Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2011, 22:30   #272
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Istota nie była szybka. Nie wydawała się też szczególnie inteligentna - o ile mgła może wydawać się jakąkolwiek. Falowała lekko, przemieszczając się jakiś metr nad ziemią w kierunku podróżników.
- Spróbujmy ją ominąć - szepnął Laure. Podzielona na dwie grupy drużyna szerokim łukiem zaczęła obchodzić osobliwą przeszkodę, która zatrzymała się na chwilę, po czym zaczęła sunąć za grupą, w której było więcej mężczyzn, najwyraźniej dążąc do konfrontacji. Co prawda można było spróbować jej uciec - jednak lepiej było nie ryzykować natknięcia się na coś gorszego z upartą mgłą za plecami.

Pierwsze strzały nie przyniosły efektu. Kolejne, z lepszej broni - również. Choć raczej ciężko było ocenić efekt, ponieważ stwór ani nie wydawał żadnych dźwięków, ani nie krwawił, nie przyśpieszał, ani nie odpowiadał atakiem. Po prostu płynął. A gdy dopłynął nadział się na ostrza obrońców. Dziwnie było walczyć z czymś, w co miecz wchodził jak w masło; jeszcze dziwniej nie widząc żadnej reakcji. Potwór kręcił się w miejscu, zanurzane w jego cielsku ręce i bronie nie wydawały się w żaden sposób uszkodzone... Nadal jednak był, tworząc trzymetrowy czerwony drogowskaz Waszego położenia.








Robiło się coraz później, a Kulla jak nie było tak nie było, a Laure stawał się coraz bardziej niespokojny. Nie to, że bez jastrzębia czuł się jak bez ręki (czy raczej oka); Kull był jego towarzyszem, stanowił niemal kawałek duszy. I dawno już powinien był wrócić. Elf łudził się, że bez pana u boku ptak nie przemógł swego lęku przed miastem i pozostał w strażnicy; nie miał niestety jak tego sprawdzić.

Tymczasem Helfdan zrezygnował już z prowadzenia dalekich zwiadów, ale za każdym razem gdy miał możliwość wspinał się na ruiny by z góry obejrzeć teren. Na szczęście nie wypatrzył niczego, na co nie natknęli by się wcześniej; a wszystkie żywe stwory wracały powoli w stronę gór. Jednak jeszcze z dachu altany widział, iż wokół miasta ruch jest znacznie większy - mógł mieć tylko nadzieję na “zwyczajne” szkielety czy ghoule, nie jakieś aberracje. Zważywszy jednak na bliskość przybytków Urgula było to zapewne mało prawdopodobne. Do zmroku było jeszcze kilka godzin, więc można było swobodnie wybrać miejsce na nocleg. Pozostawało jedno miejsce do sprawdzenia - arkady. Kiedyś stanowiły przejście do miasta i łącznik pomiędzy kilkoma większymi budynkami parku - teraz wyglądały jak połamane smocze żebra. Maeve czujnie szukała znajomych punktów; na zmianę pałając nadzieją na znalezienie śladów Houruna i wyrzucając sobie od głupich. Jednak gdy Helfdan powiadomił cicho o odkryciu tego, czego nikt się nie spodziewał - żywego człowieka - nie mogła uspokoić kołatającego serca. Niestety nadzieja okazała się płonna...

Mężczyzna nie wydawał się zaskoczony ani przestraszony, gdy wojownicy obskoczyli go z obnażoną bronią. Na oko mógł mieć 40-50 lat. Przystojny typową dworską urodą bawidamka (która przypuszczalnie łamała serca wielu dam), stanowił teraz karykaturę samego siebie - zarośnięty, brudny, zakrwawiony, w łachmanach które chyba tylko cudem chroniły go przed zamarznięciem. Rzeźbiona laska, krótki miecz i torba stanowiły cały jego dobytek. Nikt z was go nie znał, jednak gdy się odezwał, wiodąc po wszystkich nieprzytomnym spojrzeniem szaleńca, Tua i Maeve zadrżały.
- Zasłaniacie mi niebo... zasłaniacie mi NIEBO! Muszę czuwać, muszę być czujny, wypatrywać mojej ptaszyny... - Laure odruchowo spojrzał w niebo, ale Kulla tam nie było. Łachmyta zaś kontynuował. - Podziemia to nie miejsce dla ptaków, ale ja ją uratuję... - Nagle wbił wzrok w Sorg i zerwał się na równe nogi. Wszyscy unieśli broń, on jednak jakby tego nie zauważył. - Jesteś tu, słowiczku, przyszłaś do mnie! Taka podobna do matki, taka podobna... Jak ona ci dała na imię? Sogr? Co za byle jakie, pospolite imię; podła, egoistyczna suka! Ale teraz już będzie wszystko dobrze, będzie dobrze, chodź do tatusia! - wyciągnął ręce do przerażonej dziewczyny, potrącając jednego z najemników, który odepchnął go stanowczo. Twarz szaleńca wykrzywiła się wściekle, po czym zmieniła wyraz, zdradzając przebłyski świadomości. - Po coście ją tu przyprowadzili?! Oszaleliście?! Zabierzcie ją natychmiast jak najdalej od miasta! - wrzasnął z czystym przerażeniem w oczach, po czym chwycił się za głowę, krzywiąc z bólu i osunął na ziemię. - Moja wina, to nie moja wina, moja córeczka, mój kłębuszek, głupie suki, ja nie chciałem, ja nie chciałem... - mamrotał, kiwając się w tył i w przód, ponownie pogrążony w obłędzie.
 
Sayane jest offline