Wzięłam syna na ręce i poszłam z nim i z Ryutaro do kwater mężczyzn. Biedny Kazuhiko, mizernieje w oczach, jest coraz chudszy i bledszy. W kwaterach było kilkanascie kobiet, również odwiedzających swoich bliskich. Tak się nie da żyć. Mężowie i żony osobno, dzieci rozdzielone z matkami. Z jednej strony wiem, że tak jest lepiej, w końcu ostatnie czego nam na razie potrzeba to kobiety w ciąży. Ale z drugiej strony, ta rozłąka wydaje się taka nieludzka.
Usiedliśmy na łózku, jak zwykle rozmawiając o niczym ważnym. Bo o czym tu można rozmawiać? Opowiedziałam Ryutaro o moim pomyśle zorganizowania szkoły. Tak jak myślałam, poparł mój pomysł, on też ma już dość bezczynnego siedzenia.
Wygląda na to, że kolejny dzień upłynie na gapieniu się w sufit i romawianiu o byle czym. Zachowało się trochę książek, ale długo trzeba czekać w kolejce, aby jakąś dostać. Najbardziej martwi mnie to, że Kazuhiko nie ma co robić. Tak jak wszystkie dzieci. Nie ma tu jak się bawić, ani czym. Zresztą i tak nikt nie ma ochoty na zabawy, pozostałe dzieci też siędzą przytulone do rodziców. Kolejny dzień w piekle.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |