Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2011, 00:51   #4
Morg
 
Morg's Avatar
 
Reputacja: 1 Morg nie jest za bardzo znanyMorg nie jest za bardzo znany
Jako Tepet Liang


Biednemu piach zawsze w oczy...

Miał to być pierwszy, spokojny urlop Lianga od lat — lat, które, niestety, nie dawały wielu szans na odpoczynek. 764 rok panowania Szkarłatnej Cesarzowej był istnym annus horribilis dla Imperium — dla Lianga zaś ledwie rozpoczął pasmo problemów, pasmo, które, najwyraźniej, bardzo nie chciało się przerwać. Wystarczył ledwie niecały rok nieobecności monarchini, aby wszystko zaczęło się sypać: pierw przyszedł upadek Thorns — legion nad którym młody oficer miał objąć dowodzenie został, razem z całym miastem, unicestwiony przez nieskończone armie nieumarłych. Tego samego roku nastąpiła porażka w Bitwie Daremnej Krwi — mimo sukcesów, jakie odnosił dowodząc lewym Smokiem, zmuszony był razem z wszystkimi legionami Tepetów do odwrotu.

W następstwie Liang trafił, razem ze swoją daleką kuzynką, Ejavą, do Cynobrowego Legionu w charakterze jej adiutanta. Tak unikalna „kariera” wstrzymała planowane przez rodzinę poślubienie go Mei z domu Mnemon. Wieść ta ucieszyła zainteresowanego, gdyż, co tu dużo mówić, nie była to kobieta jego marzeń, delikatnie rzecz ujmując — zarozumiała, apodyktyczna i przekonana o własnej wyższości — rzecz by się chciało, lustrzane odbicie praprapraprababki (choć lepiej poprzestać na chciejstwie, nigdy nie wiadomo gdzie są uszy Mnemon). W przeciwieństwie do niej jednak, natura poskąpiła Mei inteligencji i urody. Rodzina zaś nigdy nie była w stanie do końca wybić Liangowi z głowy tych wszystkich „romantycznych bzdur”. Radość nie trwała jednak długo — kilka lat później, gdy legion pod dowództwem Czarnej Róży zaczął odnosić zwycięstwa, obiecano mu przeniesienie na lepsze stanowisko, zaś przygotowania do małżeństwa wznowiono, wzywając od razu przyszłego męża na Błogosławioną Wyspę. Biorąc urlop, Liang postanowił ostatnie dni swojego kawalerskiego życia spędzić w Cherak...

… niestety (a może i stety), i to nie poszło zgodnie z planem, w Cherak bowiem jacyś szaleńcy postanowili wzniecić rebelię — i choć została ona szybko stłumiona, to w mieście utrzymywał się chaos.

***
Świst włóczni. Stopę od głowy. Krzyk ginącego miotacza...

Chwila minęła nim zdołał ochłonąć. Atak... na wysokiej rangi oficera... w środku obozu...?! Coś takiego nie zdarzyło mu się nigdy. Napastnik już został ubity przez jego świtę, ale zły przykład rozprzestrzeniał się szybko...
Co tu się, do jasnej cholery, dzieje?!

Podobno wróg przedarł się do obozu, Ekscelencjo... — zaczął odpowiedź jeden z drabantów.

Co z buntownikami? Dalej zamknięci pod kluczem, czy?...

Nic mi nie wiadomo, ciężko o jakieś wiarygodne informacje w tym chaosie, Eks...

Daruj sobie grzeczności. Gdzie jest Nenna? Niech zbierze kogo się da, ruszamy do Cyta—

W tym momencie gdzieś niedaleko rozległ się okrzyk „Pomocy! Mordują!” i Liang zauważył biegnącego ku niemu ostatkiem sił starszego, wąsatego mężczyznę dźwigającego na rękach kościstą kobietę.

Ratujcie, panie!... Chcą zabić panienkę Cathak!... I namiot... namiot się pali!... Pokrzywa zemdlała z przerażenia... straszni ludzie...

Pytania o co dokładnie chodzi staruszkowi były zbędne — wystarczyło spojrzeć w stronę z której dochodziły ryki, żeby zobaczyć zapalający się powóz wokół którego biegło kilku strażników.
Ciągnęło go stado na wpół oszalałych wołów, tratujących wszystko na swej drodze. I ów pojazd, żywcem wyjęty z drzeworytów przedstawiających Malfeasa, zmierzał najwyraźniej wprost na namiot...
Ups... i co ja teraz zrobię? — mruknął z lekkim rozbawieniem rycerz pod nosem, po czym dodał głośniej, już na poważnie — zajmijcie się kobietą — i niech ktoś wreszcie pobiegnie znaleźć Nennę.

Gdy tylko stado się zbliżyło, czerwony miecz przeciął powietrze.

Chwilę później rozległ się krótki krzyk zwierząt — dwa woły padły martwe. Liang zadał kolejny cios, potem następny i odskoczył w tył. Panika wśród zwierząt wzmogła się jeszcze bardziej — zwierzęta zaczęły próbować uciekać, lecz były uwiązane do powozu, ten zaś z każdej strony otaczali olbrzymi wojownicy przypominający raczej drzewa, niż ludzi. Powóz gwałtownie stanął, potężnie rzucając wszystkim w środku, zjawy zniknęły.

Wody, wody! — krzyknął młody Tepet rozkazującym tonem do okolicznych żołnierzy, po czym wpadł do namiotu ratować będących w nim ludzi... a przynajmniej próbował wpaść, bo w ostatniej chwili powóz się zawalił, a w jego ramionach wylądowała nieznajoma młoda dziewczyna.

Umm... nic się pani nie stało... mademoiselle? — zapytał, bardzo wyraźnie zakłopotany.

Ja... — panienka obdarowała go spłoszonym spojrzeniem i wysunęła się z objęć zaskoczonego mężczyzny. Następnie spuściła wzrok, po czym szybkim ruchem narzuciła na siebie trzymany w ręce czerwony, bogato haftowany szlafroczek, jakby uświadomiła sobie, w jak skąpym stroju przed nim stała. Z drugiej strony był zimny wieczór i siarczysty mróz dawał się we znaki nawet osobom ubranym znacznie bardziej odpowiednio do warunków pogodowych. Nic więc dziwnego, że chwilę później dziewczyna objęła się rękami i wybuchła rozpaczliwym płaczem.

Oni próbowali mnie zabić! — wyszlochała.

W-wybaczcie mi... umm... ten... nietakt. — niepewnie odpowiedział, po czym szybkim ruchem zdjął z siebie zimowy płaszcz i osłonił nim dziewczynę — Kto próbował Cie— znaczy, Was, zabić? — oficer był wyraźnie poddenerwowany faktem, iż stała przed nim prześliczna, wysoko urodzona panna — z etykietą był zawsze na bakier, a w dodatku od dłuższego czasu nie była mu szczególnie potrzebna, w tym momencie jednak gwałtownie próbował wygrzebać z pamięci jak należy się zachować — To znaczy... chciałem raczej zapytać czemu tak piękna kobieta przybyła do takiego miejsca, jak Cherak, na dalekiej Północy, z dala od Błogosławionej Wyspy... nie, żebym uważał, że nie powinna Pani przebywać w tym miejscu, wręcz... — plątał się coraz bardziej.

Wyjechałam na wakacje. — chlipnęła Stella, która w czasie długiej przemowy młodego Tepata najwyraźniej zdołała się trochę uspokoić. — Ale to było straszne! Ich było dwóch, i... I jeden rzucił we mnie sztyletem — to mówiąc wskazała na wyraźnie świeże skaleczenie na policzku — a ten drugi był chyba wyniesionym powietrza, miał moce.. I proszę, bardzo pana proszę, niech pan pomoże złapać tych okropnych ludzi!

Już ostatnie słowa Stelli zostały porwane przez świst wiatru, towarzyszący nadlatującej burzy piaskowej. Chwilę później, wszyscy w okolicy padli na ziemię, nie chcąc wchodzić w kontakt z nadlatującym, magicznym piaskiem. Nie wszyscy wyszli bez "szwanku": młodej panience burza zniszczyła całą fryzurę. Zaś Tepetowe szaty nagle okazały się wypełnione piaskowymi drobinkami. Taki był koszt heroizmu — i zasłonięcia dziewczyny własnym ciałem!

Przez piaskową wichurę wciąż jednak przebijała się ognista aura wyniesionego Smoków Żywiołu, którego Zhao zdołał najwyraźniej... zasypać. Z drugim zamachowcą nie było już tak dobrze — kiedy wreszcie moc się uspokoiła, widać było, że dalej biegnie. Już wolniej — zapadł się po kolana, ale wciąż uparcie brnął do przodu...

Miaaaa... — głośne miauczenie rozległo się zza pleców Tepeta...

Ugh... co za... — słowa zagłuszył przelatujący piasek — ...wywołuje burze piaskowe w obozie?! — Liang zaczął marudzić, wstając, po czym krzyknął głośniej — Nic się nikomu nie stało? I gdzie zabójcy?

Miaucelot! — wykrzyknęła Stella, kompletnie ignorując pytanie młodego Tepeta i chwilę później siedziała już na ziemi tuląc w objęciach wielkie, białe kocisko. Największe, najbardziej puchate i zapewne najbardziej rasowe kocisko, jakie Liang kiedykolwiek widział. — Moje koteczki, myślałam, że się zgubiłeś! Nie rób tak więcej! — zagruchała jak do małego dziecka.

Miaaaa, przecież wiesz, że My, Miaucelot, byśmy się odnaleźli... — kot zdecydował się mówić, ale... nie patrzył na Stellę. Wzrok wbił w namiot, a w oczach niemal widać było ból nad utratą ulubionej poduszeczki! Przez chwilę wyraz pyska wyraźnie sugerował, że zwierz ma zamiar wywrzeć na kimś jakąś kocią zemstę, ale zaraz później znów przeniósł swoją uwagę na panią — Ale dobrze, że nic ci nie zrobili! Tak się bałem! — rzucił, porzucając już pretensje do arystokratyczności i poczynając wylizywać policzek z krwi.

... Gadający kot? — zdziwił się oficer.

I to jaki! — rzekł Miaucelot, wyzwalając się momentalnie z objęć pani i przyskakując do oficera — Jam Miaucelot Kot, bóstwo kociego heroizmu! I pochlebiam sobie być towarzyszem panienki Stelli z Cathaków! — wygłosił, po czym ściszył głos do przenikliwego, teatralnego szeptu — Panienka zawsze lubiła młodych oficerów, a pan wyglądasz na dobrego człowieka... Miskę mi pan wystawisz — i wymiauczę panience wszystko o pana futrz... atutach! Pójdziesz pan na to? — zakończył, konfidencyjnie badając, czy nikt nie słucha.

Stella zmierzyła kocie bóstewko pobłażliwym spojrzeniem i mocno zakłopotaną miną przeniosła wzrok na Lianga.

Przepraszam za niego... — wymamrotała.

Mniejsza... nic się nie stało... Pani?... — jeszcze tego brakowało, żeby pod jego, Tepeta, opieką byli ranieni cywile — Eh, do diabła z protokołem — w końcu z siebie wyrzucił — i tak wszystkiego pozapominałem. Przyślijcie tu medyka! I jakieś ciepłe ubrania!

Świta ruszyła do namiotu, żołnierze złapali jednego z zamachowców — miał nieszczęście zostać przysypanym Mnemonowym piaskiem — sam zaś Liang, dostrzegając drugiego, rzucił się w jego stronę.

Tylko proszę, nie zabijajcie ich! — rzuciła za nim panienka Cathak, z wdzięcznością przyjmując od jakiegoś żołnierza cieżkie, zimowe buty, zapewne sporo na nią za duże.

Krzyk ten kosztował Tepeta doskonałą szansę na zadanie pierwszego ciosu. Nim Liang odwrócił głowę od "pięknej pani", niedoszły skrytobójca zdołał się odwrócić oraz wyszarpnąć nogi z piasku... Przynajmniej na okres czasu wystarczający, aby móc skoczyć w powietrze — i smagnąć stojącego poniżej Tepeta długim ostrzem, które nagle znalazło się w jego rękach. Szermierz miał jedynie ułamki sekund, żeby zareagować na uderzenie — tym gorsze, że zadane przez nieznaną broń...

Nie zastanawiając się ani chwili zamachnął się mieczem i owa dziwna broń spotkała się ze szkarłatnym ostrzem młodego oficera. Rozległ się szczęk mieczy, a następnie kolejny i jeszcze następny — zabójca zdecydowanie nie miał zamiaru sprzedać tanio swojej skóry. Iskry leciały we wszystkie strony. Spadały wszędzie — tworząc swoistą barierę pomiędzy walczącymi. Barierę efemeryczną i nietrwałą: powietrzna anima je szybko zdmuchnęła. W chwili, kiedy ostatnie iskierki zgasły, urumi intruza zostało jeszcze raz wprawione w ruch. Tym razem, napastnik był już na ziemi i mierzył w prawą nogę Tepeta, próbując wytrącić go z równowagi... ten jednak uskoczył wzwyż, unikając oplątania stopy, i — próbując, przynajmniej na razie, oszczędzić mu życie — płazem miecza wyprowadził cios w głowę agresora. Dźwięk spotykających się mieczy zabrzmiał ponownie. Ostrze Lianga zostało zepchnięte kilka centymetrów w bok — dostatecznie, aby minęło głowę zabójcy. Ów skrzywił się, psując wygląd swej i tak szpetnej twarzy, i... zrobił coś, co zupełnie nie przystawało do jego stylu walki. Brutalnie walnął przeciwnika "z główki". A raczej prawie walnął — prawie zaś, jak wiadomo, robi wielką różnicę — jedyne co osiągnęła czaszka skrytobójcy, to zarycie w górkę piachu, pozostałą po niedawnej burzy. Wykorzystując chwilę, Tepet z całej siły kopnął skrytobójcę w podbrzusze. Obezwładnionego bandytę od razu otoczyli okoliczni żołnierze.

Miaaaaa, prawie jakbym ja to robił! — skomentował z oddali Miaucelot.
 

Ostatnio edytowane przez Morg : 07-05-2012 o 22:36. Powód: 1) Poprawa enterów, ogólnie interpunkcja; 2) Zmiana postaci.
Morg jest offline