Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2011, 02:07   #22
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze



Cały dzień zapełniony podróżą, stresem i jednym ciastkiem, nawet jeżeli dość dużym, źle odbiło się na zdolnościach Judy do myślenia. Kiedy zorientowała się, że wciąż czyta jedno zdanie, i nie jest w stanie choć na krótką chwilę zapamiętać jego treści, odłożyła notes. Siedziała na łóżku z zamkniętymi oczami, kiwając się jak osierocone dziecko, z ramionami oplecionymi dookoła podkulonych nóg i usiłowała przypomnieć sobie swój ulubiony wiersz dla rozluźnienia. Recytacja pomagała jej oczyścić umysł, zwłaszcza, ze każdą linijkę miała wykutą na pamięć. Teraz jednak była tak wykończona, także fizycznie, że ledwie potrafiła wyartykułować tytuł.
Przygotowanie do spania nigdy nie zajmowało jej wiele czasu, była pod tym względem niezwykle praktyczna, a poza tym, nie miała dla kogo się stroić. Tym razem jednak nawet przebranie się w prostą, białą koszulę nocną i przeczesanie włosów wykonywała niemal w transie, półuśpieniu, z przymkniętymi oczami i niepewnymi ruchami niewidomego w nowym miejscu. Zasnęła jak kamień, ledwie przyłożywszy głowę do poduszki.

Sen przyszedł niespodziewanie, zawładnął jej umysłem niepodzielnie.

Znajdowała się nigdzie i wszędzie, znikąd i zewsząd słyszała dziwne głosy, które szeptały jej wprost do ucha, a jednocześnie znajdowały się daleko...

Sing me to sleep
Sing me to sleep
I don't want to wake up

Ktoś... Za oknem... Musiała... musiała otworzyć... On tam stał... Podejście do okna było takie dziwne... Jak we śnie... Widziała siebie z boku i własnymi oczami... Ale to nie był sen... Nie był...? Potrzebował jej... chciał... Był z nią... Tu, przed nią... Jest...

O, Boże, Boże, Boże, nie! Nie! Nie! Nie! Jego twarz!... Jego oczy...

Wyrwała się z tego snu tak gwałtownie, jakby ktoś wyszarpnął ją tonącą spod tafli wody. Zachłysnęła się powietrzem, jakby to był pierwszy oddech. I wtedy otworzyła oczy patrzyła i zobaczyła tę dziwną postać znowu. Prawie wrzasnęła, ale jej oddech wciąż był urywany i nie zdołała wydobyć z gardła nic poza cichym, niemal bolesnym jękiem.
Sekundę później ucieszyła się z tego, kiedy zrozumiała, że ta przerażająca, blada i brzydka twarz należy do niej. Dopiero musiałaby się tłumaczyć, dlaczego krzyczy na widok swego odbicia.

I saw pale kings and princes too,
Pale warriors, death-pale were they all;
They cried - 'La Belle Dame sans Merci
Hath thee in thrall!'

I saw their starved lips in the gloam,
With horrid warning gaped wide,
And I awoke and found me here,
On the cold hill's side.

And this is why I sojourn here
Alone and palely loitering,
Though the sedge is withered from the lake,
And no birds sing.

Przypomniała sobie wiersz, znamiennie, że to akurat te wersy tak świetnie oddawały nastrój jej snu nie snu i akurat dokładnie w tak koszmarnym momencie wpadły jej do głowy. Odsunęła się w końcu od okna, targana dreszczami strachu i zimna jednocześnie.

Wtedy to usłyszała. Coś było w domu, na dole. Zapragnęła natychmiast wskoczyć do łóżka i schować się pod kołdrą, tak, by żaden potwór nie miał do niej dostępu. Ale nie była już dzieckiem i dziecięca magia nie ratowała jej w takich sytuacjach. A poza tym, jeżeli coś się działo, a ona by to przegapiła... Nawet pomijając zawodowe sprawy, nigdy by sobie tego nie darowała.
Nie mogąc znaleźć szlafroka wystawiła tylko głowę przez uchylone drzwi, wcześniej przeczesując niesforne loki palcami.

Rozmowa z Jamesem przypominała rozmowę ze ścianą – przyniosła mnie więcej takie same rezultaty. Kiedy więc zauważyła pastora, nie omieszkała skorzystać z jego brawury i zapytała go, wciąż wisząc w tej dziwnej pozycji pomiędzy dwoma przestrzeniami, mając nadzieję, że bezpośrednio zadanego pytania nie zignoruje.
- Pastorze? Widzi pastor, co się dzieje? - Wciąż ani myślała wyjść z pokoju, wytężając wzrok z progu i kurczowo ściskając klamkę, gotowa w każdej chwili cofnąć się, zatrzasnąć drzwi i mimo wszystko wypróbować sposób z kołdrą.
- Tak na dole ktoś jest - szepnął w odpowiedzi pastor, nadal wpatrując się jak zahipnotyzowany w Jamesa. Głos mu drżał, ale tylko trochę, nie do końca jakby bał się tego, co mogło się zdarzyć, ale już się zdarzyło. Może po prostu zbudziło go szuranie i walenie i się przestraszył? Nie był to młody człowiek, a gdyby nie wcześniejszy sen, i ona mogłaby pomyśleć, że dom się wali – nie był to najsolidniejszy budynek jaki widziała kiedykolwiek.
- Kto? Któryś z gospodarzy? Dlaczego robi sobie takie nieprzystojne żarty w środku nocy? - Powiedziała głośniej i ostrzej niż zamierzała, ale sen wciąż oddziaływał na jej umysł, a dodatkowo zirytowała ją możliwość, że rzeczywiście gospodarze usiłują ich nastraszyć, żeby wyjechali jak najprędzej. - Czy James nie może przemówić im do rozsądku?
- To chyba ktoś obcy - odparł pastor szeptem i położył palec na ustach na znak, by i kuzynka Lucy zachowywała się ciszej. - To chyba ktoś obcy - dalej szeptał pastor - James próbuje... - wielebny zawahał się na chwilę. - Porozumieć się z nim.

Wtedy James wrzasnął, jakby mu ktoś wyrwał serce. Judy, zanim zdążyła pomyśleć, niemal na śmierć przerażona, wskoczyła z powrotem do pokoju, potknęła się o rąbek szlafroka, upadła na kolana, przy tym wszystkim nie robiąc wcale wiele hałasu. Zawyła tylko cichutko, jak uwięzione zwierzę, które wie, że zaraz czeka je śmierć.
Wstrząs po uderzeniu o podłogę pomógł jej jednak pozbierać myśli z głowie i siebie z dywanu. Kiedy już się wyprostowała, wróciła na posterunek w progu. Uchyliła drzwi i wyglądała przez nie, wciąż bezpieczna w czterech ścianach swojego pokoju.

Wyglądała prawie strasznie – drobna postać w szerokiej, białej szacie, z jasnymi włosami roztrzepanymi w aureoli dookoła głowy, blada jak śmierć. Gdyby mogła się zobaczyć w tamtej chwili, wiedziałaby dokładnie kogo przypomina... Boże, nie!

Sen już nie przyszedł do niej tej nocy. Leżała w łóżku przewracając się z boku na bok, owinięta kołdrą jak kokonem i trwała tak, na wpół na jawie, na wpół w letargu, do rana.
 

Ostatnio edytowane przez Sileana : 23-04-2011 o 02:37.
Sileana jest offline