Wagner odstawił lunetę od oka i przekazał ją następnemu oficerowi. Sytuacja była już mniej więcej jasna, od momentu raportu zwiadowców. Czas było omówić plany.
Karl mówił, słuchał i cieszył się w duchu. To było tak naprawę pierwsze ich spotkanie tego typu, narada przed bitwą. Potyczki z goblinami nie było sensu brać pod uwagę. Nie znał tych ludzi, parę dni w twierdzy nie mogło dać odpowiedzi na pytanie jakimi są żołnierzami i oficerami. Z resztą o nim samym pewnie też nie wiele do teraz wiedzieli.
Ot, historia jakich wiele. Kolejny syn swego ojca, z rodzinnymi tradycjami służby wojskowej sięgającymi pokolenia wstecz. Z Marienburga, gdzie zdobywał pierwsze szlify, by potem zjeździć sporo Imperiom w najemniczej kompani. W zasadzie to z własną najemniczą kompanią. O Sylwanie tylko zahaczył, więc temat się nie rozwiną. Teraz zaś był tutaj.
Tyle o jego przeszłości a jaki był? Przez te parę dni w Jargarze dał się poznać jako praktyczny i pragmatyczny człowiek, prawie pozbawiony poczucia humoru. Jeśli mówił, to przeważnie o „pracy”, jeśli pytał to tylko o „prace”. Nie obżerał się, nie pijał alkoholu, nigdy i żadnego, choć lubował się w egzotyczny napitku, podawanym z miodem. Z grzeczności zaproponował towarzyszą próbkę, choć niczyjej uwadze nie uszło, że tylko raz. Broń i pancerz utrzymywał w nienagannym porządku, podobnie jak mundur i konia. Choć wszystko było bez wątpienia wysokiej jakości, to pozbawione jakikolwiek ozdób. Jedynym „kaprysem” na jaki sobie pozwalał był medalion z symbolem Myrmidi, który uważny obserwator mógł czasami dostrzec pod koszulą.
Wagner przedstawił swój plan i wysłuchał argumentów i innych propozycji swoich oficerów. Choć w toku dyskusji stanęło przy jego planie, to cieszył się, że pozostali mają swoje zdanie i pomysły. Ostatnie czego mu trzeba to zgraja przygłupich potakiwaczy. - Pan Moser ze swoją kawalerią wyruszy od razu. Proszę trzymać się lasu i wzgórza dopóki nie wyjedzie Pan na trakt z drugiej strony wioski i dopiero tam pokazać się zielonym. Niech myślą, że i z tamtego kierunku przybywa imperialna armia. Później niech Pan uderzy na orków z tyłu, względnie zamarkuje atak i spróbuje część z nich odciągnąć ucieczką. Zostawiam to Pańskiej decyzji.
- Panie Siedlicz – Wagner idealnie i bez zająknięcia wyjmował to nazwisko - Tak jak Pan rzekłeś swoich rajtarów proszę puścić środkiem i potraktować orków z daleka. Dam też panu pod komendę moich konnych łuczników. Horst Keller, to mój zaufany zastępca. Może Pan na nim i jego chłopkach polegać. Potraktujcie ich ogniem i strzałami i sprowokujcie do ataku na piechotę, gdzie na celownik wezmą ich kusznicy i muszkieterowie. Dopiero na tak zmiękczonych uderzymy Pana rajtarami i moimi lansjerami. Powinno wystarczyć, w razie czego wesprą nas tarczownicy. Proszę mieć na mnie baczenie, sam dam sygnał do głównego ataku.
- Panie Schnitze, Panu oddaje pod opiekę całą piechotę, w tym tarczowników i kuszników sierżanta von Kleubotza. Zadba Pan o zmiękczenie naszych zielonych przyjaciół, zanim rozprawi się z nimi moja jazda i rajtarzy Pana Siedlicza. Potem wedle Pana uznania wesprze nas Pan w walce z orkami, lub jeśli wystarcz nasza szarża żeby ich rozbić, uderzy Pan na gobliny przy bramie. Strzelcom proszę nakazać ostrzeliwać gobliny jak tylko jazda zasłoni im widok na obóz orków.
- Dobrze, jeszcze Pan Panie Krupst. –
Jurgen Krupst był najstarszym rangą strażnikiem dróg, jaki znalazł się w ich oddziale przydzielonym do sił Wagnera. Stary weteran, już nie pierwszej młodości, ale z doświadczaniem w armii, więc Karl od razu zrobił go dowódcą całej grupy, dodatkowo przydzielając mu koczowników. - Proszę wybrać dziesięciu swoich ludzi i zostawić ich przy taborze, aby żaden zabłąkany goblin nie zabił nam jucznych koni. To dopiero pierwsza bitwa, nie możemy ich stracić. Resztę
i koczowników proszę ustawić na naszym lewym skrzydle, osłaniać piechotę i strzelców od sił zgromadzonych przy bramie. Proszę nie prowokować goblinów do ataku, zanim kawaleria nie ruszy do szarży. Wystarczy Pana obecność i czujność. W razie czego wspomoże Pana jazda. Zamiast tego, w miarę możliwości koczownicy mogą ostrzelać atakujących orków. W chwili kiedy rozbijemy orków, skieruje nasze sił na oblegające wioskę gobliny. Wtedy odeśle Pan resztę strażników do taborów a koczowników można puścić w pościg za uciekającym wrogiem. Zresztą pewnie sami to zrobią. –
Karl spojrzał jeszcze raz po zebranych upewniając się, że każdy zrozumiał jakie ma rozkazy i nie ma pytań, po czym dał znak ze narada skończona. - Proszę ruszać Panie Moser i to w dobrym tempie, żeby zdążył Pan wyjść na pozycje w odpowiednim momencie. Reszta ustawić szyk i wymarsz w tempie piechoty, aby dać lekkiej jeździe czas na dotarcie na pozycje. Ruszamy! –
Ostatnio edytowane przez malahaj : 15-04-2011 o 17:27.
Powód: literówki i inne badziewia
|