Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2011, 20:55   #28
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Mimo zmęczenia po gwałtownym nocnym wybudzeniu sen nie chciał wrócić. Na szczęście kiedy w końcu zasnęła nie nawiedziły jej kolejne sny. Choć była przyzwyczajona do nieprzespanych nocy zawsze potem mogła to później nadrobić snem do południa. Tym razem jednak obudziła się wcześnie i mimo zmęczenia jakie odczuwała wiedziała, że nie zaśnie ponownie.
Pomyślała, że może solidna porcja whisky albo dobra muzyka poprawiłaby jej samopoczucie. Te luksusy były jednak po za jej zasięgiem. Zapaliła więc papierosa i podeszła do okna. Zaciągając się dymem zapatrzyła się w widok za nim. Morze zawsze przyprawiało ją o nostalgię, zwłaszcza takie sztormowe i szare. Przez chwilę patrzyła na walczącą z żywiołem łupinę, a potem gdy wygrała ona kolejna bitwę zabrała się za poranną toaletę, która w jej przypadku była całym rytuałem. Kobieta przecież powinna dbać, by niezależnie od okoliczności zawsze wyglądać doskonale.
Odpowiedni makijaż, starannie ułożona fryzura i idealnie opinające jej zgrabną sylwetkę ubranie zawsze poprawiały jej nastrój.

Kiedy w końcu doprowadziła się do “ludzkiego” wyglądu zeszła na dół. Śniadań o tej porze nigdy nie jadała, a mocny alkohol na pusty żołądek beznadziejnie wpływał na stan jej głowy i umiejętność utrzymania się w pionie. Mimo więc silnej pokusy oparła się zamówieniu klina i skierowała do stolika przy którym siedzieli już kuzynka Lucy i Solomon. Mijając gospodarza i Walkera najwyraźniej składającego zamówienie, skinęła im głową:
- Dzień dobry - powiedziała zgodnie z wymogami norm towarzyskich, choć jej mina wyraźnie świadczyła, że jest to tylko zdawkowa grzeczność. - Czy można dostać kawę? Czarną i taką stawiającą na nogi konia?
- Dzień dobry. - odpowiedział James z uprzejmym uśmiechem.

Wejście Samanthy poruszyło czwórkę mężczyzn przy stoliku i samego gospodarza. Można było odnieść przez chwilę wrażenie, że ten ostatni nagle odmłodniał o dobre piętnaście lat, tak zwinnie ruszył do stolika przy którym właśnie miał zamiar usiąść Walker. Metalowy dzbanek z kawą, z którego unosiła się para zniknął w ręce gospodarza.
- Ta już wystygła, “milejdy” - ostatni wyraz powiedział nader uroczyście i śmiesznie a potem ukłonił się - Zaraz zrobię drugą, taką dla specjalnych gości.
Spojrzenia reszty mężczyzn skrywały to, co Sam bardzo często widziała w męskich oczach. Ogłupienie i rodzące się pragnienie dotrzymania damie towarzystwa.
- Och jaki pan uprzejmy - uśmiech Samanthy stał się znacznie szczerszy. - Bardzo dziękuję.
- Już, już robię, żaden problem. Proszę tylko dać mi chwilkę. A czy łaskawa pani raczy coś łaskawie zjeść… skonsumować….
- robił z siebie durnia, ale chyba tego nawet nie zauważał.
- W tej chwili kawa zupełnie wystarczy. Zazwyczaj jadam śniadanie koło jedenastej. - Panna Halliwell obdarzyła gospodarza kolejnym łaskawym uśmiechem.
Gospodarz podreptał do kuchni by zrobić nową kawę. Pozostawiając tym samym Jamesa zarówno bez kawy, jak i bez śniadania. Reszta gości płci męskiej nie mogła oderwać oczu od Sam, i nawet specjalnie nie ukrywali swojego zainteresowania jej zgrabną i urodziwą osóbką. W jednej chwili cała uwaga miejscowych “twardzieli” skupiła się na pannie Halliwell, która jakby nie zdając sobie sprawy z zamieszania, które wywołała popatrzyła niewinnie na Jamesa:
- Mogę się dosiąść?
- Oczywiście
- opowiedział Walker odstawiając krzesło dla Samanthy. - Lucy, Solomonie. - kiwnął głową na powitanie siedzących przy stoliku. - Dzień dobry.
- Dzień dobry
- odparł ten ostatni dopijając resztkę kawy jaka mu pozostała.

Kawa była po niespełna pięciu minutach. Gospodarz postawił dzbanek na stole z namaszczeniem, jakby serwował posiłek Królowej Wielkiej Brytanii. Patrzył tylko na Sam, a ona podziękowała mu kolejnym uśmiechem i napełniła sobie filiżankę. Aromat był rzeczywiście doskonały.
Stół przy którym siedzieli znajdował się przy oknie. można z niego było zobaczyć fragment wybrzeża, a na plaży zapatrzoną w morze kobietę z biegającym wokół niej psem. Samantha zauważyła, że zamyślone spojrzenie Jamesa co chwile kieruje się w jej kierunku. W końcu mężczyzna chyba podjął jakąś decyzję, bo napełniwszy swój kubek uśmiechnął się do towarzyszy i powiedział:
- Zaraz wrócę, mam wam coś, do powiedzenia potem. Zamienię tylko dwa słowa z tamtą kobietą. Kogoś mi przypomina. Może to moja znajoma... - i odszedł z kawą od stolika kłaniając się nieznacznie kobietom.

