Wątek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2011, 21:16   #10
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Moser prawdopodobnie za bardzo uwierzył w siebie, swoich ludzi, a być może zwyczajnie się zagapił, lub nie do końca wiedział, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia. Ogromne orki biegły ku nim z rykiem, a ich przywódca był wysokości człowieka na koniu. Lekka jazda zmierzała im naprzeciw, z każdą chwilą coraz bardziej czekając na sygnał. Sygnał, który nie nadchodził. Moser bowiem czekał do ostatniej chwili, tej, w której było już za późno, przynajmniej na niego. Od strony tamtych pofrunęły strzały, włócznie i toporki, z których jeden z nich, być może rzucony nawet przez przywódcę, trafił go w bark. Mężczyzna wrzasnął, wypuszczając piszczałkę i prawdopodobnie tracąc przytomność, bowiem po chwili spadał już z konia. Dwa inne konie przewróciły się, spadł jakiś jeździec. Dziesiętnik zorientował się szybko co się stało, zagrał sygnał i jazda odbiła w stronę lasu, pędząc tam najszybciej jak mogła. Poszybowały ku nim kolejne pociski, zatrzymując jeszcze trzech ludzi. Pozostali wpadli do lasu, a zielonoskórzy nie kontynuowali pościgu tracąc z oczu wroga. Mieli bowiem nowego.

Schnitze rozbił pędzące orki bez strat. Po przyjęciu salw z kusz i muszkietów, zielonoskórzy bowiem stracili nagle zapał do walki. Tylko część przebiegła przez dym pozostawiony przez muszkieterów, wpadając prosto na ścianę z tarcz. I choć linia tarczowników była pojedyncza, wytrzymali bez problemu, rąbiąc, tnąc i kłując zaskoczonego wroga, który szybko rzucił się ucieczki. Pociski dopadły jeszcze kilku, a jego oddział miał tylko jednego lekko rannego. Ruszyli równym szykiem, bez problemu docierając do opuszczonego obozu, gdzie dobili kilku rannych. Na więcej nie było czasu. Z północnego wschodu nacierała banda goblinów, a z boku zawracały też orki, do których dołączyły te ocalałe z masakry z kilku chwil wcześniej. Przesłaniał je częściowo niewielki zagajnik, skutecznie utrudniający ewentualny ostrzał.

Reszta niewielkiej armii zmagała się z goblinami i orkami spod murów. Koczownicy szyli ze swoich łuków, ale pięciokrotnie liczniejszy, choć słabszy, mały i słabo uzbrojony wróg, ściągnął ich jeszcze kilku, zmuszając do odwrotu, samemu prąc do przodu. Goblinów padało dużo, jedna za drugą strzała dosięgała celu. Zielonych pokrak były jednak dziesiątki i zobaczył to także Horst, reagując błyskawicznie, aby nie dopuścić do okrążenia jazdy szarżującej na bramę. Konni łucznicy oderwali się od pozostałych, szyjąc z łuków wprost do przekraczających właśnie trakt goblinów. Te ogryzły się raczej niemrawo i na ich kilkanaście, przewrócił się tylko jeden trafiony w szyję koń. Jeździec wrzasnął z bólu, przygnieciony przez wierzchowca. Gobliny cofnęły się nieco, pozwalając swoim łucznikom toczyć nierówną potyczkę i ze strachem obserwując to co działo się dalej.

Rajtaria i lansjerzy ruszyli do szarży. Wszędzie wokół pryskało błoto, a wierzchowce rozpędzały się wolno, choć wystarczająco do osiągnięcia prędkości. Nie był to pełny galop, choć wystarczający do tego, by wbili się w rozproszone szeregi wroga. Huknęły pistolety, szybko schowane do kabur. Czterdziestu jeźdźców zakrzyknęło głośno, przejeżdżając po goblinach i rozbijając się o ciężkich orków. Szarża weszła dość głęboko, ale nie tak, jak można by chcieć. Wykorzystujący lance lansjerzy rozbili największą grupę orków samym impetem, ale ciężka rajtaria znacznie zwolniła na rozdeptanym, mokrym gruncie i jej atak nie miał druzgocących skutków. Wywiązała się rąbanina, a większe bestie nie zamierzały oddać skóry zupełnie łatwo, choć szybko w szeregach zielonych pojawił się strach. Spychani wciąż do tyłu nie mogli oprzeć się ludziom, którzy jednak nie obyli się bez strat. Jednego lansjera ściągnął z konia włócznik, nabijając go na swoją broń. Dwa konie się przewróciły, zrzucając jeźdźców, jeden z rajtarów wrzasnął przeraźliwie i zwalił się na ziemię bez nogi, odrąbanej przez wielki topór. Ale orków i goblinów padało coraz więcej.

Dwie rzeczy wydarzyły się w jednym momencie. Zaczęła otwierać się brama wioski, za którą już czekało kilkunastu, a może kilkudziesięciu jeźdźców. Większość to jazda lekka, ale lśniły też zbroje kilku rycerzy. Natomiast na północnym wschodzie pojawiły się zwierzęta, dosiadane przez jeźdźców. Po wielkości można było zakładać, że to wilki wraz z goblinami. Pędziły traktem, przywołane najpewniej przez bębny. To była ta lepsza ewentualność. Mogły być przecież równie dobrze zwiadem kolejnej zielonoskórej bandy.
 
Sekal jest offline