Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 22:21   #2
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny


Wśród niedostępnych gór Północy, prawie żadna cywilizacja nie miała szans przetrwać. Prawie – Echigo bowiem dowodziło, że takowa wciśnie się wszędzie. Wjeżdżających witał widok jednej z siedmiu wspaniałych świątyń Pięciu Smoków, zbudowanych podług architektury wczesnego Szogunatu. Przed nimi, nie istniały żadne budynki. Złocista tarczy esencji, unosząca się z powietrznych urządzeń połączonych niemal niewidoczną linią orichalcum, tłumaczyła szybko ten fenomen. Rozdzielała ona dwa zupełnie różne światy – srogi klimat dyrekcji powietrza został na zewnątrz, podobnie jak większość śniegów. Pozwalało to domyślać się, że starodawne machinerie zajmowały się też kontrolą pogody.

W niecce pomiędzy świątyniami, rozciągały się nadzwyczaj ludne jak na realia tereny. Mnogość tam była małych wiosek – a i jedno mniejsze miasto się znalazło. Wyżywienie tegoż było możliwe tylko z powodu nadzwyczajnej żyzności okolicznych gleb, co zapewne było efektem infuzji Esencji, choć dokładnych zasad działania tegoż można było się tylko domyślać.

Uwagę wędrowców, którzy zabłąkali się do tej krainy, bardziej skupiały na sobie jednak ruchy wojsk – pomniejsze grupy wojowniczych mnichów lokalnej wariacji Nieskalanej Wiary, jak i oddziały zwyczajnego wojska, nieprzerwanie wędrowały drogami górskiej prowincji. Coraz większe ich skupisko gromadziło się nieopodal nieformalnej stolicy Echigo – nienazwanego miasta wyrosłego przy siedzibie miejscowego daimyo.

***

Uesugi Kenshin, który niedawno zmienił imię na „Hikaru”, aby podkreślić otrzymane z niewątpliwej łaski Pięciu Smoków błogosławieństwo, nie lubił przebywania w zdobionym pałacyku. Bogactwa jego pagody zawsze przypominały mu o niedawnej wojnie domowej, którą stoczył z własnym bratem – dlatego wolał odpoczywać w zaciszu jednej ze świątyń. Teraz jednak spodziewał się rychłego przyjazdu ambasadorów ligi haslanckiej, Miasta Spod Góry oraz Białomuru, więc ważne było, aby podkreślić rolę Hikarego jako władcy całej prowincji.

I właśnie wówczas, jakby Pięć Smoków wycofało swoje wstawiennictwo do Króla Bogów nad Uesugim, zaczęły się problemy. Jakaś nienazwana zaraza zaczęła toczyć serca spokojnego ludu, prowokując ich do targania się na życie swoich ziomków. Jakby potwierdzając tezę, że zepsuciu moralnemu zawsze towarzyszyć będzie kara, zaczęły się również tajemnicze zniknięcia... Trzymając w ręce pismo opisujące sprawę porwań, zmełł w ustach przekleństwo. No tak, nic dziwnego, że sam Sol Invictus obdarzył jego skrawek lądu osobistą dozą gniewu... W końcu nie zdołał wyplenić nawet takiego przesądu, jak grzebanie zmarłych. No, ale to był temat na inną rozmowę. Teraz miał ważniejsze problemy na głowie, więc już jedną modlitwę do Króla Bogów później wziął się za pracę.

- Tenmei! – podniósł głos, wyrywając ze swoistego transu jednego ze swoich osobistych doradców. - Czy prawdą jest, że lud zmarłych do ziemi chować zaczął? – gniewny głos Zenita słychać było w całym pałacu.
- Tak, panie? – odezwał się sędziwy mnich, o twarzy niewidocznej pod białą, jedwabną zasłoną.
- Masz dar wymowy, a wiek przyniósł ci i mądrość. Przykazuję ci przeto wziąć pod swoje dowództwo skrzydło braci twych, którzy pod stolicą zgromadzeni są, jako też i egzorcystów... – tu władca zauważalnie się zawahał. Jakkolwiek profesja ta, jak i taumaturgowie szkoleni w Sztuce Umarłych, zdarzali się wśród szczytów Gór Czarnych Grani, to ich populacja oscylowała w granicach... Siedmiu egzorcystów i pięciu taumaturgów? W końcu jednak Hikaru podjął decyzję – ... dwóch i taumaturga, którego wybierzesz. Następnie, przykazuję ci udać się w rejony, w których umarlaki podnosiły się szczególnie często. Tam, odnajdź cmentarze – wiele ich być nie może,obyczaj chce inaczej – poucz ludzi o właściwym postępowaniu, wykop truchła i urządź im porządną kremację. Drewno zdobądźcie sami. Rozumiem bowiem, że zbłądzili przez ubóstwo. Jeśli zaś miejsca pochówku byłyby tak stare, że kopać bezsensem byłoby, rozsypcie po nich trochę soli. – dokończył wydawanie rozkazów i gwałtownym ruchem ręki odprawił swego doradcę.

Tym sposobem, opóźnienie wyprawy nie powinno wynieść dłużej niż kilka dni. W końcu, ktokolwiek tworzył zombie, pozbawiony byłby możliwości wytworzenia większej ich liczby... Duchów zaś z przyczyn religijnych było mało, a wedle „Opisu duszy” dusze hun powstawały jedynie w trzy dni po śmierci – czyli dużo ich być nie mogło. Oczywiście, kilka dni opóźnienia było okresem znaczącym, jednak wobec dezorganizacji w Shanarinarze wybaczalny. Załatwienie tej sprawy nie oznaczało jednak, że mógł poświęcić się odpoczynkowi. Na załatwienie czekała przecież jeszcze kilka innych spraw – ale oczywiście, zanim przywołał do siebie drugiego doradcę, sięgnął po stojącym nieopodal tronu zapasom alkoholu...

- Sahei! – podniósł głos następny raz, tym razem rzucając już stertę dokumentów na bok. Tym razem nie czekał nawet, aż drugi z pełniącym przy nim służbę mnichów odpowie – Przykazuję ci, abyś wysłał dwóch naszych świątobliwych braci z ofiarami do bogów góry, pod którą ma być kryjówka umarlaków, i przekazał im, że skromny sługa Pięciu Smoków i Króla Bogów imieniem Kenshin błaga o audiencję... – nieprzypadkowo użył tutaj swojego imienia zakonnego, które niosło ze sobą prestiż tutejszego odłamu Nieskalanej Wiary... skażonej Herezją Tysiąca Bogów, więc i nie zwaśnionej specjalnie z bóstwami lokalnymi.

Ponieważ nic nie wskazywało na to, że Hikaru ma zamiar kontynuować czy udzielić głosu komu innemu, mnich skłonił się i wyszedł. Było to pewne złamanie ceremoniału, nie tak duże wszak, jak podniesienie głosu bez zgody władcy – czyli zasada, która pozwalała Uesugiemu na częste okresy zadumy... Tako jak teraz. Wyrwano go z niej zresztą dopiero dziesięć modlitw później.

Do sali tronowej wszedł bowiem jeden z dowódców, w którego żyłach odezwała się krew Smoków. Ogniście rude włosy, lekki dym unoszący się przy każdym oddechu... Alvara, przywódcę osobistej straży Uesugiego, było trudno pomylić z kimkolwiek innym. Nie do pomylenia był też karygodny brak taktu, który pozwalał mu wejść do sali tronowej o dowolnej porze i otwarcie kwestionować posunięcia swego władcy.

- Sytuacja nagli, czemu odrywasz mnie... – zawołał już w drzwiach, ale mrożące krew w żyłach spojrzenie władyki sprawiło, że urwał.
- Alvarze, chcę, abyś przyprowadził tutaj tego młodziana, który ponoć złapany na trucicielstwie został. Teraz, nie chcę rozmawiać z półżywym. Później chciałbym z tobą porozmawiać osobiście. – wydał polecenie po tym, jak ognisty wyniesiony pomiarkował się, że jego zachowanie jest w najwyższym stopniu sprzeczne z wszelkimi zwyczajami prowincji. Szczęściem, nie zamierzał w takiej chwili boczyć się ze swoim własnym daimyo, więc odszedł posłusznie.

- Przykazuję wam, żebyście wszyscy zapoznali się z raportami o problemach na wschodzie, nim Słońce wejdzie następny raz na szczyt swego obrotu. Wówczas bowiem, będę chciał usłyszeć opinię was wszystkich. Ujimaso, Ichibodzie – zdanie wasze o kampanii shanarinarskiej chciałbym poznać, kiedy tylko zajdzie Gwiazda Dzienna. To wszystko, niech prowadzi was Pięć Smoków. – niezwykle rzadko zobaczyć można było bezpośrednie odprawienie doradców przez Hikaru. Zazwyczaj cel ten uzyskiwany był poprzez delikatne sugestie, które rada umiała wyczuć błyskawicznie. Teraz jednak, sprawa była zbyt nagląca, aby rada doradcza rozchodziła się przez następną godzinę – Uesugi zamierzał wybadać zamierzenia swego więźnia, a nie chciał oszołomić młodziana przepychem dworu.

