Wątek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2011, 18:45   #8
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Wyszli z lasu nieco bardziej na prawo niż się Siedlicz spodziewał. Między drzewami musieli trochę zmylić kierunek. Zwiększało to zagrożenie dla lewej flanki, ale nie na tyle poważnie, by dłużej zaprzątać sobie tym głowę. Moser z kolei poradził sobie lepiej niż doskonale z rozproszeniem wrogich sił. Ku jego zwiadowcom ruszyła chyba jedna trzecia zielonych.

- A teraz lepiej zwiewaj Kurt – zaśmiał się głośno von Seydlitz – Zwiewaj, ale prędko!

Podjechał do dowódcy konnych łuczników.

- Panie Keller! – Zawołał. – Pilnujcie mojej lewej i zasypcie tych drani strzałami. Ja zaczynam karakol.

Karakol, ta dziwna taktyka zbrojnej w broń palną jazdy, narodził się w Estalii jako odpowiedź na zwarte czworoboki pikinierów. Istniały dwie podstawowe odmiany karakolu. Klasyczna zakładała frontalne podjechanie do wroga w kilku luźnych liniach. Gdy pierwszy szereg wypalił, jego miejsce zajmował następny i tak aż do skutku. Taki zmasowany atak potrafił zdziesiątkować zwarte szyki wroga. Jednak Siedlicz miał na skuteczny klasyczny karakol na tak dużej przestrzeni za mało ludzi. Względne rozproszenie orków również sprzyjało innemu rozwiązaniu.

- Marcus, Fritz! – Zawołał swych dziesiętników. – Mamy tu dużo miejsca, robimy ślimaka!

Vaslaw popędził konia wysforowując się na czoło oddziału. Za nim dwudziestu pięciu rajtarów formowało w kłusie bardzo długiego węża. Przed nim umykało łąką do obozu trzech wilczych jeźdźców. Z lewej posypały się strzały i jeden spadł z siodła, pod drugim zabito warga. Po chwili spieszony goblin dostał się pod kopyta formujących szyk rajtarów. Von Seydlitz kłusował, błotnista łąka wykluczała szybszą jazdę, zresztą do karakolu to tempo i tak było stworzone. Vaslaw wziął kurs na środek obozu.

- Sigmar! Ulryk! – Zakrzyknął.
- Sigmar! Ulryk! – Zawyło ćwierć setki gardeł.

Kilkadziesiąt orków już biegło im naprzeciw. Siedlicz, z pistoletem w dłoni, podjechał ryzykownie blisko, tak by dobrze widzieć ich wykrzywione mordy. Wtedy skręcił w lewo i wypalił z prawej ręki w najbliższego stwora. Kula trafiła zasłaniającego się dużą tarczą orka w kolano. Padł wyjąc, wprawdzie nie martwy, lecz wyłączony z walki. Za Vaslawem rozbrzmiewały kolejne wystrzały oraz przekleństwa lub triumfalne okrzyki, w zależności czy ktoś spudłował czy trafił. Częściej te drugie, strzelali wszak weterani, dla których trafić orka z kilkunastu metrów nie było wyczynem. A żaden zielonoskóry nie miał zbroi zdolnej zatrzymać kulę wystrzeloną z tej odległości.
Von Seydlitz już mierzył z drugiego pistoletu. Nadbiegający ork cisnął w niego włócznią, lecz chybił. Siedlicz chybił również, poprawił po nim kto inny. Skręcił znowu w lewo i pojechał traktem, odrywając się od wroga. Jego ludzie masakrowali teraz orków przy taranie, zostawiając za sobą dym i trupy. Żaden rajtar nie był nawet draśnięty. Kolczugi i kirysy skutecznie opierały się strzałom.

Siedlicz zatrzymał odział między piechotą a konnymi łucznikami. Ładowali pistolety, gdy nadjechał Wagner z lansjerami. Kapitan wydał rozkazy i piechota ruszyła na obóz, a lansjerzy formowali klin na prawo od rajtarii.
- Do szarży! – Sierżanci i dziesiętnicy powtarzali rozkaz.
- Dwuszereg! – Ryknął Siedlicz. – Po salwie oburącz i do szabel!
Nie zamierzał rezygnować z atutu jakim były nabite pistolety.
Podjechał jeszcze do konnych łuczników.

- Panie Keller – zawołał do ich dowódcy – niech twoi ludzie wejdą do walki wręcz chwilę po nas. Zrolujemy ich od prawej, wpierw lansjerzy, potem rajtaria, lekkokonni dorzynają zmykające nam spod kopyt resztki.

Von Seydlitz wrócił do swoich, gdy z prawej rozbrzmiała salwa muszkieterów a po niej rozkaz Wagnera.
- Do ataku!
- Naprzód!

Ruszyli naprzeciw bezładnemu tłumowi zielonoskórych. To nie był mur pik, ani nic z czym szable dobrze opancerzonych rajtarów nie mogłyby sobie poradzić. Po prawej lansjerzy już rozjeżdżali wroga, gdy Siedlicz zatrzymał konia i wypalił z dwóch pistoletów na raz. Po chwili minął go drugi szereg i wypalił również. Vaslaw dobył szabli, ubódł konia ostrogami i wyjąc dziko runął za swoimi ludźmi w dym.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 19-04-2011 o 18:54.
Bounty jest offline