Przez pewien czas pobytu na łodzi przyglądał się jedynie bagnisku, czasem odwracał się do reszty załogi by posłuchać o czym rozmawiają. Przewoźnik klął pod nosem, tak jakby nigdy nie chciał zaznać łaski największego Sigmara. Jego wola. Jednakże gdy mowa była o miejscu, to też o krainie, w której przebywają, rzucił jedne z pierwszych słów, które w ogóle wypowiedział podczas kilkugodzinnej podróży. - Powiadają, że mężczyzna z Hochlandu kocha swój muszkiet bardziej od własnej żony.
Reszta zdziwiona lekko dołączeniem się poczciwego, w ich mniemaniu żołnierza do konwersacji, podłapała temat i pociągnęła go dalej. Wymieniali się informacjami, ciekawostkami i opowiastkami na temat Hochlandu. Zrobiło się całkiem sympatycznie, jakiś żart, kupa śmiechu, gdy nagle rozmowa przeszła na temat tego co robili zanim znaleźli się niemal na froncie, a czasem może czego nie robili? W tym momencie wyrwał się z pozycji siedzącej Georg Fleischer, bo tak brzmiała pełna nazwa jego. Podszedł cicho do burty, jakoby chciał ominąć ten temat całkowicie. Oparł łokcie o drewnianą krawedź łajby i zaczął uspokajać myśli. - To zasadzka! – syknął majestatycznie. Mimo, iż nie wiedział skąd to ma, nie sprzeciwiał się raczej swemu talentu. Jotunn, wielki i twardy jak skała krasnolud, który stał obok niego pierwszy zareagował i krzyknął równierz by rozbudzić resztę z błogiej sielanki. Kiedy zobaczył zielonoskórą bestię, pierwsze co przyszło na myśl Fleisherowi było zaskoczenie przeciwnika. Chwycił swą halabardę mocno w jednej ręce i zyznął pierwszemu z kolei orku przed oczyma tak by ten instynktownie zasłonił się mosiężną tarczą. W momencie, w którym bydle odsłoni swe obliczę, Georg podstępnie postara się rzucić gadzinie w twarz lampą wypełnioną naftą, która leżała na beczce obok, uchwycona zaś lewą reką kilka sekund wcześniej.
31, 63, 14 |