Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2011, 22:26   #36
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Kochanie, tańczyłeś kiedyś z demonami w jasnym świetle księżyca? Tak, tak... Dla nich, jesteś tylko dziwakiem, tak jak On był.

Reitei de Gyor był tego świadom. Przebył wiele dróg, przemierzył krainy, oceany, pogórza i puszcze w poszukiwaniu. Życie całe plótł swoją opowieść, życie całe spędził na łowach nieuchwytnej przeszłości. Pragnął zostać wzięty w matczyne ręce, które zapieczętowałyby jego mrok duszy. Pragnął jednym ruchem przeciąć węzeł goryczy utkany z białych plam jego dzieciństwa. Nie było mu to jednak pisane. Śmierć zakończyłaby jedynie agonię pół-elfa i uciszyła jego cierpienie skrzętnie ukrywane za woalką pogodnej, łagodnie szalonej miny. Ramieniem sięgał w głębinę duszy próbując wydobyć z niej dzień, w którym umarł jako bohater, a narodził się jako potwór. Próbował wydobyć z niej swą siostrę, którą stracił z głupoty swojej oraz mrocznego wirtuoza, drowa o skórze ciemnej niczym heban, włosach bieli kości słoniowej. Ray'gi... Czy kiedykolwiek go spotkał? Skąd pochodził? Kim był sam Reitei zanim wyruszył w tułaczkę swojego życia, a tragizm, ból i zniszczenie owładnęły jego zmysły? Czym był tajemniczy tatuaż w około jego prawego oka? Nikt nigdy nie pytał, prócz samego Reitei'ego. Pokazywał ludziom to co chcieli ujrzeć, a oni nie zaglądali pod powierzchnię. Bo kiedy, dawno temu nałożył maskę był słaby, ona dodała mu sił i poprowadziła go, ale jednocześnie przyniosła mu brzemię szaleństwa, które wzięło jego duszę w swe poczwarne ramiona. Miłość? Ależ kochał. Echa przeszłości przypominały mu o wielkości rzeczy. Pamiętał jedną taką, uroczą... Kimże była ta wyznawczyni Bieli? Nie umiał nawet rozróżnić już, czy mogła to być baśń czytana mu przez matkę do poduszki, czy rzeczywiście istniała niegdyś drużyna istot przemierzających świat w poszukiwaniu ostatecznej klęski. Drużyna Takich jak On. Nie jestem szalony...! Haha... Nie jestem! To było jedyne zdanie, które wyraźnie błyszczało mu w pamięci, gdy zaszlachtował pierwszych niewinnych ludzi. Świat od tego czasu grał z nim w karty. I miał lepszą rękę. Reitei tańczył na śliskim parkiecie rzeczywistości. Ale niektórzy, Tacy jak On, nie zasługiwali tylko na z góry przewidziany los, na prawdę. Zasługiwali, by ich głęboko noszona wiara, ostatnimi siłami broniąca się przed natłokiem ciemności została wynagrodzona. Tacy jak On zawsze prowadzili nierówną walkę ze światem.

***

Tragiczna tułaczka doprowadziła go na wyspę zamieszkałą przez pewnego dziedzica. Gdy zeskoczył z pokładu statku głęboko nabrał świeżego powietrza w płuca i wypuścił je śmiejąc się radośnie. Ciemność nie zawsze starała się mu towarzyszyć. Wyjął swój flet i wdrapując się na najbliższą skałę pół-elf pozwolił, aby piękno nut popłynęło i wypełniło czyste powietrze drganiem. Jakże był szczęśliwy! Nie miał prozaicznej natury, żył tragicznie, ale żył również tym co niewielkie i codzienne. Nie sprawiłoby mu problemu w tej samej chwili szczęścia dobyć ostrza i rozpłatać trochę prostactwa, aby ulżyć tylko reszcie swych pragnień duszy.

Los pragnął, że poznał na statku grupę rzezimieszków, którym zaimponował swą mocą, a kobietom obecnym w grupie niecodzienną urodą. Półelf szybko zdołał ich sobie podporządkować i po krótkim okresie kilku dni spędzonych na lądzie w okolicach wioski - jego paru, bezwartościowych na dłuższą metę towarzyszy dopadło dziwną grupę osób, biorąc ją w niewolę i wiążąc na dnie jaskini w pobliżu niedalekiego jeziora o błękitnych, czystych wodach, zamkniętych w skalnej grani. "Vivaldus", gdyż tak Reitei de Gyor przedstawiał się innym, wyruszył więc śmiejąc się z głupoty uwięzionych - do groty, w której byli przetrzymywani, aby zdecydować co z nimi zrobić. Głupi, który myśli, że ty, Reitei, chcesz jedynie patrzeć jak świat staje w ogniu. Szukasz czegoś więcej. Reitei szukał czegoś więcej. Wkrótce miało się okazać czego.

***

Półelf stojący na półce skalnej, Reitei, obserwował dwie grupy stojące po przeciwległych krańcach jaskini, które w zamęcie nie potrafiły się odnaleźć. Z jednej strony jego dawni jeńcy, z drugiej - samozwańczy ratownicy. Na środku groty jęcząca kobieta, prawdopodobnie ostatnia z jego chuligańskich przyjaciół, która przeżyła atak nieumarłego stworzenia. Reitei miał egzotyczną urodę, piękno elfa, stanowczość i siłę rys człowieka. Seledynowe, osobliwe, lecz piękne włosy były dla niego samego tajemnicą, jak i jego prawe oko okolone mistycznym, czarnym tatuażem. Atletyczną, wysportowaną, lecz nie wybitnie umięśnioną sylwetkę wsparł na ostrzu i nie zamierzał podejmować żadnej akcji, ale pozwolić zebranym w dole poradzić sobie samym. Był zadowolony z rozwoju sytuacji. Jego głupi towarzysze zginęli głupią śmiercią, tylko by mu ciążyli. Roześmiał się głośno, podczas, gdy inni walczyli u jego stóp, w grocie. Śmiech poniósł się echem w korytarzach. Ci ludzie przysłużą mu się z pewnością. Już wzrokiem dobierał sobie bliższych towarzyszy. Wbrew pozorom, chociaż lubił samotność, ona zdecydowanie zaczynała mu działać na nerwy podczas długiego rejsu. Był u wrót kolejnego etapu podróży. Nie dla zysków, sławy, czynu. Dla niejasnego celu, który wciąż formułował się w jego umyśle.

Kochanie, wróciłem.
- Reitei
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 08-04-2011 o 00:47.
Mijikai jest offline