Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2011, 10:41   #3
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
To zdecydowanie nie był dobry miesiąc, sama nie wiedziała, co się z nią właściwie dzieje. Zawsze była drażliwa, ale ostatnio wszystko wyprowadzało ją z równowagi. Nawrzeszczała na pierwszoklasistę, który nie przyniósł książki w terminie. Biedny dzieciak się poryczał i uciekł. „Pewnie już tu nie przyjdzie.”- myślała próbując posłodzić herbatę, „próbując” było słowem jak najbardziej na miejscu, ponieważ ręce dygotały jej tak, że rozsypywała wszystko zanim zdążyła przesunąć łyżeczkę z cukiernicy nad szklankę. „Co się ze mną dzieje?” - zastanawiała się coraz częściej. Ręce drżały jej odkąd pamiętała, do tej pory na osiedlu miała opinię alkoholiczki, ale teraz nasiliło się do tego stopnia, że nie była w stanie normalnie funkcjonować. Nie miała wyboru, musiała iść do lekarza. Nie lubiła wizyt u lekarza i nie chodziło tu o samą wizytę a o poprzedzające ją czekanie w dusznej i zatłoczonej poczekalni. Drażniło ją bezczynne siedzenie, drażnili ludzie i ich nieustannie dzwoniące komórki. Drażniło ją dosłownie wszystko, między innymi z tego powodu tu przyszła. Wreszcie nadeszła jej kolej. Szybkie badanie krótka rozmowa i lekarz już zdawał się wiedzieć, co jest przyczyną jej kłopotów.
- Czy miewa pani kołatanie serca?- spytał próbując potwierdzić diagnozę.
- Tak …- odpowiedziała nieco zaskoczona. „Nie wspominałam o tym. On chyba naprawdę wie, co mi dolega”
- Duszności?
Skinęła głową.
- Uczucie gorąca?

I ten objaw był jej doskonale znany. Okazało się, że prawdopodobnie od dzieciństwa choruje na nadczynność tarczycy. Badania potwierdziły diagnozę. Lekarz przepisał jej tabletki. „I kto by pomyślał, że jedna mała kuleczka może rozwiązać wszystkie moje problemy” uśmiechnęła się do białej pastylki. Wystarczyły dwa tygodnie by nasilenie objawów spadło do zwykłego poziomu, w dalszej perspektywie miały całkowicie ustąpić. Nie był to jednak koniec jej zmartwień. Nadal nie mogła spać, powróciły lęki, zupełnie takie, jak odczuwała będąc małą dziewczynką, kiedy to skulona pod kołdrą drżała całe noce bojąc się wyjrzeć w obawie, iż zobaczy ją coś strasznego i rozszarpie. Jakby tego było mało gruchnęła wiadomość o budowie nowej siedziby biblioteki i zlikwidowaniu w niedalekiej przyszłości kilku filii. Mijał dzień za dniem, psychiczny dyskomfort z niewiadomych powodów narastał. Najgorzej było nocami i w momencie, kiedy otwierała drzwi do kantorka w bibliotece. Raz złapała się na tym, że zaczaja się przed nimi z nożem do smarowania. „Chyba kompletnie mi odbiło, tam niczego nie ma”, próbowała przekonać samą siebie, ale nawet, kiedy powtarzała to w myślach brzmiało nieszczerze.

06.05.2011
Była zła jak osa od samego rana. Dziś miała pan Zdzisiek miał przywieść nowe książki, które musiała oprawić, założyć im karty i wciągnąć do systemu. „Najtrudniej chyba będzie znaleźć im miejsce na półkach” skrzywiła się na samą myśl o uciskaniu kolejnych tomów na przeładowanych regałach. Okazało się, że życie pokrzyżowało nawet te plany. Mimo iż wybrała wcześniejszy autobus i tak spóźniła się do pracy, natomiast pan Zdzisław nie wiedzieć, jakim cudem przybył na czas i musiał odstać swoje pod zamkniętymi drzwiami. Na domiar złego przez ciągły napływ maturzystów nie miała chwili spokoju żeby zająć się nowymi książkami. Dopiero tuż przed czwartą się nieco uspokoiło. Wreszcie mogła się wziąć się za książki.
Nogi zrobiły jej się miękkie, kiedy dotarło do niej to, co zobaczyła. Jak grom z jasnego nieba uderzyło ją pewne wspomnienie. To było prawie dwa lata temu, dokładnie 20.05.2009r.
***
Dzień był upalny, jakby przyroda chciała dorzucić swoje trzy grosze do jej i tak nie najlepszego samopoczucia. Powachlowała się trochę gazetą ochładzając nieco spoconą twarz. „ Może w taki upał nie będzie się im chciało przychodzić”- pomyślała z nadzieją, ale szybko odrzuciła tę myśl. Kiedy ona przeżywała prawdziwą udrękę innych upały zdawały się cieszyć. Dziś miało odbyć się spotkanie z Jackiem Koseckim, już zaczynała żałować, że wpakowała się w coś takiego, ba sama wszystko wymyśliła. Jakiś miesiąc temu napisała do niego e-mail z dość formalnym, ale jednak uprzejmym zaproszeniem. Odpowiedział i zgodził się przyjść. Poinformowała krótką notką lokalną gazetę, sama zrobiła plakaty sztuk kilkadziesiąt i porozwieszała je po okolicy. Większość już dawno została zerwana lub zaklejona innymi ogłoszeniami, ale to nie był problem. Informacja o spotkaniu została umieszczona na stronie głównej biblioteki i rozesłana do wszystkich czytelników, którzy podczas wypełniania karty bibliotecznej zechcieli podać swój adres mailowy. Dziś wreszcie miało być po wszystkim. Była godzina 16:00, zamknęła drzwi i zabrała się do przygotowywania niewielkiej powierzchni, jaką dysponowała. Zaczęła od przesunięcia wielkiego biurka wyposażonego w przegródki pełne kart czytelników i wypożyczonych książek. Znajdujący się na nim komputer nie ułatwiał sprawy. „Cholera jasna, jakie to ciężkie, że też Zdzisiek musiał akurat dzisiaj wziąć sobie urlop” narzekała w duchu napierając na mebel. Pan Zdzisław był złotą rączką obsługującą wszystkie filie w kwestii drobnych napraw bądź to przewożenia książek z „wypożyczeń międzybibliotecznych”. Biurko ze zgrzytem przejechało jakieś półtora metra. „Zawsze coś” Zabrała się za wydobywanie przywiezionych w zeszły czwartek 30 składanych krzeseł ze składziku. To właśnie wtedy po raz pierwszy miała to uczucie, przejmującą pewność, że coś nagle się zmieniło. Mała czerwona lampka pulsowała szaleńczo w jej umyśle ostrzegając prze czymś. Nagle zrozumiała o co chodzi, na drzwiach zobaczyła namalowany numer 207. Składzik nie miał żadnego numeru, w bibliotece nie było dość drzwi by zaistniała konieczność ich numerowania. Zamknęła oczy, „policzę powoli do trzech i kiedy znowu je otworzę tego tu nie będzie”. Tak też zrobiła i kiedy otworzyła niepewnie jedno oko z ulgą zobaczyła, że na drzwiach nie ma żadnego numeru. To z pozoru błahe zdarzenie wytrąciło ją z równowagi na kilka dni. Miała dziwne wrażenie, że to co widziała w jakiś sposób było prawdziwe.
***
„Może i tym razem się uda” pomyślała zamykając oczy.
-Jeden… dwa… trzy…- liczyła na głos, ale na próżno, sofa nie zniknęła. Wyszła z pokoju cała się trzęsąc, przerażenie ścisnęło ją za gardło, gdy nie zobaczyła znajomych regałów, lecz zupełnie obce pomieszczenie. Powoli jak we śnie zaczęła zamykać drzwi, dobrze wiedziała, co na nich zobaczy. Trzy znajome cyferki śmiały się do niej.
Przełknęła ślinę, odwróciła się i na sztywnych nogach ruszyła przez korytarz ledwo dostrzegając otoczenie. Nie chciała go widzieć, ciągle miała nadzieję, że to wszystko zniknie i ocknie się stojąc ze wzrokiem wlepionym w drzwi kantorka. Przechodziła obok kolejnych drzwi kontem oka zauważając ich numery. „Wygląda na to, że jestem na piętrze.” Ostrożnie zbliżyła się do ostatnich drzwi na końcu korytarza, te nie miały żadnego numeru. Powoli chwyciła z klamkę podsycając w duchu słabnącą już nadzieję, że to wszystko okaże się tylko snem na jawie wywołanym narastającym zmęczeniem z powodu bezsenności. Drzwi otwarły się z cichym skrzypieniem pozwalając jej ujrzeć klatkę schodową. „Gdzie ja u diabła jestem? Skąd się tu wzięłam? Czyżbym miała zaniki pamięci?” Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na żadne z tych pytań, jedyne co wiedziała to, to że chce jak najszybciej wrócić do biblioteki, albo do domu, w jakiekolwiek znajome miejsce. Żeby to zrobić musiała wyjść z budynku, ruszyła schodami w dół. „Obym tylko nikogo nie spotkała” pomyślała nagle zdjęta strachem, coś wewnątrz mówiło jej, że nie chce mieć do czynienia z ewentualnymi lokatorami tego miejsca. Stopień po stopniu zeszła na dół nikogo nie spotykając ani nie słysząc nic, co mogłoby świadczyć o tym, że nie jest tu sama. Znalazła się w hotelowej recepcji, co prawda zniszczonej, zakurzonej i pustej, ale poza tym zupełnie normalnej. Jej uwagę przykuł zwyczajowy w takich miejscach dzwonek. Nie chciała nikogo spotykać, bała się, z drugiej strony nie chciała też być sama. Znajome, przytłaczające poczucie samotności wypełzło z zakamarków jej umysłu. Przywitała je jak starego dawno niewidzianego przyjaciela, nie tęskniła za nim, ale wiedziała że jeszcze nie raz się spotkają. Podeszła do recepcyjnej lady i nacisnęła dzwonek. Czekała na jakąś reakcję, pełna nadziei i niepokoju.
 
Agape jest offline