Wsiadając na łódkę, którą mieli przemierzyć trzęsawiska, Rupert czuł się mało pewnie. Jednak przebywszy pewien odcinek drogi i upewniwszy się, że ich środek transportu utrzymuje się dość stabilnie na wodzie, niziołek nabrał animuszu i postanowił opowiedzieć żart:
-A znacie ten?- zagaił:
Dwóch krasnoludów dostało po koniu:
- Ty, jak je odróżnimy?
- Ja obetnę swojemu ogon.
Rano oba konie nie mają ogona.
- A co teraz?
- Obetnę swojemu grzywę.
Rano oba konie nie mają grzywy.
- A co teraz?
- Ja biorę czarnego, Ty białego."
Nie czekając na innych Rupert zaniósł się śmiechem. Jednak trafił chyba nie w porę, bowiem ich przewoźnik począł wszystkich nerwowo uciszać. „
Zaraz, co on powiedział?”- próbował przypomnieć sobie Nizioł,
-Szaaa chuj!- powtórzył szeptem dusząc się od powstrzymywanego śmiechu. Jednak kiedy po chwili dostrzegł bandę zielonoskórych spoważniał.
Początkowo wystraszył się i przyszła mu do głowy myśl o ucieczce, jednak zreflektowawszy się w porę, że jest na łódce, nie widział innego wyjścia jak walka.
Dobywając swej procy rozejrzał się dookoła.
–Rachując szaChując jest ich po dwóch na głowę!- zakrzyknął. A kiedy ich przewodnik opuścił pokład, Rupert wiedział, że musi wziąć sprawy w swoje ręce.
Zakręcił swą procą nad głową i wypuścił pocisk w stronę najbliższego zielonoskórego. Kamień poleciał w powietrze nad głowami przeciwników. Uderzając w pień drzewa wydał charakterystyczny dźwięk. Głośno piszcząc Rupert włożył do procy kolejny kamień, tym razem celując uważnie. Wyrzucony z dużą prędkością pocisk trafił bestię w żebra.
–Jesteś najlepszy.- powiedział pod nosem sam do siebie na widok celnego strzału.
___________________________
94, 6, 5