Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2011, 00:29   #7
Huang
 
Huang's Avatar
 
Reputacja: 1 Huang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skał
- Oj panie... źle się dzieje we wsiach. - powiedział żywo jeden z bywalców tawerny - Źle się dzieje. Wojna się szykuje to i nie nad wszystkim zapanować można. No i to też pewno się wzięły martwiaki pobudziły i jeden za drugim wyłażą. Ludzi porywają. W mieście spokój jest, ale we wsiach...
- Tak tak! - zawtórował mu grubawy facet o kudłatej, niegolonej od dawna twarzy - Aż strach nocą z chałupy wychodzić. A po lesie się przejść do już w ogóle. A głosy to czasem takie słychać że i z domu by się chciało uciekać. JA wam mówię ludzie, w górskich jaskiniach za lasem to cosik się zalęgło i to takiego, że nie prędko się da wykurzyć. Czuję to w kościach.
- Nie chrzań bzdur! Nie w jaskiniach za lasem to jest tylko właśnie w pieczarę przy rzece się kryje. Rybacy nie chcą ryb tam już łowić bo mówią że im się markotno robi juz jak się zbliżają. Kilku rybaków właśnie coś użarło.
- A ja słyszałem, że potwory wyłażą ot tak z pod ziemi zwyczajnie. Pojawiają się upiory i duchy. I ludzi co po nocy do domu wracają. Błądzą ich i na śmierć złą prowadzą.
Z poruszonego tematu wywiązała się większa dyskusja. Bardzo ożywiona. Ktoś komuś zarzucił kłamstwo, prawie doszło do bijatyki. Na szczęście karczmarka uciszyła towarzystwo, wrzeszcząc by się uspokoili i podając długo już oczekiwane piwo. To co mogło zastanowić to fakt, że ludzie z niższych sfer zjawiali się w tak dobrej karczmie. Szybko znalazło się wyjaśnienie. Niektórzy chcieli się jeszcze zaciągnąć do wojska. Inni zwyczajnie bali się zostać we wsi. Gdzieś nocować trzeba było a gorsze karczmy były przepełnione, toteż niektórzy decydowali się by przepłacić, ale przynajmniej spać spokojnie.
Wycieczka do Karczmy była owocna nie tylko ze względu na informacje o atakach nieumarłych. Yuji dowiedział się też wiele ogólnodostępnych informacji o zbliżającej się wojnie i sytuacji w Echigo. Ludzie na myśl o wojnie reagowali nad wyraz dobrze. Ufali swemu władcy i byli pewni zwycięstwa. Ciężko było spotkać prosty lud tak szczerze wspierający i oddany swojemu władcy. Nawet jeśli działo się coś co nie szło po myśli ludu, każdy z osobna był w stanie znaleźć jakieś usprawiedliwienie takiego stanu rzeczy.
Słuchając karczemnych rozmów, czas upływał Yujiemu nad wyraz szybko. Słońce powoli kończyło swoją wędrówkę po nieboskłonie i zachodziło za horyzontem przebarwiając się na cieplejsze barwy pomarańczu.
Czarnowłosa karczmarka zapaliła świece i lampy w karczmie by Ci, którzy jeszcze nie śpią, widzieli cokolwiek w zapadającym powoli półmroku.
Goście pijąc i bawiąc się by zapomnieć o problemach... pospali się w końcu. Również właściciel karczmy korzystając ze spokojnego wieczora zdrzemnął się na krześle za szynkiem.
Karczmarka natomiast wykazywała ciekawość względem przybyłego wojownika. Dopełniwszy obowiązków usiadła przed Yujim przy stole i postawiła dwa kufelki piwa. Dla niego i dla siebie.
- No... wojowniku... - powiedziała rozsiadając się wygodnie w ławie. Zmęczona dniem pracy poluzowała nieco wiązania swojej sukni poszerzając dekolt. - Można sie przysiąść? Słyszałam że interesują Cię te ostatnie historie z nieumarłymi. Co cię tak do tego ciągnie, co...? Szukasz dobrej pracy..? A może historii do wyśpiewania? - zapytała z uśmiechem spoglądając na lutnię.
- Powiem Ci, że chyba się spóźniłeś. Wojsko pewnie zaraz się tym zajmie. Oni zawsze się wszystkim szybko zajmują. Choć... nie miałabym nic przeciwko gdyby jakiś silny mężczyzna odprowadził mnie dziś po pracy do domu... - dodała z figlarnym uśmiechem



Tymczasem w pałacu Alvar miał niesamowite ilości roboty. Nie lubił babrać się w raportach. Niektóre, które były zwykłym zawracaniem głowy płonęły w jego dłoniach i opadały na biurko już jako popiół. Inne z niezwykłą sprawnością i pośpiechem pakował, segregował i układał. Nienawidził tego. Chciał mieć to wszystko za sobą. Czas, który Hikaru miał przeznaczyć na odpoczynek dobiegał końca. Trzeba mu było podać kolejne papiery. W czasie takiej zawieruchy dokumentów zawsze było najwięcej. Co gorsza, większość sie powtarzała albo była niespójna z innymi. Drobne błędy urzędników nawarstwiały się i powodowały duże odchyły od normy. I na czyją głowę to na koniec spadało?
No dobra. Nie tylko na głowę Alvara. Miał podwładnych, którzy zdejmowali z niego część pracy. I nie wszystko trafiało się jemu. Ale jednak.
Do Uesugiego wszedł po cichu i zostawił plik dokumentów. Musiał zając się jeszcze innymi ważnymi sprawami. Już miał wyjść... gdy coś jednak przykuło jego uwagę. Okno z gabinetu miało widok na wschód. By można było spoglądać na wschodzące słońce. Teraz, gdy dzień chylił się nieubłaganie ku zachodowi, ta strona budynku była mocno ocieniona. I w tym właśnie cieniu...z a oknem... dość wysoko nad ziemią... Alvar przyuważył parę czerwonych oczu. Mignęły mu przez ułamek sekundy, ale to wystarczyło. Prędko podbiegł do okna. Już w drodze podmuch ciepłego powietrza otworzył okiennice. Po chwili z okna wystrzelił słup ognia mający spopielić intruza.
Alvar nie mógł być pewien czy to się udało... stwór którego dojrzał, zniknął.
- Hmpf... - prychnął niezadowolony. Teraz musiał postawić na nogi całą ochronę i szukać śladów tego... czegoś.


Sun Wukong

Północ była zdecydowanie jednym z najcięższych i najbardziej niegościnnych stron Stworzenia jakie przyszło odwiedzić niestrudzonemu wędrowcowi, podróżującemu na obrzeżach prowincji Echigo. Idąc w górę rzeki miał nadzieję dotrzeć w końcu do ludzkich osiedli. Nie wiedział jak daleko jest miasto, jednak wypytując podróżnych zorientował się w sytuacji w tych stronach. Wiedział przynajmniej, ze miasto istnieje i wędruje w dobrym kierunku.
Wiedziałby i to może bez dopytywania sie podróżnych. Im bardziej posuwał się na przód, tym więcej zauważał pozostałości starych cywilizacji. Pozostałości twierdz murszejących gdzieś na szczytach wzniesień, obalonych i zsuniętych ze stoków całych ścian lub kolumn. Poznawał ornamenty. Poznawał architekturę. Drzemiące gdzieś w głębi jego duszy głosy odzywały się, pamiętając i wspominając tkliwie przebrzmiałe już echa wspaniałej przeszłości.
Jego serce napełniało się nadzieją. Ponoć Echigo posiadało wspaniałego władcę, dbającego o lud i prowadzącego armie ku zwycięstwu nad okolicznymi ziemiami. Do dodatku... - w co nie chciało mu się wierzyć - władca ten obnosił się dość odważnie ze swoimi planami oraz powinowactwem do Niezwyciężonego Słońca. Czyżby jego wędrówka prowadziła go do odpowiedniego dla niego miejsca?
Wchodząc w kolejną dolinę, zauważył, że klimat zelżał. Zrobiło się nieco cieplej a powietrze, do tej pory ostre, przyjemniej wlewało się w płuca. Czyste górskie powietrze niosące zapach lasu, strumieni i burz, które między szczytami zdarzały się nader często. Zniknęły też wszędobylskie płaty śniegu, odsłaniając niską górską roślinność bogatą w kolorowe porosty, krzewinki, mchy i kwiaty.
Zdawało się, ze wychodząc z tak niegościnnej krainy zaszedł do wewnętrznej enklawy, do rajskiej ziemi. Zauważał coraz więcej zabudowań. Płyny wodne postawione na strumieniach, niewielkie pola uprawne na górskich tarasach... wyglądało na to, ze wsie prosperują dobrze i w spokoju, choć ludzie patrzyli na niego nieco nieufnie.
Kolejny widok po wyjściu zza skalnych uskoków przekroczył jednak jego oczekiwania. Miasto pnące sie majestatycznie po wzniesieniach, okolone potężnymi górami, robiło wrażenie. Światła i gwar jakie unosiły się stamtąd w wieczornym powietrzy na tle zachodzącego słońca dodawały otuchy podróżnikowi i obiecywały wypoczynek, ciekawe żywotne miejsce i brak nudy.
Sun Wukong nabierał pewności, że zasłyszane plotki okazują się być prawdziwe.
Prawdziwego szoku doznał jednak gdy wszedł do miasta i skierował się do pierwszej lepszej karczmy. Przed wejściem, przy stołach bawili się i pili jacyś ludzie. Poznawał te głosy. Czy to możliwe? Czy to na prawdę...?
Podszedł by przyjrzeć się bliżej... Ten głos... te płomienne włosy i wojownicza postawa przy wykłócaniu się z karczmarzem. I ta radość wymieszana z bezgranicznym zdziwieniem w pięknych oczach gdy zauważyła nadchodzącego wojownika.
- Sun! To na prawdę Ty?! Nie wierzę! - wykrzyknęła Flamia, ruchem ręki nakazując swej najemniczej kompanii powstac i przywitać się z dawno nie widzianym kompanem.
- Też zamierzasz nająć się do wojny z Shanarinarą?
 
__________________
"...i to również przeminie..."

Ostatnio edytowane przez Huang : 30-04-2011 o 17:02. Powód: Dołącza nowy gracz
Huang jest offline