Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2011, 04:47   #9
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Dziewczyna westchnęła cicho i wyszła z namiotu, kierując się w kierunku grupki strażników pilnujących drugiego asasyna. Nie była pewna, czy dowie się czegokolwiek więcej, niż tylko kilku więcej informacji na swój temat, ale spróbować nigdy nie zaszkodzi. Zawsze może się okazać, że kolega ognisty ma nieco lepszą pamięć od swojego towarzysza. Kiedy Stella podeszła do stojących nieopodal namiotu żołnierzy i ich jeńca, ten odsunął się od niej najdalej, na ile pozwoliły mu mierzące w niego ostrza, o mało się na nie nie nabijając. Doszła do wniosku, że jest jej go żal.
- Spokojnie, naprawdę chciałam panu zadać tylko kilka pytań - powiedziała łagodnie, ale znacznie bardziej stanowczo, niż zdarzało jej się odzywać się w obecności młodego Tepeta.
- Potwór... Zadać kilka pytań? - powiedział, acz dawna brawura ustąpiła już miejsca skrywanemu dotychczas strachowi. W jego oczach widać było, że dla niego to młoda Smoczyca była gorszą z tej dwójki - i bał się, kiedy zabrakło koło niej drugiego Smoka.
- Nie bardzo rozumiem, na jakiej podstawie zakłada pan, że jestem złem wcielonym. Bo przypadkiem udało mi się przeżyć? Proszę, bądźmy poważni. Naprawdę czuję się trochę dziwnie, kiedy ktoś oskarża mnie o to, że żyję. - westchnęła dziewczyna. - Wiem, że to wasza praca, nic osobistego... Ale zależałoby mi na informacjach, kto to zlecił i dlaczego.
- Byście potem mogli mnie dłużej łamać kołem, coby sprawdzić prawdziwość? Dobre sobie - odwarknął.
Gwiazdka zastanowiła się przez chwilę.
- Proszę posłuchać... Rozumiem pana obawy, ale myślę, że stawiając opór raczej nie poprawi pan swoich rokowań na przyszłość. Chyba nie wydaje się panu, że uniknie pan przesłuchania?
Trudno było się mierzyć z siłą morderczego spojrzenia oczu osadzonych w paskudnej twarzy...
- Nie mam rokowań na przyszłość, to chyba ucina sprawę.
Dziewczyna potrząsnęła głową. No fantastycznie jeszcze chwila, a poczuje się winna.
- Zawsze może być gorzej... Albo lepiej. Nie sądzę, żeby uniknął pan jakiejkolwiek kary. Nie jestem też w stanie panu zagwarantować, że wyjdzie pan z tego cało, nie mam tu żadnej pozycji i wpływów. Mogę natomiast obiecać, że w zamian za współpracę spróbuję przekonać osoby, które podejmują decyzje w takich sprawach, że zabijanie wyniesionych to potwornie głupie marnowanie zasobów ludzkich... Kompanie karne zapewne nie obraziłyby się za dwójkę dobrze wyszkolonych wojowników. Czy taki układ pana satysfakcjonuje?
- Naprawdę...? - mężczyzna zawahał się widocznie...
Stella uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
- Umowa stoi?
- Niech... niech będzie. Pytaj - w widoczny sposób przygryzł z nerwów wargę.
- Zna pan pytania. Kto to zlecił i dlaczego?
- Mężczyzna... - tu zrobił pauzę, jakby nie mogąc się zdecydować, co powiedzieć następnego - Średni. Chyba. I nie wiem.
- Średni, chyba i nie wiem... Nie wie pan i nigdy pan nie wiedział, czy nie jest pan w stanie sobie przypomnieć?
- Mało ważny był, to i nie pamiętam. - zasępił się, po czym doszedł do jedynej logicznej konkluzji. - I to na pewno o gry domów chodzi...
- Nie, nie, zrobimy inaczej... Proszę spróbować sobie przypomnieć i opowiedzieć mi wszystkie szczegóły, które zdołał pan zapamiętać, nawet zupełne drobiazgi. Niezależnie od tego, ile mają sensu.
- Tutaj! - Liang wrócił wraz z żołnierzami - A zaczynałem się już powoli martwić, uważałaby pani bardziej na siebie, jeden zamach nam wystarczy... - dodał - Możemy chyba już ich zabrać do Cytadeli?

Naprawdę nie miał się kiedy przypałętać?...

- Martwić? Zupełnie niepotrzebnie, nie odeszłam na krok od pana ludzi. Naprawdę wydaje mi się, że ich pan nie docenia - uśmiechnęła się dziewczyna. - Poza tym proszę dać nam jeszcze chwilkę... Chyba, że będziemy mogli dokończyć rozmowę po drodze oczywiście.
- Rozmowę? - spytał skonfundowany oficer - Przecież ten człowiek nie dość, że chciał panią zabić, to jeszcze naubliżał i mało nie napluł w twarz. O czym tu w ogóle rozmawiać?!
- O zleceniodawcy i powodach zlecenia - wyjaśniła Gwiazdka, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Liang stanął jak słup soli i tylko zamrugał kilka razy oczami.
- ... Dowiedziała się czegoś pani od niego? - spytał po dłuższej chwili
- Na razie niczego, czego nie powiedziałby mi już jego towarzysz, ale pracujemy nad tym. Możemy kontynuować?
- O-oczywiście. Chętnie posłucham...
- Dziękuję - dziewczyna wysłała Liangowi wyjątkowo uroczy uśmiech. - Proszę kontynuować - zwróciła się do zamachowcy.
- Yrm... Był chyba mężczyzną. Ale kobiecym jakimś... Średniego wzrostu, może trochę wyższy... Lub niższy... I nosił się z fioletem. I... jakimś innym kolorem. Chyba. - wyliczał cicho niedoszły zabójca. - I... Mówił coś... Coś... O walkach między rodami? Dziadku? - dokończył.
- Nic więcej nie jest pan sobie w stanie przypomnieć? Hm... Gdzie złożono zlecenie? Na jak dużą kwotę? Jak dawno?
- Nieopodal Nexus, kilka tygodni temu. Na ile mi nie mówiono, swego nie liczyłem, ale... piłem najlepsze alkohole kilka dni, a jeszcze dużo było. - cicha odpowiedź jawnie kontrastowała z wcześniejszą butnością.
- Czy był jakiś powód, dla którego wysłano właśnie waszą dwójkę? Tak zupełnie z ciekawości...
- Zawsze zabijamy na śmierć! - błyskawicznie odpowiedział ognisty, z resztkami dawnej dumy.

Cóż, to był delikatny temat i mocno jej nie pasowało, że obok stoi Liang. Kawałki układanki wskakiwały już na miejsce całkiem sprawnie, uznała jednak, że potrzebuje dodatkowego potwierdzenia. Spojrzała na mężczyznę mocno zdziwiona i zapytała:
- Czasem los bywa złośliwy... Ale dwóch profesjonalistów, na jedną znacznie młodszą kobietę?
- Bo to widać nie taki średni wróg był, przykładał wagę do dokładności - odpowiedział z prostotą mężczyzna.
- Dziękuję panu. Myślę, że nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
- To ja za to mam - jak się “pan” nazywa? - Liang w końcu odzyskał mowę.
- Zwą mnie Groźnym Lwem. - znów stwierdził skrytobójca.
- A pana towarzysza? - dla porządku dodała Stella. W sumie powinna od tego zacząć, ale za bardzo skupiła się na zastanawianiu się, co jest grane, żeby pamiętać o dobrych manierach.
- Okruchem Lodu.
- Dziękuję - to tak a propos dobrych manier... Trochę uprzejmości nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Tak, tak, dziękujemy - pospiesznie dodał również Liang, po czym zwrócił się do Stelli - Przydali się pani na coś ci “dżentelmeni”?
- Nie udalo mi się dowiedzieć się niczego konkretnego - potrząsnęła głową Stella. - Wiem, że poszło o porachunki jednego z moich krewnych, ale nie wiem nawet kogo dokładnie. Nie sądzę jednak, żeby któryś z tych ludzi to wiedział. Wydaje mi się, że obaj udzielili mi wszystkich informacji, którymi dysponowali... No wie pan, kobieca intuicja - uśmiechnęła się. - Czy życzy pan sobie, żebym zdała dokładną relację, czy wystarczy, że zrobi to ktoś z pana ludzi?

Nie chciało jej się. Zwłaszcza, że w gruncie rzeczy naprawdę nie miała nic do ukrycia.

- Czyli jednak się na coś przydali... - skonstatował Tepet, śląc wiadomość do Cytadeli, aby przygotowali dwie cele, wyżej położone - ruszajmy więc. Jeździ pani konno?
- Owszem. Nawet ubiór mam całkiem odpowiedni! - zachichotała, znacząco spoglądając na przyduże spodnie, które założyła w ramach akcji “strój dla panienki w 5 sekund”. Liang trochę ją zaskoczył. Nie spodziewała się, że zaproponuje jej wycieczkę do Cytadeli, ale w żadnym razie nie zamierzała odmawiać. Zwiedzanie Cheraku można oficjalne uznać za rozpoczęte!

***

Rozejrzała się po okolicy, ale Miaucelota nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Cóż, skoro gdzieś się szlaja, to niech potem nie marudzi, że ominęła go wycieczka krajoznawcza! Zdążyła jeszcze poprosić jednego z żołnierzy, żeby dowiedział się o stan zdrowia jej służących. Wrócił po chwili donosząc, że garderobiana ocknęła się i złorzeczy na zniszczone stroje tak, że nawet najodważniejsi wojacy boją się do niej podejść, a nieszczęsna Rumianek wprawdzie się ocknęła, ale napojona uspokajającymi ziołami śpi i będzie spać zapewne co najmniej do rana. Niedługo później wysłany do stajni chłopak wrócił z dwoma szlachetnymi rumakami. Ten, którego wodze podano Tepetowi, był pięknym, śnieżnobiałym ogierem o długiej grzywie i inteligentnych oczach. Mniejszy kasztanek z białą strzałką na głowie i białymi skarpetkami zapewne miał wozić panienkę Cathak, ale gdy ta podeszła do niego spłoszył się wyraźnie, przebierając nerwowo nogami i nieomal wyrywając wodze z rąk zaskoczonego żołnierza.

- Ja... Przepraszam panienko, on jest zazwyczaj bardzo spokojny! Spokojnie, chłopczyku, no co jest... - spróbował uspokoić zwierzaka stajenny.
- Ależ nie trzeba przepraszać... W obozie panował taki rwetes, że nic dziwnego, że wszyscy są poirytowani. Nie widzę powodów, żeby konie miały mieć nerwy silniejsze od ludzi. Mamy go czym przekupić? - zasugerowała Stella. Zdążyła się już przyzwyczaić, że zwierzaki niespecjalnie za nią przepadały.
Kilka chwil i dwie marchewki później koń skapitulował, najwyraźniej uznając, że Stella może i jest obca, ale przynajmniej daje żarcie, więc noszenie jej na grzbiecie może być całkiem opłacalne.

Gdy konwój w końcu ruszył w kierunku stołpu, Liang postanowił zadać pytanie, które dręczyło go od dobrych kilku chwil.
- Jak tak właściwie udało się pani przekonać tego barbarzyńcę do rozmowy? Nie chodzi mi o żaden raport, jestem po prostu ciekawy. Co prawda mógłbym wypytać moich ludzi, ale... - zawahał się przez ułamek sekundy - ... jakoś wolę porozmawiać z panią.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, jakby zupełnie nie rozumiała, gdzie Liang widział problem.
- Przecież ten człowiek był śmiertelnie przerażony... Rozumiem, że standardowym sposobem na przesłuchiwanie więźniów jest zdaniem większości żołnierzy dźganie ich czymś ostrym, ale do licha, wystarczyło go trochę uspokoić! - pokręciła głową, załamując się nad niedomyślnością młodego oficera.
- Ale... nie... skądże... zwyczajnie... argh! Może faktycznie powinienem czasem powstrzymać nerwy, ale... co miałem zrobić - siedzieć i pozwalać, żeby dalej pannę obrażał?!
- Nie, nie, proszę mnie źle nie zrozumieć. To było bardzo szlachetne... - tryb “maślany wzrok”: włączony! - Naprawdę jestem panu szalenie wdzięczna za troskę. Tylko... Tak pomyślałam, że ludzie zwykle są bardziej mili, kiedy inni są dla nich mili! - wyjaśniła. Niech żyją naiwne argumenty! - I miałam rację! - dodała jeszcze z wyraźną dumą w głosie.
- A czy on był miły dla pani? - zauważył w odpowiedzi.
- Potem tak - odpowiedziała, nie dając się zbić z tropu. Ciekawe, kiedy biedak złapie się za głowę?
- Czyli pani była dla niego miła od początku, a on dopiero od potem? Dlaczego więc od niego miałbym wymagać mniej?
- Może nikt nigdy nie był dla niego miły? - zachmurzyła się.
- Oho, i dlatego miałbym mu pozwolić tak się zachowywać? Przepraszam, ale to przecież wolne żarty - uniósł się Liang - musiałbym chyba cały honor w karty przegrać, żeby do czegoś takiego dopuścić - i to pod moim własnym dachem.

Ups, nie w taką reakcję celowała. Dziewczyna skuliła się w siodle, jakby ktoś ją co najmniej spoliczkował i wlepiła w młodego Tepeta skrzywdzone spojrzenie.

- Ale... Nie do końca o to mi chodziło. Znaczy, ja nie mówię, że nie powinien pan reagować, naprawdę jestem bardzo wdzięczna, tylko no... to tak ogólnie było... - zaplątała się. - Znaczy, ja naprawdę myślałam, że może warto dawać ludziom szansę, na pewno nie wszyscy są tacy źli, na jakich wyglądają. - spojrzała na oficera, poszukując w jego wzroku zrozumienia. - No i on naprawdę się strasznie bał i było mi go tak strasznie żal... I pomyślałam, że może jeśli będzie miał jakiś wybór, oprócz stryczka, to spojrzy na życie z trochę jaśniejszej strony.
- Ale... nie mówię, żeby go od razu zabijać, tylko... to znaczy... warto ludziom dawać szansę - tylko on przecież nawet krzty wysiłku nie włożył w to, żeby ją dostać. I... - zaczął się tłumaczyć - przepraszam, nie chciałem pani nastraszyć - dodał szybko, zawstydzony.
- Przecież nie ma pan za co przepraszać! - spłoszyła się Stella. - To ja przepraszam, czasami najpierw mówię, a potem myślę... Swoją drogą nie orientuje się pan może, kto właściwie odpowiada za sądzenie więźniów? Myślę, że powinnam z nim porozmawiać.
- Nie, nie, nie. Proszę mnie nie przepraszać... moja wina, mam zbyt gorącą głowę. - oficer pluł sobie w brodę - A tych dwóch prawdopodobnie powinniśmy odesłać na Błogosławioną Wyspę - są Smoczokrwistymi, więc według prawa to tamtejsi urzędnicy powinni ich osądzić.
- Nie wiedziałam, że w tym zamieszaniu ktoś będzie miał głowę do organizowania transportu. Wydawało mi się, że po to jest tu legion, żeby takie sprawy załatwiać na miejscu? - zdziwiła się dziewczyna. - Bo widzi pan... Obiecałam temu człowiekowi, że porozmawiam z kimś ważnym, żeby zamiast ich wieszać wysłali ich do jakiejś kompanii karnej albo czegoś... No, nie wiem, gdzie właściwie wysyła się przestępców.

Ale doprawdy... Komu do licha w stanie wojennym i kilka dni po rebelii będzie się chciało załatwiać transport dla jakichś rzezimieszków?! Na głowę upadł?

- Kto będzie miał głowę? Nikt. Ale generała nie ma, więc nie ma komu podjąć decyzji. Posiedzą pewnie w lochu, póki generał się nie znajdzie i nie zdecyduje co z nimi - albo póki oficer siedzący w stołpie nie uzna, że kończą mu się miejsca i trzeba stracić kilku więźniów...
- No widzi pan, wiedziałam, że tam musi być ktoś taki! Nie będzie miał pan nic przeciwko, jeśli zamienię z nim dwa słowa, prawda?
- Czemu bym miał mieć? - zdziwił się - Nie jest pani moją podwładną, nie mi pani rozkazy wydawać... ale obawiam się, że nie będzie łatwo go przekonać. Chyba że ma pani ze sobą kilka sakiewek pełnych żadu.

To się da załatwić. Środków finansowych akurat jej nie brakowało, aczkolwiek średnią miała ochotę pożytkować je w ten sposób. Cóż, zobaczymy. A że dyskusja zrobiła się raczej nużąca...

- Wspominał pan, że grywa pan w karty? - zmieniła temat.
 
Serika jest offline