Creap wzruszył ramionami, kiedy czarodziejka obrzuciła go górą niezłego mięcha. Ile to już razy dziewka wyzywała go za to że próbował być miły. I tak było lepiej niż z tamta dziewuchą z portu Skalendor. Tamta rzucała wtedy wszystkim co miała pod ręką, a że byli wtedy w kuchni, to i wybór miała spory. A wszystko dlatego że przyrównał jej kibić do końskich pęcin.
Barbarzyńca potrząsnął głową i usiadł na tarczy, opierając się równocześnie i pień drzewa. Nogi skrzyżował na w miarę suchym drewnie, a ręce założył na piersi. Borack zaczął coś pieprzyć w stronę Tereza o dziekwach i książkach, jakby jedno miało z drugim co wspólnego. Terez, najwyraźniej wychwyciwszy w słowach półelfa obelgę zbyt subtelną dla Cracka, odparował mu serią wyzwisk i chwycił za miecz.
Wiking westchnął głośno.
-
Chłopy.- zaczął, już naprawdę zdrzaźniony ciągłymi, południowymi kłótniami.-
Borack, ile ty byś się książków nie naczytał, to i tak za dużo się z nich nie nauczyłeś, bo wierzchem na robaku jeździć chciałeś. I to robaku jak stodoła. A pan, panie Terez, skoroś taki oczytany czy też nie oczytany, weź hałasu nie rób i nie strasz kompanów, bo my w jednej sprawie pod górę idziemy, a i krzykacza elf i po ciemku utrafi.
Oparty o drzewo spojrzał w końcu na czarodziejkę.
-
To samo tyczy się ciebie, dziewko.- powiedział, odpuszczając sobie bycie miłym.-
Loża czy nie, na czym byś tyłka nie sadzała, to weź uszanuj że ktoś ci pomoc oferuje i nie skrzecz tutaj jak głodna harpia. Jeszcze nam tutaj tylko deszczu elfowych strzał brakuje.
Poprawił siad na tarczy, przesuwając ją nieco by umbo nie wżynało mu się w tyłek. Rozejrzał się dookoła.
-
Nie podoba mi się tutaj.