonale pojmujesz złożoność tej implikacji.

Znów wbiła spojrzenie w Cohena.

- Wiem, kogo szukasz. Wiem, gdzie możesz ją znaleźć. Gdzie ją trzymają. Wiem wiele rzeczy. Wiedza, za twoją cząstkę Zdrajcy. Pasuje ci taka transakcja? A co do essencji waszej przyjaciółki. Nie ma jej już. Oddała ją mi. A ja odesłałam to co z niej zostało do Iluzji. Tak, jak się umawiałyśmy. Pakt jest paktem. Nie złamię go. Troszkę musiałam tam wam nabałaganić, by rozedrzeć kraty, ale pewnie dostaliście moje pozdrowienia. Nie ma za co dziękować. Naprawdę. Niepotrzebnie się tu fatygowaliście – Zapiszczała jękliwie, co chyba miało być śmiechem a opasłe, futrzaste cielsko zafalowało jak galareta. Z pomiędzy ud wyłoniło się kolejne popiskujące i lśniące młode. Matrona spojrzała na nie, a dwa szczurołaki pochwyciły je w swoje łapki i pobiegły z nim gdzieś na tyły.

- Wraz z cząstka zabierasz właściwą... esencję, wiec zaprzestań sączyć jad w uszy mego towarzysza - powiedział w końcu Alvaro od razu uderzajac w niebezpieczny ton

- Isssttnieje takie ryzko przy ekstrakcji – teraz wampir stał się celem jej nieprzyjemnego wzroku - Ale ty powinieneś wiedzieć to najlepiej, wampirze. Częściej jej dokonujesz. Tak się musisz pożywiać. To właśnie problem z wami, sługami Togariniego. Nie macie własnej esencji. Potrzebujecie brać ją od kogoś, bo swoją.... sprzedaliście za coś, co i tak już mieliście. Ty akurat nie, legionisto – rzuciła na koniec w kierunku Granda

Gwałtownie zaschło wampirowi w gardle a przynajmniej tak mu się wydawało. Moze to co właśnie usłyszał było kłamstwem ale celnym i powodujacym zmieszanie u wampira. Moze jeszcze jakas ludzka czastka sie w nim kryła.

Kradnie dusze? Spija je z ciał? Tym zyje?
Wygląda na potwora i jest nim. Ksiądz ratował dusze przed zatraceniem a wampir je zabierał. Ksiązkowy przykład w Ilzuzji jak zaprzedać swoją duszę.

- Co jest moją kwestią pozostawiam sobie Matrono - o dziwo jego słowa nie zawierały niepewności jaka trawiła jego umysł - czy o tym ryzyku poinformowałaś Jessicę? – wlepił wzrok w Matronę czękajac na odpowiedź
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 06-04-2011 o 22:45.
Sam_u_raju jest offline