Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2011, 21:40   #12
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8LbkxP_UCBQ[/MEDIA]

Colthrust nie był człowiekiem wygadanym, szybko przekonali się o tym pozostali pasażerowie pociągu, spotkał się z nimi w przedziale w drugiej klasie. Co prawda stać go było na to by jechać w pierwszej, nie często miał okazje by na coś przeznaczyć swój ciężko zarobiony żołd, lecz ta odrobina luksusu wydawała mu się zbędna. Dla przyzwyczajonego do polowych warunków żołnierza już druga klasa prezentowała bardzo wysoki poziom. Był dość posępny, zajął swoje miejsce i milczał przez dłuższy czas. Ubrany był w stary, choć wciąż całkiem elegancki garnitur, na który zarzucił prochowiec, na jego kolanach spoczywał kapelusz z rondem, zaś w dłoniach tkwiło aktualne wydanie gazety bostońskiej. Przy sobie miał niewielką walizę oraz Colta 1911, broń nosił chyba nawet nie z powodu tego, iż spodziewał się jakiegoś zagrożenia, a po prostu z pewnego nawyku, przyzwyczajenie ciężkiego do wykorzenienia. Bez większego zainteresowania przeglądał kolejne strony gazety, nic jednak za bardzo nie przykuło jego uwagi.

Pogoda za oknem nie napawała optymizmem, deszcz lał z nieba z ogromnym uporem, mimo wszystko nie przeszkadzało mu to, wprost przeciwnie. Widok ten pozwalał mu się nawet łatwiej skupić, przemyśleć jeszcze raz otrzymany od Wilburyego list. Nie był na pewno osobą, która nadawała się do pracy przy zapisach badań chrzestnego czy też różnego rodzaju analiz, jednak determinacji nie można było mu odmówić. Chciał rozwiązać sprawę przynajmniej równie mocno jak pozostali.

Trasa była bardzo długa, niewiele osób zdecydowałaby się zapewne na takie poświęcenie, kolejne przesiadki, by dotrzeć do Bass Harbor. Z tego co wiedział na ten temat, to większość ludzi, którzy już podjęli ostatecznie decyzję i wyjechali w to miejsce, było letnikami szukającymi odpoczynku od zgiełku miast. Oni byli tu w innym celu, mieli już ustalone zadanie, list Wilburyego podziałał na Solomona niczym rozkaz wydany z zaświatów, mógł się jedynie domyślać, iż wiadomości skierowane do pozostałych miały równie perswazyjny charakter.

Spotkanie z pierwszym, jak mu się wydawało, miejscowym, mało rozgarniętym rudzielcem, nie należało do najprzyjemniejszych. Właściwie Colthrust od razu przyznał, iż temu człowiekowi przydałoby mu się więcej dyscypliny i nauka kultury. Przygryzł jednak wargę i w żaden sposób nie zareagował na zachowanie mężczyzny. Jedynym plusem rozmowy z rudzielcem była informacja o transporcie, o ile sam Colthrust mógłby spokojnym marszem dotrzeć na miejsce, o tyle pozostali zapewne nie byliby zachwyceni perspektywą podróży w błocie przy akompaniamencie lejącego z nieba deszczu. Pastor nie mylił się spodziewając się, iż polecony kierowca również będzie człowiekiem szemranym i niewartym zaufania. Jego dom stał nieopodal, nie wyglądał zbyt zachęcająco, obdarty i niezbyt zadbany już na początku pozwalał poniekąd zdefiniować jego mieszkańca. Nie musieli fatygować się i pukać, gdyż mężczyzna otworzył drzwi, kiedy tylko się przed nimi zjawili. Intensywny zapach niemytego od dawna ciała oraz alkoholu uderzył w ich nozdrza. Kierowca był osobą wysoką i chudą, najwyraźniej wódka stanowiła główny aspekt jego diety. Jakby tego było mało wciąż ostro wlepiał swój wzrok w towarzyszące im kobiety, spojrzenie było na tyle lubieżne, że przez moment Solomon zastanawiał się nad ustawieniem do pionu tego człowieka. Powstrzymał się jednak, ponownie tego dnia.

- Letniki? – zadał od razu pytanie nie siląc się na żadne uprzejmości, ton wypowiedzi był dość nieprzyjemny, więc perfekcyjnie uzupełniał ogólną aparycję mężczyzny.

- Ciężarówkę masz, tak? Z kuzyniakiem na promie zamieniliśmy dwa słowa. Więc jak chcesz zarobić parę bakuf to łap się za kółko, bo zmierzamy do Bass Harbor – zaczął dość zawadiacko James.

- Pięć dolców i jadem – rzucił, Solomon skomentował to jedynie niedowierzającym uśmieszkiem, widocznie zapijaczony kierowca miał ich za ludzi niezwykle naiwnych. Takimi jednak nie byli, co już za chwilę miał dobitnie udowodnić Walker.

- Ty za pięć dolców, to ja twoja maszynę z pełnym bakiem kupie w mieście z pocałowaniem w rękę na depozyt na małym procencie. Za dwa dolce nas obrócisz, a za pięć następnych na tydzień zostawisz nam ten wagon do użytku, bo telefonu na fuchę nie masz w domu żeby nas wozić jak będzie trzeba, tak? – przemówił w podobnym tonie co poprzednio James, najwyraźniej działał on dość przekonująco.

- Tak cu? Tak, zgudzam się, tak nie mam telepona? Tak, nie, nie wiem. – Spojrzenie pijaczka powędrowała w Bóg wie jakim kierunku, zrozumienie słów nie przychodziło mu łatwo i teraz musiał je sobie przemyśleć. Na prawdę dokładnie.

- No to umowa stoi – powiedział Walker po czym splunął na swoją dłoń chcąc dobić targu - Jedziemy.

- Nu możemy, ale... – zgodził się z choć jednym wahaniem - jedna z laluń jadzie ze mnom w szoferce, reszta z tyłu, pod budom. No i dular tera. Od razu.

- Ty lalunie to se w gazecie oglądaj – napomknął go nieco ostrzej James - Masz tu baka i w lusterku podziwiaj damy. Ja jadę w szoferce. – Podał mu banknot, pijak przeszył go spojrzeniem, przez moment jeszcze się zastanawiał, aż w końcu z obojętnością wzruszył ramionami i z uśmiechem wyciągnął pieniądze z dłoni mężczyzny.

- Tyż możesz być
- rzekł - Gładkiś.

- Gładki, heh –
powtórzył po swoim rozmówcy Walker uśmiechając się.

- Ja bym na niego uważał - rzekł Solomon niezbyt poważnym tonem. - Ludzie tutaj są specyficzni, różne rzeczy mogą wpaść takim do głowy. - Mrugnął do Jamesa, Walker nic nie odpowiedział, a jedynie skinął głową.

- Jakby czegoś dokonał równocześnie kierując tym gruchotem, to naprawdę byłby godny zainteresowania – wtrąciła nieco kpiąca Samantha, Colthrust zaśmiał się donośnie słysząc jej słowa.

Humor mu się poprawił odkąd trafili na Bas Harbor, być może ten park narodowy rzeczywiście miał w sobie to coś, pozwolił mu odetchnąć z pewną ulgą. Na pakę załadował się więc z uśmiechem i niekrytym zadowoleniem. Na pewno ostatnim czego się spodziewał było dobre samopoczucie akurat w tym miejscu.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline