Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2011, 19:44   #1
Brain
Konto usunięte
 
Brain's Avatar
 
Reputacja: 1 Brain nie jest za bardzo znanyBrain nie jest za bardzo znany
[Storyteling] 1939

– Zabij Ruska!
Łatwo powiedzieć!
– Urwij mu łeb!
Aha! Dajcie mi czołg.
– Skop mu jego tłustą,
sowiecką dupę!
Skopię, a jakże. Jak będzie
mnie czterech. Albo sześciu.
Ryk sali słyszałem jakby zza
grubej szyby, właściwie sam nie
wiem, jakim sposobem
rozróżniałem słowa. Za plecami
czułem chłodną stal prętów
ograniczających klatkę. Ten
dotyk chyba powinien
uspokajać. Może uspokajał, a
może nie – w każdym razie bez
niego pewnie bym zwariował.
Powoli podniosłem głowę.
Chociaż klatka była nie najgorzej
oświetlona, wszystko było
jakieś nieostre, szare i
rozmazane. Przede mną kilka
metrów wolnej przestrzeni, dalej
pręty tworzące przeciwległą
ścianę. Na podłodze szara mata z
niedoczyszczonymi plamami.
Chyba rdzawymi albo szarymi.
Albo czarnymi. Krew?
Skupiłem wzrok.
Witalij Geliadze stał
naprzeciwko mnie i uśmiechał
się – trochę uprzejmie, a trochę
łobuzersko – jak dobrze
wychowany starszy pan,
obiecujący swemu młodszemu
koledze same przyjemności tego
pogodnego wieczoru. Miał
szczere spojrzenie, miły uśmiech,
przyjemną fizjonomię, na pewno
uczciwych rodziców i wspaniałe
dzieci. Porządny z niego gość.
Amen.
Gong.
Nadobrych kilkadziesiąt
sekund wrzaski publiczności
umilkły. W absolutnej ciszy
Geliadze bez pośpiechu,
dystyngowanym krokiem ruszył
do przodu. Powoli podniósł
obandażowane ręce, ot tak, aby
podkreślić, że szanuje i docenia
swoje vis---vis.
Podszedł na jakieś dwa kroki
i niegłośno, głębokim, niemal
aksamitnym głosem zapytał:
– Nu mołodiec, pojechali?
Pojechali, sukinsynu, tylko
nie tam, gdzie chcesz.
Gwałtownie odbiłem się od
ściany klatki i silnym,
niesygnalizowanym ruchem
wyprowadziłem płaskie
kopnięcie prawą nogą. Miało
trafić w bok kolana przeciwnika.
I trafiłoby, gdyby nie to, że
Wujek Witalij okazał się pomimo
swych gabarytów piekielnie
szybki i zdołał trochę zejść z linii
strzału. Kop doszedł jednak i
faceta przestawiło o dobre
ćwierć metra w bok. Nawet się
nie skrzywił.
Lecz nie miałem czasu na
obserwację jego mimiki. Zaraz
po kopnięciu posłałem prawego
sierpowego na szczękę. Gdyby
wszystko przebiegło zgodnie z
planem, dwie minuty później
popijałbym whisky w
garderobie, a Witalija G.
odwożono by na pogotowie.
Niestety, niestety, Wujek był za
stary wróbel na takie
szczeniackie zagrywki. Wykonał
podręcznikową kontrę
bezpośrednią i tak oto, po raz
pierwszy tego pięknego
wieczoru, wylądowałem na
deskach.
Muszę sprawiedliwie
powiedzieć, że Wujek wyglądał
na szczerze zmartwionego.
Walczyłem ze stadem gwiazd
tańczących mi przed oczami i
ogólnie słabo się czułem, ale on
był zmartwiony – głowę daję.
Może mu płacono za godziny, a
nie za dzieło?
Do roboty! Jureczku, do
roboty... No, Dżazi, jak mówią ci
nabąblowani whiskaczem
Angole, kołatało mi się we łbie.
Rusz dupę, ty leniwy sukinsynu,
przecież nie będziesz się
wylegiwał jak jakaś laska na
plaży. Nie za to ci płacą grubą
forsę.
Dałem się przekonać i jakoś
się podniosłem. Ryk tłumu
złożonego z kilkuset
dżentelmenów i dam o
nieskazitelnych manierach,
którzy zapłacili za ten wieczór
po tysiąc funtów i chcieli
zobaczyć coś więcej niż
pięciosekundowe zwarcie,
wzmógł się. Chyba wyraźnie byli
po mojej stronie.
Witalij, całkiem zadowolony
z tego, że zdołałem się podnieść,
stał grzecznie nieopodal. Zabawa
potrwa dłużej – a dobra zabawa
to jest to, na co zawsze warto
trochę poczekać. Znów podniósł
ręce do bokserskiej gardy.
Podniosłem i ja – form
przestrzegaliśmy starannie.
Wejście w nogi. Stało się dla
mnie jasne, że właśnie tę starą
zapaśniczą technikę Wujek
zamierza za chwilę wykonać.
Patrząc mi głęboko w oczy,
odbije się lekko i, jakby skakał
szczupakiem do wody, zagarnie
ramionami moje nogi pod
kolanami, błyskawicznie uderzy
barkiem w biodro i obaj
pofruniemy w siną dal – z tym,
że ja w charakterze podwozia.
Po czym, usiadłszy na mnie
wygodnie, zbije na kwaśne
jabłko w ciągu dziesięciu
sekund, a w ciągu następnych
dziesięciu pozbawi
przytomności. I tak zostanie
przegrana pierwsza poważna
wojna polsko-sowiecka od 1939
roku.
Nie mam pojęcia, skąd
wiedziałem, co zrobi. Szczęśliwy
przypływ jasnowidztwa?
Intuicja?
W każdym razie wiedziałem i
już.
Uprzedził mnie o ataku
minimalnym zwężeniem oczu.
Mocno oparł się na
potężnych stopach i ułamek
sekundy później wystrzelił do
przodu z przyspieszeniem
startującego odrzutowca.
Przygotowując się na spotkanie,
cofnąłem lekko biodra i kiedy
dojeżdżał już prawie na miejsce,
gwałtownie wyrzuciłem nogi w
tył – jakbym stał na dywanie i
ktoś mi go wyrwał spod nóg.
Jednocześnie objąłem Witalija od
spodu za szyję, prawą dłoń
położyłem na swoim bicepsie i
zacisnąłem lewą rękę. Tym
samym szyja Wujka znalazła się
pod moją prawą pachą i chyba
raczej nie było takiej siły, która
mogła ją stamtąd wyrwać.
Upadliśmy z hukiem na matę.
Wujek na pewno nie
spodziewał się takiego obrotu
sprawy. Zamiast na górze,
niespodziewanie znalazł się na
dole, na dodatek zaczął już
odczuwać przykre skutki
duszenia gilotynowego, bowiem
bez zbędnej zwłoki najpierw
klęknąłem, a potem ze
wszystkich sił – nie bacząc na
furię uderzeń, które bębniły po
moich żebrach i nerkach –
zacząłem się podnosić.
Upływają dekady, zmieniają się
pokolenia i ustroje, a jednak
istnieje zachowany w naszej
pamięci Polski Wrzesień i AK-
owska legenda...
 
Brain jest offline