Przez chwile po jego wyjściu w milczeniu popijali kawę i dojadali swoje śniadanie. Wreszcie przerwał ją Solomon:
- Jak minęła wam noc? - spytał patrząc na towarzyszące mu damy - Pomijając irytujące zdarzenie, które wytrąciło wszystkich ze snu.
- Szczerze mówiąc bywało lepiej - Samantha westchnęła - Męczyły mnie senne koszmary, ale nie wiem czy to to dziwaczne miejsce czy zbyt późna kolacja.

Miejscowi przysłuchiwali się wymianie zdań, ale Sam była wręcz pewna że nie słuchają słów, za bardzo skupiając się na tonie jej głosu i sposobie, w jakich dźwięki opuszczały jej kształtne usta. To byli prości ludzie. Prości mężczyźni, a ona była dla nich zjawiskiem. Wyróżniała się nawet w tłumie bostońskich femme fatale, a co dopiero mówić w przypadku takich rybaków, dla których marzeniem była kobieta z miękkimi, nie spracowanymi dłońmi, czy zwyczajnie uczesana. Sam była jak piękny kanarek, który wleciał w środowisko szarych wróbli. Przykuwała wzrok, ale też musiała zdawać sobie sprawę z tego, co wściekłe wróble mogą zrobić kanarkowi, jeśli w końcu zauważą że są tak szare i brzydkie. Szczególnie samiczki tychże wróbli. Ale na razie czar działał. Jeśli Sam tylko by zechciała, w dziesięć minut wszyscy miejscowi mężczyźni biliby się o jej względy.
Ona zaś zachowywała się tak, jakby to co dzieje się wkoło było całkiem zwyczajnym zachowaniem. I w zasadzie dla niej samej musiało takie właśnie być. Chwytając elegancko dwoma palcami uniosła ją do ust i upiła kolejny niewielki łyk. Smak kawy był równie doskonały jak aromat. Patrząc za okno na rozmawiającego z kobieta na plaży Jamesa i wesołego psiaka biegającego za mewami, doszła do wniosku, że jednak ten nowy dzień będzie dużo przyjemniejszy niż koszmarna jak noc.

- Uważaj na nich Sam, to nie Boston, a oni nie są śmietanką towarzyską - rzekł Solomon wyrywając ją z zamyślenia - Dzisiaj odwiedzimy dom Adriana - dodał po chwili - Może znajdziemy tam coś co rzuci trochę światła na sprawę.
- Sugerujesz, że mogliby zrobić mi coś złego?
- Kobieta popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Mężczyźni zazwyczaj pragnęli się nią opiekować i służyć pomocą. Nigdy nie spotkało jej z ich strony nic co mogła by uznać za nieprzyjemne. - Ludzie tutaj mogą mieć różne pomysły, rozmawiałem już z kilkoma osobami, a każda była dziwniejsza od poprzedniej.
Samantha wzruszyła ramionami:
- Każdy człowiek na swój sposób jest dziwny. Co nie musi od razu znaczyć, że jest niebezpieczny.
- Być może tak, być może nie, zapewne przyjdzie nam się przekonać
. - Spojrzał na Sam. - Ale ich nastawienie i tak mnie niepokoi.
- Niepokoi cię to, że są dziwni czy że tak mi się przyglądają? - panna Halliwell uśmiechnęła się nieznacznie - jeśli to drugie to naprawdę nic nadzwyczajnego. - Nachyliła się do mężczyzny, mrugnęła do niego i szepnęła na tyle cicho by tylko on usłyszał - Ja bym się zaczęła niepokoić gdyby nie zwracali na mnie uwagi.

Solomon nie odpowiedział na słowa Samanthy, bo właśnie wrócił James i siadając przy stoliku nachylił się do nich jednocześnie uważnie rozglądając po sali. ściszonym głosem powiedział:
- Musimy spokojnie porozmawiać, ale tutaj raczej nie ma do tego warunków. Jak pastor przyjdzie, bo chyba nie zostawimy go samego w pokoju, pójdźmy do domu w którym mieszkał Adrian. Tam na spokojnie porozmawiamy o tym co chcę powiedzieć. Tamta kobieta jednak nie jest moją znajomą, ale pokaże nam drogę. - dodał popijając kawę i zerkając na obserwujących ich stolik mężczyzn.
Solomon słysząc wypowiedź Walkera jedynie ze zrozumieniem kiwnął głową. Sam uśmiechnęła się. Nie rozumiała tych ich tajemniczych min, ale może wytłumaczą jej wszystko kiedy w końcu dotrą do domku wynajmowanego przez wuja.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline