Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2011, 13:49   #102
Dominik "DOM" Jarrett
 
Dominik "DOM" Jarrett's Avatar
 
Reputacja: 1 Dominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znany
Nie przerywałem póki co tej farsy. Właściwie bawiło mnie to co miało tutaj miejsce. Nikt nie wiedział co i kto a właściwie to nawet nie wiedzieli kiedy. Nic nie miało sensu.

-Moja Pani- podszedłem dwa kroki w przód- od dawien dawna tkwisz w podziemiach a twoje dzieci głodują szukając nie tak łatwych do znalezienia ochłapów. Jestem tutaj by spełnić twoje prośby , jestem tutaj by wspólnie opracować linię porozumienia. - zdjąłem maskę z twarzy i wziąłem oddech wraz z całym smrodem który unosił się w powietrzu. Na chwilę odwróciłem się mierząc wzrokiem żywych. Zatrzymałem spojrzenie na Bladricku.
-Od dawien dawna pani wraz z braćmi swoimi toczysz krew swych dzieci o przetrwanie. One- wskazałem szczuroludzi - Nie pojawiają się tam gdzie czują obecnośc Legionistów. My! Nie zaglądamy w wasze rejony. Pan mój chce dać ci więcej niż którykolwiek z twoich braci. Pan mój ofiaruje ci sojusz. Wzmocniona naszymi siłami a my twoimi możecie wiele zmienić. Ale to tylko propozycja. Pan mój otwarty jest również na twoje sugestie i nie zamyka się w pozycji “albo będzie jak mówię albo wcale”.

westchnąłem i zbliżyłem się do Matrony na odległość może trzech metrów i usiadłem przed nią po “turecku”
-Twoje dzieci Królowo zabrały dziewczynę i Luminę z pod mojej opieki. Prosimy o kompletny zestaw moja Pani. Dziewczyna również ,żywa, tu albo w iluzji.

- Ładnie mowi, ty legionista - zaszczebiotała matrona. - Ładnie mówi. Może nawet dam ci się ze sobą parzyć. Togarini chce ze mną sojuszu. Niech da więc nam terytorium łowieckie nad Pasem Zasieków. A wtedy dorzucę nawet tych dwóch - wskazała łbem Baldricka i Cohena. - Chyba, ze mają lepszą ofertę. Bo twoja, legionisto, bardziej do mnie przemawia. Przynajmniej dam tego mniejszego, ten chudszy jadł z nami posiłek. Krew z mego łona.

- Przepraszam, że się wtrącę, ale droga Matrono chciałbym wiedzieć, kiedy stałem się towarem wymiennym? – baldrick zaprotestował w znany dla niego sposób

- Kiedy odrzuciłeś statut gościa, rzecz jasna. A teraz milcz i pozwól nam kontynuować pertraktacje. Chyba że masz coś lepszego do zaoferowania. - zasyczała.

Zdjąłem z pleców kuszę. Chwyciłem ją oburącz. Widziałem jak szczuroludzie nie wiedzieli przez chwilę czy będę strzelał czy też...
... ścisnąłem ją wcale nie mocno ale wystarczająca by ta pękła w drobny mak sypiąc drzazgi tworzywa na boki.
- Pani, rozpoczeło się nie uniknione. W jedności jest siła. Ten gest jest wyznacznikiem zawieszenia broni. Gdy wrócę Pani do wieży chcę przekazać swemu Panu dobrą nowinę, jak i dar od ciebie. Jessicka Kingston oraz jej zespół a jeszcze dziś twoje dzieci będą mogły wkroczyć nad Pas Zasieków. Później opracujemy szczegóły traktatu pokojowego. Królowo twoja mądrość wyprowadzi dzieci twoje z podziemi.

- Hmmm - Matrona spojrzała na Granda nagle poważnym wzrokiem. - Gówno możesz, prawda? Wysłali cię tutaj … byś zdechł? Pieknie gadasz, aż miło się ciebie słucha. Tylko od rzeczy. Pas Zasieków zawsze należał do nas. Nigdy do twojej wieży. Nigdy. Wiem już, ile warte są twoje słowa. Wiem już, ile warty w oczach swego pana jesteś ty. Pewnie to Lilith maczała w tym paluszki, prawda. Czy ktoś chce ofiarować mi coś, co do mnie należy za coś, co do mnie należy? Nie krępujcie się.


