Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2011, 23:33   #21
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Kiedy Sam wróciła z łazienki czekała już na nią na stole, ciągle gorąca kolacja. Musiała więc zostać przyniesiona zupełnie niedawno. Nie miała zamiaru jeść wiele. Nie lubiła jeść zbyt wiele na noc, bo potem nie mogła zasnąć lub męczyły ja koszmary. Jedzenie okazało sie jednak przepyszne, a ona wyjątkowo głodna, nie jadła przecież nic od lekkiego lunchu w pociągu. Nagle nie mogła pohamować rozbudzonego apetytu. Na szczęście zjawiła się Ewa po naczynia, więc nie zjadła wszystkiego. Podziękowała dziewczynie, zapłaciła za jedzenie i pokój pozostawiając solidny napiwek, a gdy wyszła zgasiła światła i położyła się w łóżku.
Nie zamknęła okiennic, więc ciemny pokój co jakiś czas przecinała odległa łuna z latarni. Odgłosy w tawernie powoli cichły. Położyła się jako pierwsza, potem słyszała jak poszczególni członkowie ich dziwnej wyprawy zajmują kolejne pokoje. Wreszcie wszystko spowiła ciemność i cisza. Tylko ta dziwna smuga światła przebijająca się przez burzę, oraz odgłosy wiatru i deszczu.
Nie była to tego przyzwyczajona. Lubiła światła wielkiego miasta. Kolorowe neony, odgłos ulicy, która nigdy nie usypia. W końcu przegrała walkę z impulsem, który nakazywał jej wstać i odciąć się ostatecznie od żywiołu za oknem.
Zasłoniła okiennice a ciemność stała się jeszcze ciemniejsza.
Przypomniał jej się wiersz Byrona. Zawsze lubiła poezję, a ten fragment przemawiał do niej zdecydowanie najbardziej i w tym momencie wydawał się taki właściwy:

„...And the clouds perish'd; Darkness had no need
Of aid from them--She was the Universe.”


Położyła się z powrotem. To było niesamowite ile jest odgłosów, kiedy nastaje „cisza”. Nigdy nie lubiła drewnianych domów, bo żyły i mówiły zbyt wiele. Wszystko w koło skrzypiało, trzeszczało i wydawało dziwne odgłosy. Samantaha przewracała się z boku na bok. Sama jednak była sobie winna. Jedzenie przed snem nigdy nie wychodziło jej na dobre.
W końcu w akcie desperacji wsunęła głowę pod poduszkę.
Zasnęła...

To było dziwne... unosiła sie na falach, a przecież nie umiała pływać. Doskonale o tym wiedziała. Nie tonęła jednak, choć też i nie płynęła. Fale były ogromne, z pewnością musiała być na otwartej i wielkiej wodzie, być może było to morze, być może ocean. Co tutaj robiła? Wypełniało ja poczucie pustki, a panika powoli narastała, potem zaś coś zaczęło ciągnąć ją w dół i nie była się w stanie temu przeciwstawić. Nie mogła ruszyć ani ręką ani nogą! Zobaczyła się nagle z góry. Jakby obserwowała się w lustrze. Była taka blada i sina, była... martwa! A potem, o Boże! Trup otworzył oczy i popatrzył w górę, ale nie odpijało się w nich żadne światło, była tylko czarna dziura ciemności!

Samanta obudziła się gwałtownie i otworzyła oczy. Jęknęła ponownie gdy w koło zobaczyła tylko ciemność. Usłyszała jakiś szmer w pokoju. Trzęsącymi się rękami sięgnęła po zapałki i zapaliła lampę naftową stojącą na stoliku przy kominku. Ze strachem popatrzyła w kierunku skąd pochodziły dziwne odgłosy unosząc w górę światło, które ciepłym, migotliwym blaskiem zalało wnętrze i rozproszyło panujące w koło ciemności. Jak zwykle strach miał wielkie oczy, a w pokoju niczego nie było. Odłożyła lampę i położyła się z powrotem. Zdecydowanie już nigdy więcej nie będzie jadła przed snem, pomyślała jeszcze gdy ciszę panująca w koło przerwał kolejny dziwny odgłos, tym razem dochodzący z dołu.
Najwyraźniej gospodarz, jak to zawsze bywało w takich miejscach na odludziu, nie zamknął dobrze drzwi, a wiatr otworzył je i teraz smagał we wszystkich kierunkach. Takie były pierwsze jej myśli. Te racjonalne, ale potem zastąpił je jakiś dziwny, wypełniający całe ciało lęk. Dobrze, ze to nie ona musiała się przejmować niezamkniętymi drzwiami. Na dole byli gospodarze, a w pokojach obok trzech mężczyzn, z których przynajmniej dwóch pozowało na odważnych dżentelmenów. Doszła do wniosku, że zostawienie spraw w ich silnych rękach jest najlepszym rozwiązaniem.
Wtuliła się w poduszkę i naciągnęła kołdrę pod brodę. Miała nadzieję, ze denerwujący odgłos w końcu ustanie.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline