Wątek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2011, 13:11   #1
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Psy Wojny


Wiosna przyszła tego roku tak samo wcześnie, jak bywało to zazwyczaj na stepach Ostermarku. Wraz z siedemnastym Nachhexenem zakwitły pierwsze kwiaty, większość śniegu była już przeszłością i tylko rozmokłe pola i drogi, a także zimny, porywisty wiatr świadczyły o niedawnej zimie.
Jeśli nie liczyło się wygłodniałych zielonych, spływających z gór niezwykle licznymi, groźnymi bandami, rabując, paląc i zabijając co tylko się dało.
A armii tu już nie było.

Wieści dotarły tu bardzo szybko, przyniesione na spienionych koniach licznych posłańców. Chaos atakuje! Norsmeni budują olbrzymią flotę! Zło, zło się budzi i idzie zmiażdżyć Imperium silniejsze niż kiedykolwiek! Nadciąga Burza Chaosu!
Wiele z nich było rzecz jasna całkiem przesadzonych, nieprawdopodobnych i niemożliwych, choćby przez samą swoją grozę i możliwe konsekwencje, ale nie ulegało wątpliwości, że wojna ogarniała północ Imperium z całą siłą, a wszystkie wojska stojące w innych częściach kraju ściągane były do stolicy a potem dalej, ku przeciwnikom nadchodzącym z tych samych kierunków co zawsze. Na południu pozostawało niewielu zbrojnych, a już na pewno niewielu weteranów, których teraz zebrał pod swoimi sztandarami Karl Wagner. Miał już chyba wszystkich z okręgu Jargary, w samym zamku zostawiając tylko słabo uzbrojoną i wyszkoloną czeladź. Zresztą za murami pozostawiono i tak bardzo nielicznych tarczowników i kuszników, wspieranych przez mały oddział muszkieterów, który gdzieś się zawieruszył w całym zamieszaniu, a teraz nie mając innych rozkazów podlegał Wagnerowi. Podobnie jak grupa rajtarów, cofająca się gdzieś z głębi Imperium, koczowników czy lekkiej jazdy. Wszyscy wyżsi stopniem udali się na wojnę, a tymczasem wojna przyszła sama.
Sądząc z informacji zbieranych z tych okolic, ta dwustu osobowa grupa była największą jednostką pozostałą w Ostermarku, a może nawet całym południu. Jednostką zupełnie nową, pomieszaną i jeszcze nie w pełni zgraną.

Opuścili Jargarę pięć dni wcześniej, zmierzając najpierw na wschód, skąd nadchodziły pierwsze wieści o orkach i goblinach, ale udało się im dorwać tylko maruderów, których rozbili w krótkiej bitwie na rozmokłym polu, gdzie małe gobliny szybko poszły w rozsypkę, uciekając w las, gdzie niewielu dało się dorwać. Dalej były już tylko zgliszcza farm, siół i nielicznych tu wiosek, których tropem szli przez następne trzy dni, goniąc znacznie większą bandę zielonoskórych. Licząca najwyraźniej kilkaset osobników banda zostawiała po sobie mnóstwo śladów, po których zwiad mógł poruszać się niemal z zamkniętymi oczami, czując tylko smród brudnych cielsk i swąd spalenizny.
I wreszcie doszli ich, pod jedną z otoczonych palisadą wsi, miejscowi nazywali ją Mielau.

Zwiadowcy donieśli o bitwie godzinę wcześniej, a teraz wszyscy już dowódcy stali na niewielkim, zalesionym wzgórzu, spoglądając na dolinkę, w której wybudowano osadę. Zawierała kilkadziesiąt domów, ale w środku musiało schronić się znacznie więcej ludzi, którzy ściągali tu zewsząd. Przed palisadą widać było kilka spalonych wozów, dopalały się także pojedyncze chaty wybudowane niedaleko pół, otaczających Mielau - kłębiące się tam orki i gobliny nie pozostawiły niczego w całości.
Z obecnej pozycji nie mogli przyjrzeć się dokładnie temu, co się działo, ale mieli dobry ogólny ogląd sytuacji. Wieś była oblegana i atakowana. Rój małych goblinów szturmował palisadę i zasypywał jej wnętrze strzałami, na które znacznie bardziej nielicznie odpowiadali obrońcy. Jak dotychczas prymitywne drabiny były jednakże odpychane, a napastnicy trzymani na zewnątrz. Przed tylko nimi zapewne wieś by się obroniła, choć ich liczebność trzeba było oceniać na przynajmniej trzy setki. To jednak było tylko przygotowanie do głównego szturmu. Znacznie większe istoty, orki, przygotowywały właśnie taran, którego prymitywną konstrukcję sklecili z pobliskich sosen. Część z nich szturmowała już bramę z jego mniejszymi odpowiednikami, ale większość orków znajdowała się w niewielkim obozie na południe od Mielau, gdzie stawiano namioty i rozpalano ogniska. Większych zielonoskórych mogła być setka, ale odległość i ruch panujący w tamtym miejscu bardzo utrudniała ocenę sytuacji, zwłaszcza, że po ich nogami kręciły się także gobliny.
Wydawało się, że wódz tej armii rozmieścił także straże, choć najpewniej pilniejsze były ich wierzchowce. Kilkunastu wilczych jeźdźców okrążało wieś, szyjąc z łuków raz na jakiś czas, nawet nie zdając sobie sprawy, że ich strzały najpewniej nie docierają do celu.

W miejscu, w którym obserwowali bitwę, najwyraźniej nie pozostał nawet jeden goblin. Przejście lasem mogłoby przez jakiś czas ich kryć, ale mieszany las na pewno utrudniłby także szarżę - choć niekoniecznie bardziej niż bardzo rozmokły, grząski trakt. Nie padało, a niebo choć częściowo zakryte chmurami, mocnych opadów nie zwiastowało. Porywisty wiatr cichł w lesie i dolinie, pozostawiając po sobie tylko słabsze podmuchy.
A mieszkańcy Mielau mogli bronić się jeszcze przez jakiś czas, ale niewątpliwie nie było tam na tyle dużo żołnierzy, by odeprzeć zielonych po wyważeniu przez nich bramy.

Był Backertag, 20 Nachhexen. Słońce stało już najwyżej, jak mogło o tej porze roku.
 
Sekal jest offline