Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2011, 17:31   #7
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Smoki w obozie


Kiedy przybyły z południa Smok oderwał się wreszcie od dialogu z panienką Stellą i wkroczył do stołpu, jasnym stało się, że zamieszanie chyli się ku końcowi. Krótka wymiana zdań z oficerem dowodzącym pozwoliła przywrócić pełen porządek w centralnym miejscu twierdzy. I... tyle wynikło z obaw, jakoby więźniowie się wydostali.. Nikt z buntowniczej Rady nie zdołał wymknąć się na wolność.

Nie było też już żadnego potwornego powozu, który mógłby dezinformować ludzi. Krótki był więc żywot chaosu wewnątrz twierdzy – kiedy tylko oficerowie zdołali zebrać przy sobie ludzi, wnet okazało się, że... nie ma już z kim walczyć.

Okazało się, że cała awantura była przysłowiową burzą w szklance wody. Całość zabitych wstępnie szacowała się przez trzy dziesiątki ludzi. Po uwzględnieniu ranionych w zamieszaniu – począwszy od ran ciężkich, idąc przez średnie, a kończąc stellowych na obrażeniach policzka – całość ofiar uzupełniała się do setki osób. Incydent chluby Cesarstwu nie przyniósł, ale nie mógł zagrozić funkcjonowaniu legionu, który liczył przecież ponad siedem tysięcy ludzi...

***

Sarkano dużo, na wszystkich i na wszystko. Najpowszechniejsze były oczywiście kpiny z panny Cathak, ale zasięg kpiarskiego fenomenu był znacznie większy. Niejeden narzekał na Mnemona o sztywnym karku, który nie widział niczego złego w przetoczeniu burzy piaskowej przez połowę obozu. Oberwało się też Tepetowi, który całkiem sporo czasu spędził robiąc maślane oczy do powodu całego zamieszania. Niejeden utyskiwał na brak decyzyjności pozostałych oficerów... Gdzieś w tle przewinęło się kilka burknięć na monstrualnego, białego kota, który - w zależności od wersji – miał albo ukraść komuś rybkę, albo też przestraszyć śmiertelnie wartownika (bo to duch był!).

Nie zmieniało to faktu, że większość była po prostu... pod wrażeniem zimnej krwi, jaką wykazało dwóch dowódców ze Smoczej Krwi. No, nie zawsze przekładało się to na przyjaźń – iluś oficerów chomikowało nową urazę do Zhao. W końcu, zniszczył ichnią część obozu oraz miał niebezpieczne tendencje do przesadzaniu w wymuszaniu dyscypliny... a przynajmniej, tak mówiono. Utrzymane w tym tonie rewelacje dotyczące „uciekiniera”, dowódcę smoka, który wyprawił się poza miasto, niedługo znał już cały obóz.

Nic jednak nie wskazywało na to, żeby miało to zaszkodzić inwestyturze generalskiej Mnemona Kabe. Był przecież najpotężniejszym oficerem w tym obozie, a pozostała część kadry dowódczej... no, trochę się go bała. A któż chciałby stanąć na czele tych, którzy odmawiają promocji ulubieńcowi przywódcy domu z rodu Mnemon?

Po prawdzie, głowa opozycji się znalazła – a przynajmniej takie wrażenia można byłoby wynieść, patrząc na fakt, że w namiocie Lianga nagle zebrało się pewnego rodzaju... spontaniczne zebranie oficerów, którzy z jakiegoś powodu nie popierali w pełni faworyta w wyścigu o stanowisko generalskie. I zlecieli się niczym ćmy do świecy, zwabieni reputacją młodego Tepeta.

Ledaal Meyumi


Kiedy dziewiątka przedstawicieli Nieskalanej Wiary odchodziła, Meyumi mogła poczuć się nieco bezpieczniej. Szczyt Łowczego Oka dzieliła od miasta znaczna odległość, więc jeszcze przez jakiś czas jej dręczyciel Nie na długo jednak – przez tłok przecisnęła się malutka dziewczynka. Nim ktoś z tłumu ją odepchnął, zdołała wrzucić w dłoń kobiety mały zwitek pergaminu.

Minęło dużo czasu, nim kapłanka poświęciła dziwnemu pergaminowi należną mu uwagę. Ale wówczas... Znajomy, magiczny błysk błyskawicznie przykuł uwagę młodej kapłanki.

Liao Jin

Wszystko, co dobre, musiało się kiedyś kończyć. Taką regułą rządziło się i życie rodu Iselsich – po wakacjach w pięknym mieście Bursztynowej Rzeki, błyskawicznie przyszło wezwanie do ogarniętego pożogą Cheraku. Przyszła również adnotacja, aby przybywać równie szybko, więc Liao nie mógł się ociągać i skorzystał z usług znajomego czarodzieja.

Nie dało się ukryć, że zachodnie miasto miało o wiele więcej powabu niż Cherak. W końcu, płonące domy nigdy urodą nie grzeszyły - zwłaszcza, jeśli mówić o smętnie dopalających się szczątki domu, w którym ktoś przemieszkiwał przez kilka lat. W sumie, niejednego popioły domu rodzinnego mogłyby przyprawić o ciężką melancholię, jednak... Jin był już uodporniony na takie widoki. Długie lata życia, rozrachunki z Anatemami oraz trudy służby Imperium hartowały ludzi i niszczyły wszystkie sentymenty, toteż samą bytność w tym miejscu można było przypisywać głównie rozkazom przełożonych – sam zapewne nie zdobyłby się na porzucenie powabów Deshanu.

Wszystkowidzące Oko widziało bowiem rzeczy w zupełnie innym świetle, aniżeli opinia publiczna. Tam, gdzie inni upatrywali karygodnego i pożałowania godnego incydentu, ono widziało głównie kolejną okazję. Jak zwykle, kosztem okazji innych – w tym przypadku, rozbitych rodów patrycjuszowskich. Aż za dużo ważnych ludzi związało się mocno z Radą Przetrwania, gubiąc wszelką nadzieję na pardon po złożeniu broni. Większość ludzi widziała w nich zrozpaczonych krewniaków... Iselsi widzieli więcej – idealny materiał pod przyszły syndykat przestępczy, kontrolowany oczywiście przez ludzi wiernych najlepszym ideałom Szkarłatnej Dynastii.

Idea była całkiem prosta, problem tkwił jednak w jej w jej realizacji. Z uzasadnionych przyczyn, buntownicy nie chcieli zostać znalezieni. Niemniej, Liao miał wprawę - po dniu zbierania informacji zyskał obraz ich kryjówek. Dowiedział się, że zeszli do olbrzymich kanałów pod miastem – zaskakujące, zważywszy na ich zainfekowanie przez nieumarłych – oraz mógł powiedzieć, które wejścia do kanalizacji są przez nich najczęściej używane.

Zyskał też ograniczony wgląd w strukturę podziemia: kilku najsilniejszych przywódców, którzy zachowali pod swoim dowództwem pewną liczbę ludzi uboższych, zepchnęło pozostałych niżej, w groźniejsze regiony kanałów. Prym wśród wielkorządców górnej warstwy miał mężczyzna zwący się Truposzem – acz zapewne z powodu chaosu panującego przez większą część powstania, trudno było wyśledzić jego właściwą tożsamość. Wiadomo było tylko, że nie był już najmłodszy – i budził duży strach, mimo niewątpliwej przegranej, jaką odniósł.

Na koniec, wisienkę na torcie stanowiła informacja: chyba najczęściej uczęszczane przejście mieściło się w ruinach jego dawnej siedziby: o ile mężczyzna dobrze kojarzył, w piwnicy używanej przez dziada do celów okultystycznych. Z jakichś powodów normalni ludzie nie przechodzili przez „straszliwe podziemie”. On jednak doskonale pamiętał ten okres – była to przecież pamiątka z dzieciństwa.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 10-05-2011 o 22:43. Powód: ... bo gracze jednak chcieli trochę inaczej.
Velg jest offline