Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2011, 20:26   #103
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rnLtg6jC_a0&feature=related[/MEDIA]

Znajdował się w osobliwym towarzystwie, nie odzywał się zbyt wiele, właściwie śmiało można było powiedzieć, iż w domenie szczurzycy milczał jak grób. Nie chodziło wcale o jakiś majestat tej postaci, o jej ohydną armię i sposób witania gości, nawet sama aura miejsca nie budziła w nim takich emocji jak jego właśni kompani. Może nie poświęcił zbyt wiele czasu na to by ich poznać, by zrozumieć ich postępowanie, ogarnąć życiowe motywacje, może rzeczywiście bardziej skupiał się na gnijących w Nowym Jorky trupach, które odnajdywali, niż na nich. Postrzegał ich jednak inaczej. Teraz, gdy stanęli naprzeciwko Matrony Baldrick nie widział już różnicy, granica zacierała się, a kolejne ich słowa tylko go w tym wszystkim upewniały. Z jakiejś przyczyny czuł, iż on jedynie stoi obok, nie bierze w tym udziału, ale jest jedynie obserwatorem. Tak jednak nie było, tkwił w tym tak samo jak pozostali.

Grand, nie spodziewał się spotkać go w tym miejscu, nie był również z tego faktu zadowolony. Nigdy za nim nie przepadał, a w dodatku Metropolis w żaden sposób go nie odmieniło. Wciąż zdawał się być tym samym typkiem, który zamiast ruszać głową, wolał napiąć mięśnie i z bojową pieśnią na ustach rzucić się w wir walki w imię obrony swojej ukochanej niczym dawni bohaterowie legend arturiańskich. Swoje cele również określał w sposób, który Baldricka mocno irytował, jego pełne patosu i wyznań miłości przemówienia, zgrywanie bohatera i człowieka zdolnego do poświęceń. Tak mówił ten, który jeszcze za życia wyznawał chyba jedynie zasadę twardej pięści. Dobrze, że przynajmniej na tę jego siłę mięśni mogli liczyć.

Cohen, co mu musiał Terrence przyznać, dobrze odnajdował się w sytuacji, a jego siła perswazji czule łechtała dumę Matrony. Bez niego pertraktacje wyglądać by mogły o wiele gorzej. Mimo wszystko patrząc na to co i jak robi nie popierał do końca jego działań. Był niezaprzeczalnie liderem, który potrafił obrócić sytuację na swoją korzyść i pomóc drużynie. Jednak… czy nie tracił przy tym swojego człowieczeństwa? Czy to, iż tak łatwo dostosował się do warunków panujących w Metropolis rzeczywiście świadczyło o nim dobrze?

Alvaro, obecnie znany jako Silent, przeszedł długą i ciężką drogę, choć Baldrick nigdy specjalnie tego nie okazywał, darzył go zawsze szacunkiem. Trudno było nie dostrzec jego reakcji na ruchy i wypowiedzi Claire, beznadziejne uczucie, które przytrafiło się w jednym z najgorszych momentów życia. Jego odmiany też nie mógł przeoczyć, nie chodziło nawet o wygląd, lecz raczej o sam sposób bycia. Coraz ciężej było mu pohamować emocje. Zawieszony między jednym światem a drugim. Baldrick wiedział, że prędzej czy później będzie on musiał przystać do jednego z nich, pytanie brzmiało, czy decyzja będzie należała do niego?

Goodman, ostra kobitka, która nigdy nie ustępowała. Jak na osobę, która dopiero co dowiedziała się o Metropolis i panujących w nim warunkach, radziła sobie naprawdę dobrze. Jej pyskate wypowiedzi sprawiały, że leże Matrony nie było tak zatrważające jakby się mogło wydawać. Twardo się trzymała, choć i ona zapewne nie łatwo znosiła prawdę. Jaki będzie ona miała wpływ na nią?

Wreszcie myśli Baldricka zaczęły krążyć wokół niego samego, nigdy wcześniej nie miał wątpliwości co do tego jak powinien postąpić, działał zgodnie ze swoim rozumem i nie pytał nikogo o zdanie. Teraz wydawało mu się, iż jest żałosny, pozostali starali się radzić z sytuacją, on też próbował, lecz z różnym skutkiem. Dał się wplątać w machinacje o których nie miał pojęcia, wykiwał go Książę Perwersji i teraz był ściągany przez oprawców, z którymi nie miał szans wygrać. Może to pozostali mieli rację? Twardo stojący przy swoich przekonaniach Grand, który gotowy był na wszystko by uratować Jess, niesiony tą dziwnie potężną siłą miłości? A może Cohen, który dwoił się i troił by wykaraskać ich z tych kłopotów? A Alvaro? Zgodził się na wieczne przekleństwo by walczyć dla innych. Czy może Goodman, która choć niewtajemniczona, nie wahała się nawet przez chwilę? Może to oni byli prawdziwymi bohaterami zdolnymi do czynów wielkich, a on skazany był na tkwienie w sidłach Iluzji. Bo doskonale zdawał sobie sprawę, iż to tam jest jego miejsce. Dotąd łatwo było mu wydawać osądy o pozostałych, teraz już sam nie wiedział co myśleć. Może rzeczywiście zbyt wielkim był egocentrykiem.

***

Niejaki Xyxux był odpowiedzialny za wyprowadzenie ich z leża, w ciszy przerywanej niekiedy krótkim szczurzym piskiem odeskortował ich ze swoim oddziałem aż do bramy. Baldrick z pewną ulgą przyjął zapach jaki unosił się w tym miejscu, leże Matrony cuchnęło o wiele gorzej i nawet odór rozkładających się resztek nie mógł zmienić tego wrażenia. Xyxux obrócił się i wraz ze swoimi podopiecznymi zawrócił.

Cohen
spojrzał na swoich towarzyszy, w jego oczach było widać powagę, którą świadczyła o tym, iż chce im właśnie coś ważnego zakomunikować. Wrażenie nie było mylne.

- Dalej traficie sami – rzekł po czym wyciągnął swój notes i podał go Claire - tu są wszystkie moje ustalenia odnośnie śledztwa od czasu zebrania na Soho. Ten okultysta... Jerremie Seal może być przydatny przy aranżowaniu spotkania, jeśli Nash sam się do was nie zgłosi.

- Rozumiem, że ty i Grand poszukacie wieży? – odparła Goodman odbierając przedmiot, nie wyglądała jakby decyzja Patricka ją zdziwiła.

- Wieży, Natashy Kalinsky i patentu na zerwanie Clausa ze smyczy – potwierdził uprzednio kiwając głową.

- Ktoś jeszcze chce zostać? Czy nasza trójka głowi się jak wrócić na naszą stronę boiska? – Claire spojrzała na nich nich oczekując odpowiedzi.

- Nie mam po co tutaj zostawać - stwierdził Terrence - Spróbuję zdziałać coś po drugiej stronie.

- Alvaro?
– Tym razem jej wzrok przeniósł się na Silenta, ten zaś przed dłuższy moment jedynie wpatrywał się w nią zwlekając z odpowiedzią.

- Patricku – przemówił wreszcie patrząc na detektywa - możemy więcej się nie spotkać. Gdyby tak miało zostać to chciałem Tobie podziękować. Praca z Tobą to była czysta przyjemność. Nie wiem dokładnie co zamierzasz zrobić, mogę się jedynie domyślać, ale uważaj na siebie... na tą swoją esencję – uśmiechnął się delikatnie.

- Wyjdę z wami Claire
– odpowiedział na pytanie Goodman - choć podejrzewam, że po tamtej stronie będzie na mnie czekał mój własny dozorca i nie będzie zadowolony z tego co tutaj miało miejsce. No, ale tym się będę martwił później. Zatem w drogę, nie każmy dłużej czekać Jess.

- Dzięki. Zanim się rozejdziemy, muszę ci coś powiedzieć. Ktoś w końcu powinien to zrobić. Cohen znów zrobił poważną minę i prześwietlił Silenta spojrzeniem - Mówi się "CI Podziękować" nie "TOBIE Podziękować", do jasnej cholery. Ta twoja klerycka maniera doprowadza mnie do szału. – Twardo uścisnął jego dłoń i dodał - Trzymaj się przyjacielu.

- Hahahaha, będę pamiętał. Wszystkiego dobrego przyjacielu. Dzięki Clause
rzekł następnie Silent do Granda - nie przestawaj wierzyć. W tych wszystkich bzdurach jakimi nas karmili w Iluzji na pewno znajdowało się ziarenko prawdy. Powodzenia i... uważaj na Patricka. Ja będę strzegł Jess na tyle na ile jestem w stanie a ty uważaj na ta kostuchę - spojrzał nadal się uśmiechając na patologa.

- Powodzenia – powiedziała krótko Claire również ściskając dłoń Patricka, zdawało się jednak, że za tym drobnym gestem kryło się o wiele więcej.

- Wam również. – Determinacja w głosie Cohena świadczyła o tym, iż raz podjętej decyzji nie miał zamiaru już zmieniać.

- Grand... przekazać coś od ciebie Jess, kiedy już się obudzi? – spytała z przejęciem Claire.

-Powiedz jej że...- zaczął spuszczając na moment wzrok - ...powiedz jej że czekam. Cokolwiek się nie stanie czekam.

- Melodramatyczne pożegnania mamy już za sobą czy ktoś jeszcze chce się czymś podzielić? Nie chcę was jakoś poganiać, wiem, jak wiele dla was znaczy ta chwila, ale chyba mamy zadanie do wykonania –
wypalił Baldrick kończąc pożegnanie, być może właśnie ostatni raz widział Cohena i właściwie miał nadzieję, iż cokolwiek zrobi, nie ucierpi na tym.

Odbyli drogę powrotną do sali dość szybko, pozostało im jeszcze przenieść się ponownie do Iluzji.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline