Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2011, 21:23   #10
Olian
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
Siedząc na wyznaczonym miejscu kapłanka obserwowała wszystkich zgromadzonych w sali, nie wiedziała na kogo spojrzeć. Wiele oczu zatrzymywało się także na Lothel… zatrzymywało i uciekało na kolejne osoby, lustrując je je od góry do dołu. Ona jednak nie chciała nikogo oceniać, tym bardziej po wyglądzie zewnętrznym.

Ale swój wzrok skupiła na jej, jak się wydaje, drużynie. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta… plus Lothel, czworo ludzi – czwórka nieznanych sobie ludzi ma wyruszyć w podróż, wypełnioną niebezpieczeństwami, aby odnaleźć jakąś jaskinie… Lothel oczekiwała czegoś zupełnie innego, bardziej biernego fizycznie a aktywnego mentalnie, jednakże zabrała ze sobą włócznię... dlaczego?

Czyżby pragnęła krwi ? Nie może być, brzydziła się krwią i wszystkiego co z nią związane. Została wybrana przez matkę przełożoną, musiała (i w głębi duszy chciała) iść. Ale strach nasilał się z każdym słowem czarodzieja - marsz pieszo, badanie jaskini, gruumbarzyńcy, dzikie zwierzęta – straszna udręka. Musiała sobie wmówić, że wszystko będzie w porządku, Pelor jej pomoże, nie opuści jej.

W końcu czarodziej skończył mówić, kapłanka nie usłyszała zbyt wiele, wyciągnęła tylko najważniejsze informacje. Skupiona był przede wszystkim na analizie szans powodzenia. Ale teraz nie było odwrotu, jakikolwiek byłby wynik analizy. Krótkie pożegnanie i zaczęła się pisać nowa historia. Musieli już iść, czas naglił. Kapłanka pozbierał swój „sprzęt” i ruszyła dość wolnym krokiem w wyznaczonym kierunku.

Zaczęła obserwować drużynę… każdy spoglądał na każdego w ciszy, nikt się jeszcze nie odezwał. Ale ktoś musiał złamać ciszę… Emilly – mała czarodziejka.

- Witaj kapłanko Lothel wybacz że nie zapamiętałam nazwiska ale to nie ważne – odrzekła. Kapłanka przez chwilę spoglądała na halfinga, nie wiedziała czemu, ale stres zżerał ją od środka. A przecież czarodziejka tylko przywitać się pragnęła. W końcu Emilly odeszła, Lothel szybko rzuciła słowem:

- Ceradin - Ale odrzekła to chyba zbyt cicho i na dodatek niewyraźnie. Zaczęła się jeszcze bardziej bać… strach napływał bez udziału jej świadomości.

Odwróciła się nagle w stronę oddalających się budynków miasta… miała ochotę zawrócić, była w stanie to zrobić. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu, nie mogła zawieść matki przełożonej, klasztoru , Pelora i samej siebie. Podniosła głowę i kroczyła dalej, trochę szybciej niż na początku.

Nadal jednak nie miała pojęcia, skąd ten strach, czyżby klasztor zmienił ją aż tak bardzo…
 

Ostatnio edytowane przez Olian : 15-04-2011 o 21:27.
Olian jest offline