***

Więźnia wprowadzono szybko i sprawnie. Młody, około dwudziestoletni chłopak w zniszczonych ubraniach dawał się prowadzić żołnierzowi. Widać było jego skwaszoną minę i to, że co jakiś czas starał się docinać mu wymyślając ciekawostki na temat jego matki lub jego pracy.

Kiedy wszedł do sali tronowej, a strażnik - po odpowiednio uniżonym ukłonie - stanął przy drzwiach, chłopak rozejrzał się ostrożnie i po chwili utkwił niepewny wzrok w osobie w której dotąd jedynie słyszał. Uesugi Hikaru...

Solar siedział zaś przy małym krzesełku przy niewielkim stoliku - przed chwilą przyniesionym z jednego z bocznych pomieszczeń. W ręku miał bogaty serwis - z którego właśnie nalewał herbaty swemu gościowi, i sobie samemu. Przerwał tylko po to, żeby drugie krzesło pokazać wchodzącemu chłopakowi.

Na to, "gość" zdziwił się niepomiernie. Rozejrzał jeszcze raz, po czym podszedł nieco bliżej. Wciąż niepewnie. Dopiero po kolejnej zachęcie gestem usiadł na krześle. Gdy był już blisko, dokładnie przyglądał się Uesugiemu, lustrując z widoczną nieufnością.
Zenit westchnął, widząc, że chłopaczyna najwyraźniej nie zamierza się samodzielnie otworzyć. Cóż, góra do Kenshina nie przyszła, więc przyjść musiał Kenshin do góry...

- Skosztuj wybornej herbaty, drogi chłopczyno. Nie jest zatruta - przecię nie lubuję się w takich żartach. - tu zrobił pauzę, i dodał - Zresztą, skoro już o truciźnie mowa - ludzie gadali, że chciałeś wytruć ziomków. Ja... temu nie wierzę. - tu znów skończył mówić, i upił łyk herbaty - obserwując uważnie twarz młodego truciciela.
- Ależ chciałem! - chłopak zapewnił władcę z cała gorliwością - Nie chciałem pozwolić wam atakowac mojego domu! Jesli teraz mam zginąć, niech i tak będzie!
- Twojego domu? Czyliś z Shanarinary?
- Hikaru westchnął - Muszę ci współczuć - zdradza cię już akcent. Nie miałeś żadnych szans pokrzyżować przygotowań. - Zenit wypił następny łyk herbaty, po czym spojrzał na młodziana uważniej - Teraz rozumiem twoje powody, choć nie - twoje metody. Ale zginąć? Nie. Szanuję twoje oddanie ojczyźnie - przeto zamierzam cię odesłać do kraju, aby postronni wiedzieli, że walczyliście mężnie. I może... kiedy zobaczysz, co się dzieje w szerokim świecie, zobaczysz, że miałem rację. - tu Uesugi zamilkł, a aura, która potrafiła uciszyć każdego śmiertelnika, zniknęła - istny znak, że młodzian ma przyzwolenie, aby mówić.
- Nie uda się? Nie miałem szans? Jeszcze zobaczymy. Nie tylko ja mogłem próbować. Może Tylko mnie udało się wam złapać. - wyszeptał przez zęby w desperacji - Nie powinieneś lekceważyć śmiertelników tylko dlatego, że posiadasz moc od bogów. - wtedy rozejrzał się i roześmiał pod nosem w rozbawieniu szaleńca - Odeślesz mnie do domu? Żeby Twoi żołnierze również i mnie roznieśli na mieczach kiedy wejdą w miasto?
- Lekceważę śmiertelników? Moc od bogów? - Hikaru uniósł brew w zdumieniu, rozbawiony słowami młodziana - W całej Kreacji nie masz większego pomnika możliwości śmiertelników nade mnie, którem jeszcze podrostkiem będąc pokonał swego brata, na którego wejrzały łaskawie Smoki. Takoć, szanuję ja was - aleć szacunek ten nie jest wymówką, aby uszlachetnić tych, którzy cię wysłali, bo popełnili, mówiąc brzydko, fuszerkę. Chcesz ginąć za kraj, który wysłał cię, nie wyszkoliwszy uprzednio? Chcesz ginąć za kopalnie duszostali? Twój wybór - dałem ci możliwość chlubnej śmierci w walce z najeźdźcą. Zaproponowałbym ci także i miejscu u mego boku, ale zbyt bardzo cię szanuję, aby wierzyć, że przyjmiesz... - tu Uesugi zatrzymał się, a wzrok mu momentalnie się zmienił. Znikły oznaki wszelakiej dobrotliwości - widać było tylko gniew - Ale nie pozwolę szczekać na mnie pod mym dachem - przeto, albo skorzystaj z mej łaskawości albo osądzę cię wedle praw Echigo. Wybieraj.
Chłopak zamilkł. Myślal jakiś czas wpatrzony we własne buty. Nie miał odwagi by spojrzeć teraz w oczy władcy Echigo.
- Odeślesz mnie do domu? Ot tak? - znów przez chwile milczał biorąc większy oddech - Zobaczę się z rodziną nim zginę... choć nie mogę byc pewnym że w drodze nie spotka mnie coś gorszego od waszych żołnierzy. Niech więc będzie... jestem... wdzięczny. Choć to godzi w moją dumę, którą jak mówisz... szanujesz...

Słysząc to, Hikaru prawie rozlał herbatę, zanosząc się nagłym śmiechem...

- Na lichym krześle oczekuje cię... władca sąsiedniej prowincji... Rozmawia z tobą, choć na audiencję czeka od miesiąca jakaś dziesiątka osób... I obiecuje odesłać cię do domu, miast rozwiesić cię na przydrożnej szubienicy... I do tego, przydziela ci pięcioosobową eskortę, abyś nie padł ofiarą plagi nieumarłych, za którą ktoś mi odpowie... Nie za dużo tej dumy sobie wyhodowałeś, chłopcze? - w wesołej kwestii Uesugiego widać znak, że ta rozmowa dobiec ma już końca.
- Byłbym Ci niezmiernie wdzięczny panie... ale wiem, że z rąk twoich ludzi zginąć ma mój ojciec, matka i bracia. Że spalony ma byc mój dom. - powiedział jedynie smutno “truciciel”
- Nie musisz, panie więcej tracić na mnie swojego czasu. Przygotuj tę rzeź, a ja dzięki twej łasce spróbuję się jeszcze spotkać z rodziną.... tak jak mi pozwalasz. To rzeczywiście już zbyt wiele.

Chwilę później, Hikaru nakazał strażnikom wyprowadzić młodziana, nie zamierzając marnować ani jednego słowa więcej na zbędną dyskusję. Po spalenia Shanarinary tłumaczenia, że kraj chce podbić, a nie – wyrżnąć, już na niewiele by się zdały.

Teraz musiał jeszcze tylko wydać stosowne polecenia dowódcy straży, i oczekiwała go chwila odpoczynku... choć już chwila inspekcji własnych wspomnień przypomniała mu, że musi zrobić jeszcze jedną rzecz. Strażnik, który wprowadził dzieciaka... Jak on się nazywał? Jakoś pospolicie, choć Solar już jego miana nie pamiętał... Zdał się przez moment bardzo poruszony. Złość, która go nawiedziła, gdy wspomniano o jego matce, mogła być z łatwością zignorowana przez większość osób, ale Hikaru był z konieczności dobrym obserwatorem. Było to coś głębszego – i faktycznie, szybko przypomniał sobie, że wedle plotek jego macierz miała zapaść na jakąś chorobę, a nie wiadomo było, czy wyżyje.

A że herbata, którą niedawno dostał jako podarek od poselstwa haslanckiego i właśnie pił, pochodzić miała z plantacji dalekiego południa i wedle opinii mędrców była świetnym medykamentem na większość chorób... Cóż, Echigo mogło mieć ograniczone zapasy, ale przecież jeszcze nikomu nie zaszkodziło wynagrodzenie niewzruszonej lojalności odrobiną dobrego trunku? Oczywiście, zawczasu innymi rękami trzeba było oświecić strażnika a propos cudownych właściwości podarku...

***

Wreszcie, mógł wydać ostatnie polecenia. Ot, przykazał Alvarowi, aby wziął pięć dziesiątek najlepszych ludzi – zorganizowanych modelem Błogosławionej Wyspy w dwie łuski – z klasztorów, szkolonych w sztukach walki, pięć dziesiątek łuczników ze strzałami, które można było podpalić, jednego z innych Smoków, trzech egzorcystów oraz dwóch taumaturgów... I by zaczaili się w uskokach, aby sprawdzić, jak poważna jest sprawa. Bowiem, że poważna, było wiadomo – trenowanych przez wyniesionych wojaków zwykłe zombie porwać nie mogły.

Oczywiście, jeśli sprawy okazałyby się incydentem spowodowanym przez mniej biegłego nekromantę - wówczas Alvar miał pełne błogosławieństwo na rozprawienie się z widocznym zagrożeniem.

Potem zaś – mógł wreszcie poświęcić się pijaństwu.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 03-04-2011 o 23:48. Powód: Jaśniejsze określenie ostatniego rozkazu, drobne poprawki stylistyczne.
Velg jest offline