Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2011, 18:03   #6
asiootus
 
Reputacja: 1 asiootus nie jest za bardzo znanyasiootus nie jest za bardzo znany
Na metanol odtrutką jest etanol, nie na chorobę popromienną.

Myśli Sarai kłębiły się w głowie i nie wiedziała tak naprawdę, co ona tutaj tak właściwie robi. Od tych… około dwudziestu dni żyła jak w jakimś złym śnie. A może to było więcej dni? Może nawet mniej. Nie miało to najmniejszego znaczenia, nie tutaj. Wielu ludzi odliczało sobie wszystkie te dni, ale ona nie mogła. Jej życie za wiele i tak się nie zmieniło w porównaniu do tego, co było wcześniej. Może jedynie ludzie w szpitalu lamentowali bardziej. I to nie ci śmiertelnie chorzy, tylko ci przypadkowo ranni. Ale nimi Sarai się nie zajmowała. Sarai zajmowała się śmiertelnie zmutowanymi. Tak jak ta dziewczynka. Była słodka, niesamowita. I przeżyła z deformacją twarzy trzy lata dłużej niż początkowo zakładali lekarze. I zginie ponieważ teraz nikt już się nie przejmuje takimi jak ona. Już nie ma jedzenia dla nich, nie ma leków. Nic nie dochodzi. A Sarai sama nie mogła uratować całego świata.
Próbowała. Właśnie dlatego była teraz w Dobrobycie. Właśnie dlatego szukała na półce spirytusu. Dobrow, doktor ze szpitala ją wysłał. Jedyne miejsce, gdzie jeszcze pomagano ludziom. Jednak przez to, co się działo, zaczynało brakować już wszystkiego. Dostała trochę pieniędzy i miała kupić spirytus, żeby odkazić rany. Miała kupić tyle, ile będzie mogła. Ceny były zastraszające, dlatego mogła kupić jedną. Przerażało ją to. Jak można przejmować się pieniędzmi w takiej sytuacji? Jak można zachowywać się właśnie jak zwierzęta zamiast zjednoczyć się i przejść przez to razem. Zjednoczonego ludu nic nie pokona. Nigdy.
Poczuła, że ktoś ją potrąca i wylądowała na ziemi. Zdenerwowała się nieco i rzuciła przekleństwem, bo przecież oczywiście mężczyzna nie zwrócił na nią kompletnie uwagi i oczywiście jej nie pomógł. Podniosła się i złapała butelkę ze spirytusem i ustawiła się w kolejce zaraz za piękną dziewczyną o kasztanowych włosach. Poczuła się przy niej dość brzydka, całkowicie przeciętna. Potem zauważyła, że dziewczyna porusza się bardzo ostrożnie. Była… niewidoma. Sarai poczuła napływ współczucia, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo nagle rozległy się strzały.
Przerażenie wzięło nad nią górę, padła na kolana, skuliła się i zaczęła recytować Szemę na głos. Bała się, myślała, że zginie. Nie mogła opanować drżenia głosu, ale wzięła się w garść, kiedy ludzie ruszyli, żeby się schować. Z jakimś krótko obciętym chłopakiem pomogła tej niewidomej dziewczynie. I po chwili wszyscy znaleźli się w ciemnym magazynie. Drzwi zostały zasunięte, a oni przez jakiś czas bezpieczni.
Dokończyła recytowanie modlitwy na tyle cicho, żeby nie zwracać na siebie uwagi, słysząc, że ktoś przegląda półki i zgarnia rzeczy do torby. Pomyślała, że to grzech, ale z drugiej strony właściciel nie żył, został tam, w strzelaninie. Dziewczyna drżała, ale potem dostała od tego chłopaka butelkę z wodą, żeby się uspokoić. Kiedy już to zrobiła, sama podeszła do niewidomej dziewczyny, żeby podać wodę jej.
Szabat się za chwilę zaczyna, pomyślała. Powinna już być w domu. Nie powinna być w takim miejscu. Nie teraz. Chciało jej się płakać, ale wzięła się w garść. Próbowała się upewnić, czy może zabrać cokolwiek z tego magazynu, czy właściciel na pewno nie żyje. Potwierdzili to. Miała szczerą nadzieję, że nie miał rodziny.
Nie minęła długa chwila, a dwóch mężczyzn zaczęło się ze sobą kłócić. Było to dość nieprzyjemne, to na pewno. Jeden z nich był okropnym typem, za to drugi nie był najgorszy. Można było prawie go polubić. Jednak wymiana zdań robiła się coraz bardziej zacięta, więc dziewczyna bała się, że to może źle się skończyć. Ale nie to było teraz ważne.
Sarai po kilku słowach dwóch mężczyzn przestała zupełnie zwracać na nich uwagę i pochyliła się nad niewidomą dziewczyną, której przed chwilą podała wodę. Niechaj mężczyźni zajmują się poważnymi sprawami, jak obijanie sobie nawzajem mord, były o wiele ważniejsze sprawy na tym świecie.
- Jestem Sarai Rubinstein - przedstawiła się cicho mówiąc do niewidomej dziewczyny. - Nie jesteś ranna? Nie potrzebujesz pomocy? Mogę czegoś poszukać, ale jest ciemno, więc czuję, że mamy podobne szanse, przynajmniej na razie. - Próbowała zażartować. Niestety, dość nieudolnie.
- Nic mi nie jest - odpowiedziała również ściszając swój głos. - Jestem Liliana.
- Miło mi cię poznać. Będziesz w stanie iść? W sensie, musimy wziąć wszystko, co możemy i się stąd wydostać. Nie wiem, czy reszta podziela moje zdanie, ale może powinniśmy trzymać się razem, skoro już musimy. - Głos Sarai drżał. Cóż, zawsze starała się zagadać stres.
- Oczywiście, dam radę - nie bacząc na to, że Sarai i tak pewnie tego nie dojrzy, uśmiechnęła się do nowo poznanej.
- To ja poszukam jedzenia. Dasz radę też coś znaleźć? - zapytała.
-Jeśli chodzi o trzymanie się razem sądzę, iż to nie jest do końca głupi pomysł. Ale i realnego uzasadnienia ZA też nie widzę... - dorzucił w powietrze swoje trzy grosze Strien.
- To idź, nikt cię tu nie trzyma. - Tym razem głos Sarai był pewny. Sama ruszyła do półek i zaczęła szukać tego, co można było zapakować do jej torby na ramię. I nie gardziła czekoladą. Oj nie.
-Co ze mnie byłby za facet, jeśli zostawiłbym kobiety zdane na niełaskę takich ludzi, jak przez paronastoma minutami. - Mruknął wyraźnie zdegustowany swoim zachowaniem. W co on się pakuje!? CO go podkusiło? A miał skończyć z tymi dyrdymałami. Ech, marnie skończy z tym łez padołem...
- Współczesny? - zapytała z niewinną minką Liliana również ostrożnie wstając aczkolwiek nie ruszyła się z miejsca.
-Współczesnego mężczyznę masz w drzwiach, to właśnie przyszłość... - Stwierdził wręcz lodowatym tonem i zabrał się do dalszego rekonesansu. Wkurwiało go wszystko. Wkurwiał go ogień w duszy, sercu i głowie. Wkurwiała go cała ta bezsensowna farsa. I dlaczego do kurwy nędzy nie może się opanować!
- Właśnie o tym mówiłam - dopowiedziała cicho.
Czarnowłosy kompletnie nie zwracał uwagi na pozostałych, w sumie intrygowała go tylko jedna osoba, ta która trzymała wcześniej flaszkę wódki. Stwierdził, że mógłby ją ze sobą zabrać i jakoś wykorzystać do własnych celów, ale najwpierw sam się musi jakoś obłowić w piwnicznych zakamarkach. Rzucił ostatnie chłodne spojrzenie w stronę gadatliwego typa i wyszedł, nie domykając drzwi. Wolał mieć w razie co jakąś droge ucieczki.
-No i poszedł... Cóż, na mnie chyba też niedługo pora. Co do nie rozdzielania się, jeśli ktoś ma ochotę pomóc nieść mi tyle żarcia, ile się da, służe swoim pokojem hotelowym, zabezpieczonym paroma sztuczkami mechatronika... - Zrezygnowany zapalił kolejnego papierosa. Nareszcie się uspokajał. Nie zamierzał dopuścić do kolejnego wybuchu. Czekał na reakcję obecnych.
- Musze wracać do domu więc raczej odpadam - odparła na propozycję, Liliana.
- Odprowadzę cię, dobrze? - powiedziała Sarai gotowa pomóc nowo poznanej dziewczynie.
-Cóż, nic tu po mnie... - Zarzucił plecak na swoje miejsce i wymaszerował ostrożnie, z ręką zaciśniętą na nozu sprężynowym ukrytym w kieszeni. Wyszedł tą samą drogą, co Alex.
- Jeżeli będzie ci po drodze - odpowiedziała Lilianna.
- Nie martw się, już i tak skończył mi się czas - stwierdziła dziewczyna. - Spacer może dobrze mi zrobi... wyjdźmy za nimi, tyłem, boję się, że w sklepie nadaj są ludzie... no i zasunęli drzwi, a raczej nie dam rady tego odsunąć.
Westchnęła i skończyła pakować torbę. Jak ma przeżyć, musi chociaż trochę być zaopatrzona. Przynajmniej na razie.
- W takim razie będę musiała prosić cię byś mi wskazała gdzie owe drzwi są.
- W porządku. Chodź ze mną.
- Niepewnie, ale delikatnie złapała dziewczynę za ramię i poprowadziła za dwoma mężczyznami.
Czuła się w jakiś sposób odpowiedzialna za niewidomą dziewczynę. Potrzebowała pomocy, nic nie było w tym złego, ale skoro nikt inny nie kwapił się, żeby owej dziewczynie pomóc - spadło to na Sarai. Nie mogłaby jej ot tak, po prostu zostawić. Tak się nie godzi.
No i miała nadzieję, że mężczyźni wyprowadzą je na zewnątrz.
 
asiootus jest offline