-Nie zostałem dobrze zrozumiany Pani,. - pokiwałem głową nie zdradzając zaskoczenia- Nie powiedziałem że w darze Pas Zasieków ale to co ponad nim- zablefowałem - Północna rubież.

-Masz rację, nie jestem nic wart dla swojego Pana i pewnie racja jest w tym że niewiele mogę. Jednakże Pan przysłał mnie tutaj jako posła. To on może. Ja jestem tylko narzędziem które zawsze można zmienić na inne. Jestem X-635 i jak sama nazwa wskazuje mój Pan mógł przysłać śrubokręt X-604, albo kombinerki X-103. Na szczęście przysłał klucz francuski X-635 a ja jestem tylko jego głosem.

- Phiphiphiphi - zachichotała po swojemu. - Nie brak ci zdolności mydlenia oczu. Szkoda, że należysz do Togarniego. Wiedziałabym jaki z ciebie zrobić użytek. Oj wiedziałabym. Na razie jednak chętnie posłucham propozycji drugiej strony. Co mi możecie zaoferować?

Silent milczał kalkulując. Razyda stawiała siebie na równi z aniołami śmierci. Głupia. Nie miał nic do zaoferowania wiec słuchał. Słuchał slów Cohena. Słuchał moich słów i wsłuchiwał się w odpowiedzi Matrony, która na starcie już wszystko założyła. Głupia. Za dużo sznurków chce złapać w te swoje tłuste paluchy, a tak się nie da. Moga wysliznac jej sie wszystkie i zostanie bez niczego. Glupia... jak Silent

Niespodziewanie, milcząca jak głaz Goodman, wystąpiła przed szereg.
- Czcigodna, wciąż pytasz co mamy ci do zaoferowania. Ustaliśmy już, że lumina z dwóch obecnych tu panów nie jest na sprzedaż. A jednak dalej rozmawiamy, choć, mówiąc szczerze, to dość jałowe pierdolenie. Skoro do tej pory jednak nie kończysz spotkania znaczy to jednoznacznie, że jednak jest sposób na uzyskanie porozumienia. Mamy coś do zaoferowania na co ty będziesz mogła łaskawie się zgodzić. Powiedz wreszcie co to jest i nie traćmy czasu.

Kiedy Alvaro uslyszal głos Goodman prawie syknal by ja uciszyc. by sie nie narazala. Wystarczyło ze pozostali juz naciągali strunę negocjacji do maksimum. Po kolejnych jednak słowach Claire delikatny uśmiech wypelzł na zniszczona wampirza twarz Alvaro

- Phiphiphi - Matrona przeniosła paciorkowaty wzrok na Claire. - Myszka potrafi mówić. Mówiłam. Najniebezpieczniejsza. Doskonała. Podoba mi się. Śmiała. Prowadzi do celu. Szuka. Proponuje. Ja też zaproponuję. Chcę, byście mnie z nim spotkali. Ze Zdrajcą. Tam. Po drugiej stronie krat.

- Przyłożę wszelkich starań aby ci to umożliwić. Czy teraz możemy zobaczyć Kingston?- Goodman nie dała za wygraną

- Nie tak szybko. Oddam im luminę. Ale żądam gwarancji. Ciebie. Zostaniesz tutaj z nami. Do czasu, aż dojdzie do spotkania ze Zdrajcą.

Silent scisnal dlon w piesc.

- Całkiem sprytne. Reszta dostanie mocną motywację. Najpierw sprowadź tu Kingston. Chcę się przekonać, że jest... kompletna. Jeśli przedmiot wymiany jest wybrakowany to nie mamy o czym teoretyzować.

- Wybrakowany? - Matrona Unkath zarechotała, prawie jak człowiek. - Skorupa jest w Iluzji. Esencja tutaj. To oczywiste, że jest wybrakowana. Mozecie ją poskładać do kupy. Ale nie będzie pewności, ile Zdradzonego w niej będzie. Ma na sobie odciśnięte jego znaki. Jego pieczęcie. Dzieliła z nim łoże. Dzieliła z nim ból. Dzieliła z nim … różne rzeczy. Krwawe rzeczy. Podobnie jak ci dwaj. To oczywiste, ze bedzie … nieco inna.

- Ciało i dusza mają być kompletne. Zdajemy sobie sprawę, że ma w sobie cząstkę Astarotha. Wcześniej też ją miała i nie przeszkadzało jej to być człowiekiem. Ma być taka jaka była zanim spotkała... Ciebie.

- Zrobię, co się da. Ale … nie ma gwarancji, Ona zwarła pakt. Paktu nie da się cofnąć. Podjęła taką decyzję. Czy to wam wystarczy? Więcej nic ode mnie nie otrzymacie.

Claire zacisnęła usta i przez chwilę rozważała słowa szczurzycy. W końcu skinęła głową.
- Pamiętaj, że obiecujesz zrobić co się da. Wszystko, co jest kurwa w twojej nadludzkiej mocy.
Wolno podeszła do ogromnej sylwetki Matrony i stanęła u jej boku.
- To co chłopcy? - obdarzyła ich krzywym, nie do końca szczerym, uśmiechem. - Ustawicie to spotkanie i niedługo znów będziemy cieszyć się razem urokami iluzji?

Unkath wydała jakieś polecenia szczurołakom. Chwilę później usłyszeliście nad głowami klekot i w dół zjechała dziwna klatka, przypominająca nieco średniwiowieczne narzędzie tortur. Skrzynia opadła na ziemię z mlaśnięciem zanurzając się w nieczystości i błoto.

- Wejdziesz na jej miejsce, kochaniutka - zasyczała złośliwie Matrona, a dwa jej przydupasy otworzyły skrzynię. Wypadło z niej coś, co wyglądało jak obdarty ze skóry, poszarpany kawał mięcha. Mięcha, w którym z trudem rozpoznać można było ludzki kształt. Ciało wypadło ze środka i plusnęło w brud i nieczystości. Dygotało, zwijało się z bólu, z amoku, z ust wydobywało się upiorne, jednostajne mamrotliwe jęczenie.

- Czy to nie przesada? - wtrącił Baldrick - Matrono na prawdę nie masz mniej wyszukanych środków?

- Ekstrakcja musi boleć - mlasnęła z pożądliwością wpatrując się w szczątki. - Ale to nie ona. Tylko jej … fragment. Reszta jest tutaj - pajęcza łapa wydobyła coś spomiędzy fałdy tłuszczu który był chyba jedną z kilku par wielkich, włochatych piersi.
W szponach zabłysło coś, co wyglądało jak kula lśniącej energii. Mieniła się srebrzysto - błękitnym blaskiem, z domieszką krwistej czerwieni.

- Klatka służy do ekstrakcji? Ja nie mam w sobie ani ziarnka Astarotha. A od mojej duszy proponuję się wielkodusznie odpierdolić. Na cyrografy się nie godziłam. Poproszę o standardową wilgotną celę z widokiem na Metropolis.

- Zawsze ktoś może zająć twoje miejsce - zasugerowała Unkath tonem łaskawej mateczki.

- Jacyś chętni? - Rozejrzał się po pozostałych. - O mnie nawet nie myślcie.- Bladrick jak zawsze odważny.

- Żadnych chętnych dopóki nie wyjaśnisz co robi ta maszyna. Ma wpływ na duszę czy tylko na ciało?

Matrona, nadal trzymając to dziwne światło w szponiastej łapie zachichotała złośliwie.
- To maszyna, która robi dobrze. Robi tak dobrze, że jej pocałunków nie da się zapomnieć. Zostawiają ślady na waszej duszy. Zadają niewypowiedziany ból i prowadzą do nieporównywalnej z niczym rozkoszy. Jeśli chcecie zastąpić tą, jak jej tam, Kingston, musicie dostarczyć mi rozrywki, jakiej ona dostarczyła mi przed wami.

Okrwawiony strzępek ludzkiego mięsa na podłodze bełkotał coś niezrozumiale i niejasno. Widać było, że szczątki nie mają oczu, a z dziur oczodołowych wylewa się gęsta krew, przypominająca bardziej śluz niż ciecz. Przez zdartą na boku skórę i mięśnie widać było oblepione mięsem żebra pod którymi coś pulsowało wydając świszczące dźwięki. To chyba było płuco. Paliczki palców zaciskały się i rozwierały bezwiednie ściskając błoto, które szybko napełniało się krwią i płynami organicznymi tego czegoś, jeśli to faktycznie była Kingston. Chociaż włosy mimo, ze pozlepiane krwią świadczyły o tym, że to zaginiona detektyw. Ich długość i barwa mogły potwierdzać tożsamość.

- A może mnie weźmiesz o Najczcigodniejsza? - powiedział głośno Alvaro - dostarczę tobie mnóstwo rozrywki. Poza tym jestem ostatnia osoba z ktora rozmawial Zdradzony..... Zreszta czys nie chciala ze mna rozmawiac Wielka Matrono?

- Jeśli mogę coś wtrącić.- rzucił Cohen - Wiem, że cieżko się mnie słucha, ale zanim ktokolwiek do czegokolwiek wejdzie, chciałbym zaznaczyć, że to co mówiłem, mówiłem w pełni poważnie i jeśli Jess Kingston nie odzyska swojej esencji bezwarunkowo nie widzę jakichkolwiek szans na dalsze negocjacje w naszych sprawach Matrono. Skoro ryzyko utraty cząstki mocy jest dla ciebie ważniejsze, niż ryzyko utraty wiarygodności - nie będę umiał zaufać żadnym informacjom jakie od ciebie otrzymam.

Matrona spojrzała najpierw na Alvaro, potem na Cohena. Przemknęła wzrokiem od jednego, do drugiego mężczyzny, jakby zastanawiała się co ma z nimi zrobić.

- Muszę mieć jakąś rękojmę. Gest waszej dobrej woli. Ty wampirku, skoro z nim rozmawiałeś, to znaczy, że ci ufa. Jak ci ufa, tobie najłatwiej będzie do niego dotrzeć. Nie możesz tutaj zostać. Otrzymam rękojmę, a oddam wam mój łup. Nie otrzymam rękojmy, uznam nasze rozmowy, podobnie jak ty - zerknęła na Cohena - za … zakończone. Znam już wasz zapach - przeniosła wzrok na Cohena i Baldricka.

- Jako gest Twojej dobrej woli prosiłbym Czcigodna o pozostawienie naczynia i esencji tej kobiety nienaruszone. Lubie ją taką jaka jest a jak chcesz rozrywki to z nią porozmawiaj a przekonasz się ze nie tylko takie machiny moga ci ja przyniesc.- dodał Alvaro

- Z mojego punktu widzenia załatwienie ci spotkania ze Zdracją to nie rękojmia, a zapłata. Zapłata za dopełnienie starego paktu, za który już otrzymałaś godziwą cenę. Zapłata za to, że wywiążesz się ze słowa, które i tak na tobie ciąży. Do tego rządasz rękojmi otrzymania tej zapłaty. Jeśli rzeczywiście podjęłaś już decyzję, to owszem: rozmowy o mojej cząstce Astarota są zakończone. Tym bardziej, że jeśli macie zamiar zawrzeć sojusz, moja oferta traci sens - równie dobrze, mogę ją zwrócić jemu. Chciałem ją oddać komuś, kto posłuży się nią jako fundamentem pod nową cytadelę, której władczyni można ufać. Być może się pomyliłem. Wybacz.
Dostaniesz swoją zapłatę i dopilnujemy, żebyś nie poniosła ryzyka. Jeśli jednak rozważysz możliwość zastanowienia się nad tym - moja Lumina Zdrajcy nadal leży na stole.

- Pozostaje jeszcze jedna kwestia do rozstrzygnięcia. Bez rękojmy nie mam gwarancji. Właśnie wybrałam możliwość kontaktów ze Zdrajcą. Jednak nie tylko sługi Astarotha uczestniczą w tym spotkaniu. Są też sługi innego Anioła Śmierci. Obawiam się, że wasze dalsze życie zagrozi moim planom. Że kiedy legionista wróci do swoich bez tego, po co go wysłali, zdradzi szczegóły naszego porozumienia. W tej sytuacji, kiedy wybieram jakąś stronę, muszę zadbać o moje bezpieczeństwo. Nic osobistego.... Rozumiecie. Chyba, że przekonacie mnie jakoś, o waszej lojalności względem mnie a nie waszych panów. Jeśli nie, obawiam się, że będę zmuszona was unicestwić.

Powiedziała to spokojnym głosem. Bez szczebiotania. Bez śmiechu. To dawało do myślenia. Byliście pewni, że wprowadzi swój zamiar w życie. Bez względu na to, czy jedliście szczura, czy nie. Bez względu na wszystko. Matrona podjęła decyzję. Odrwzuciła sojusz Togariniego. Rozpoczęła taniec z Astharotem. I nie chciała, by ktokolwiek postronny dowiedział się o tym, że właśnie zmienia drużyny i zaczyna grać do przeciwnej bramki. Szczurołaki, do tej pory nieporuszone, zaczęły zmieniać nieco pozycję. Silniejsze i większe sztuki przesuwały się przed mniejsze. Jakby tylko czekały na sygnał do działania. Uknath zamknęła negocjacje. To było widoczne.

- Może są dziećmi Togariniego, ale ich lojalność wobec niego jest dyskusyjna. Silent spotykał się ze Zdrajcą ale swojego pana o tym fakcie nie powiadomił. Jak i o planowanym spotkaniu z tobą. Grant z kolei wypiął się na swojego pana i przyszedł tu po tą, którą kochał za życia. Nie możesz odmówić im wolnej woli. Nadal sami decydują o swoich czynach. Teraz ty się zastanów czy chcesz aby wystawić ci zdrajcę. Jeśli tak, to przestań tak kurewsko utrudniać. Potrzebny nam jest pełen skład naszej ekipy. Przetrzebisz nas i gówno wskóramy. Nie zdradzą cię skoro i tak będziesz miała mnie. Zostanę tu jako twoja gwarancja ale nie wejdę do tej cholernej maszyny. Moja dusza ma wyjść stąd nietknięta. Pewnie moje ciało i umysł trochę okaleczysz ale nie dobierzesz się do tego co dostałam od... sama wiesz kogo. To moje. I nawet ty tego nie tkniesz. Ja zostaje, składasz Kingston do kupy, reszta odchodzi. Chcesz same gwarancję i zero ryzyka. Tak to nie działa. W obie strony. Godzisz się albo nie.To ostateczne słowo.- Goodman nie przebierała w śłowach

Silent spojrzał z podziwem na Claire a potem nieznacznie przysunął się do Cohena. Pochylił się do ucha Cohena
- Zależy wam na tych ciałach? Matrona jest tak stabilna w swoich słowach jak niejeden polityk

- Na ciałach - nie, na Kingston - tak. Daj Claire szansę. Nie możemy dać się sprowokować.

Matrona milczała. Przeniosła wzrok na Claire Goodman. Jakby ją szacowała, mierzyła lub planowała coś, co raczej może się nie spodobać policjantce.

Grand podniósł się i gdy skłaniał się Matronie, rękę jedną wsunął pod płaszcz jak Napoleon . Koniuszkami palców namacał głownię miecza.

-Nie zdradzę cię dla dobra tej o którą gra się toczy Królowo.
Na zewnątrz u góry lekko na prawo w ruinach jest nadzorca i jednostka X-604. Weź i ich dla rozrywki. Mam jednak pytanie. Jak przetrwać mogę bez pokarmu? Czy gdybym wrócił do iluzji nadal będę go potrzebował?

- A czy wiele znasz przypadków wskrzeszeń ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Jesteś martwy. Wrócisz do Iluzji i będziesz tam martwy. Napędza cię jedynie posoka twego władcy. Jego śmiertelny pocałunek. Tam, na zewnątrz byłbyś jedynie stertą posiekanego, gnijącego mięsa.

- Dwie sprawy. - odezwał się Cohen na głos - Raz: Legionista, Zębaty, Brzydal i Myszka są ze mną. Cała czwórka. Nawet jeśli nie uważasz ich za gości, stanowią świtę twego gościa w sercu twego gniazda. Waż słowa i czyny Matrono, bo twoje dzieci patrzą. Dwa: Każdy członek tej grupy jest równie cenny, co esencja tej, po którą tu przyszliśmy. Rozumiem twoją motywację i propozycja anihilacji tej dwójki może się wydawać logiczna, jednak tylko pozornie, bo przekreśli naszą główną umowę. Nie sprzedamy dwóch członków stada dla ratowania esencji trzeciego. Efekt będzie taki, że zabijesz dwoje sług Togariniego i nie spotkasz się z Astarotem. Strata obu potencjalnych sojuszników, luminy, wielu dzieci i - po raz kolejny - wiarygodności. Nie widzę w tym rozwiązaniu żadnych korzyści dla ciebie Matrono.

Silent pokusił się na jeden gest, który może Cohenowi się nie spodobał. Przyjacielsko ścisnął go przez chwilę za ramię. Był z nim całym swoim martwym ciałem i dusza której już nie miał. Był z nimi wszystkimi gotów na wszystko.

Matrona syknęła. Przeciągle i groźnie. Syk przeszedł w gardłowy warkot. Warkot w coś, co można było uznać za pomruk wściekłości. Niebezpieczne, żółte iskry pojawiły się w jej ślepiach, które wbiła w Cohena.

- To, że masz w sobie część Zdrajcy, nie czyni cię równym mi, małpo. Już kolejny raz, na oczach mego lęgu zarzucasz mi brak wiarygodności. Ostrzegam cię lojalnie, że trzeci raz tego nie odpuszczę. Zabijałam za mniejsze przewiny. Także gości.

Cielsko zafalowało. Głuchy pomruk przeszedł w spokojniejsze tony.

- Ale twoje słowa są rozsądne. I warto ich posłuchać. Dam odejść wam wszystkim. Zabierzecie ze sobą luminę Kinngston. Daję wam dzień na uzgodnienie spotkania. Jeśli do tego czasu nie zaaranżujecie mi spotkania ze Zdrajcą, znajdę was jednego po drugim i nauczę wasze skorupy, co znaczy słowo ból i cierpienie. Macie na to moje słowo. Jednego, po drugim. Czy to jest dla was zrozumiałe?

- Zrozumiałe, sprawiedliwe i uczciwe. Wybacz, że ośmieliłem się zakwestionować twą wiarygodność - powiedziałem o słowo za dużo. Tą decyzją, Matrono, udowodniłaś, że się myliłem. Pertraktacje z tobą to zaszczyt i przyjemność.- Cohen chyba oszalał.


Wezwała gestem ręki jednego szczurołaka, który przyniósł dziwaczne urządzenie. Wyglądające jak opleciony drutem kolczastym metalowy pojemnik. Unkath umieściła w nim świecącą kulę i zamknęła wieko wyszeptując nad nim kilka słów.

- Otwórzcie je przy jej skorupie. W Iluzji. Ale radzę tym, którzy mają odrobinę esencji Zdrajcy w sobie by byli wtedy daleko. Naprawdę daleko.

Zagulgotała, a z jej łona wynurzył się kolejny mały szczurołak. Na znak Matrony, jak poprzednie młode, ten również został zabrany gdzieś na tyły.

- Ty - spojrzenie żółtych ślepiów zatrzymało się na Grandzie. - Możesz wracać do Togariniego. Powiedz mu, że nie jestem zainteresowana wymianą. Powinien lepiej pilnować tego, co miał w rękach, lecz wypuścił. Mój dawny pan, Chagidiel, już kiedyś go tego nauczył, ale widać lekcja została zapomniana.

Zarechotała.

- A teraz, wynoście się wszyscy. Nim zmienię zdanie. Xyxux odprowadzi was do bramy.

Z szeregu wynurzył się chudy i parchaty szczuroczłek. Czekał. W łapkach trzymał kolczasty pojemnik rozświetlony od środka. Jakby zastanawiał się, komu ma go oddać.

Cohen ruchem głowy wskazał szczurowi kierunek gdzieś między Claire a Alvaro.
- Weźcie to i trzymajcie to z dala ode mnie i Baldricka. Nie potrzebujemy kolejnych komplikacji technicznych.

Goodman skinęła głową i szczuropodobne monstrum podało jej luminę Jess
 
__________________
Who wants to live forever?
Dominik "DOM" Jarrett jest offline