Zimno... Zimno które biło niewiadomo skąd... Z jednej strony łzy spływające po twarzy Sol zamarzały po niespełna sekundzie, z drugiej zaś najzimniej było jej od wewnątrz... Serce zamarzało, zamarzało z przerażenia- była dopiero 10, a to już był jeden z najgorszych dni w tym w cale niekrótkim życiu...
Dzięki Bogu śnieg był jej sprzymierzeńcem- ślady Pończochy i Sejli wyraźnie odbiły się w tym białym puchu. Tak więc teraz wystarczyło iść za nimi...
Szłaś dziwnie wymarłym miastem, jakby wszyscy gdzieś wyjechali. "A, niedzielny poranek"- pomyślałaś, ale nadal wyglądało to dziwnie. Aż w końcu mało nie podskoczyłaś z radości- trafiłaś na swoje koty! Sejli leżała w puchu, widocznie zmarznięta, zaś Pończocha...
Pończocha zaś, z pełną miłością, lizałą po twarzy jakiegoś blisko 40-letniego mężczyznę, który jakimś cudem przeżył, śpiąc na śniegu w takim mrozie... Tak, ten dzień jest dziwny...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |