Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2011, 21:27   #6
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
II. Pierwszy kontakt

W Krakowie leniwe popołudnie toczyło się swoim rytmem, a przechodzący i zajęci swoimi sprawami ludzie nawet nie zauważyli, że w jednej chwili dawna stolica straciła trójkę swoich mieszkańców. Gdyby chociaż przez chwilę przemknęła im przez głowę owa straszliwa myśl – świadomość, że da się tak nagle i w tak dziwnych okolicznościach po prostu rozpłynąć, zostać wchłoniętym w inny wymiar, z pewnością odjęłoby im głos z przerażenia. A jednak – była to prawda i im dłużej krakowiacy żyli w błogiej nieświadomości, tym lepiej dla nich. Prawdopodobnie już jutro pana Zdzisława zaniepokoi fakt, że Zuzanna nie zjawiła się w bibliotece, wydawca Zachorczewski zdenerwuje się, że Jacek znowu nie odbiera telefonu a pracodawca Doroty pomyśli nad jej zwolnieniem za opuszczenie dnia pracy bez wcześniejszego zgłoszenia. Dziś jednak wszystko było znane, normalne i przewidywalne. A jutro… kto wie, czy jutro w ogóle nastąpi…

***

Zuzanna trzymała się ściany, gdyż ciemne hotelowe korytarze oświetlało jedynie bzyczące i mrugające światło jarzeniówki. Krok za krokiem, pomału przemierzała przestrzeń dzielącą ją od klatki schodowej. Na pierwszym schodku światło nieco przygasło i bibliotekarka potknęła się w ostatniej chwili łapiąc się poręczy i przeklinając siarczyście. Z bijącym w przypływie adrenaliny sercem dotarła na dół na chwiejących się od emocji nogach. „To mi się śni, to tylko sen” uszczypnęła się w rękę. Zabolało. Czy sen może boleć? Dziewczyna rozejrzała się po holu. Wokół nie było żywej duszy. Ani, dzięki Bogu, martwej. Upiorną wręcz i nienaturalną ciszę zakłócał jedynie miarowy stukot deszczu o metalowy parapet na zewnętrznych okiennicach. W holu nie było zbyt dużo mebli – kanapa, dwa fotele i stolik, nie licząc recepcyjnego kontuaru a także wiszącego na ścianie lustra w mosiężnej ramie. Na tyłach recepcji widniała szeroka półka z hakami na klucze – łącznie kluczy było trzydzieści – jednak uważna obserwacja pozwoliła Zuzannie zauważyć brak dwóch – do pokoi 207, czyli pokoju, z którego wyszła, oraz 303. Bibliotekarka przełknęła nerwowo ślinę a żołądek ścisnął jej się boleśnie na myśl o tym, że nie jest sama. Chwilę walczyła ze sobą wpatrzona z narastającym napięciem w dzwonek aż w końcu zdecydowała się go użyć.
„Dryń, dryń” rozbrzmiało metaliczne urządzenie a jego dźwięk rozniósł się echem po całym budynku potęgowanym pustką. Zuzanna z narastającym napięciem czekała na to, co się wydarzy. Jednak mijały sekundy, potem minuty, a nie działo się nic. Dziewczyna odetchnęła głośno sama nie wiedząc, czy poczuła ulgę czy zawód. Trzeba było jednak coś postanowić – albo zostanie w tym dziwnym i przerażającym miejscu, albo też wyjdzie na dwór, aby się rozejrzeć. Co prawda deszcz nie wyglądał zachęcająco do spaceru, istniała jednak szansa, że na ulicy spotka kogoś, kto jej to wszystko wyjaśni. Albo po prostu znajdzie drogę do własnego, ciepłego i bezpiecznego domu. Gdy tak rozważała możliwości, jej ciałem wstrząsnął nagły dreszcz przerażenia - przez ułamek sekundy miała wrażenie, że w lustrze coś się odbiło – coś, co poruszało się dość szybko i było wielkości człowieka. Na domiar złego, na odzianej jedynie w podkoszulkę skórze poczuła delikatny powiew powietrza – tak, jakby ktoś przeszedł obok niej. W tej samej chwili jarzeniówka w holu zabrzęczała agonalnie i mrugnąwszy ostatnie parę razy – zgasła.

***

Staruszka mierzyła Dorotę nieodgadnionym wzrokiem. Malarka miała wrażenie, że kobieta ocenia po kolei jej garderobę, kawałek po kawałku, a potem – kiedy nasyciła już wzrok wyglądem zewnętrznym – zaczyna oceniać jej psychiczne predyspozycje. „No tak, po tym co powiedziałam dziwne, gdyby nie wzięła mnie za wariatkę” – pomyślała dziewczyna uświadamiając sobie jak głupio musiało zabrzmieć jej pytanie. Kiedy tak kajała samą siebie w myślach, starsza pani w końcu przemówiła.

- To ciekawe – zmrużyła oczy ponownie oceniając Dorotę od stóp do głów – Cóż.. jest panienka w Szalonym Mieście. Przynajmniej taką nazwę Wy nadaliście temu miejscu. Skoro panienka się tu znalazła to widocznie tak miało być. Swoją drogą – to ciekawe ile osób tu ostatnio… wpada – czy jej się wydawało, czy w głosie staruszki brzmiała nutka niezdrowej satysfakcji? – Tak czy inaczej radziłabym jak najmniej rzucać się w oczy – przede wszystkim musisz zmienić to ubranie, wygląda zupełnie nieprzyzwoicie – starsza pani pokręciła głową z dezaprobatą. – I jeszcze jedno – w miarę możliwości, postaraj się jak najszybciej wrócić… do siebie. A teraz chodź.

Zdumiona malarka bez słowa sprzeciwu podążyła za dziwaczną staruszką, przeciskając się przez wąskie uliczki i zaułki oblewane strugami deszczu. Ulice były brukowane kamienną kostką, budynki – niektóre nieotynkowane – zbudowane z szarej cegły. Miasto sprawiało wrażenie monochromatycznego, smutnego i całkowicie anachronicznego. Dla Doroty – operującej na co dzień kolorami – był to wysoce przygnębiający widok. Nie wiedziała dokąd staruszka ją ciągnie, nie miała też powodu, żeby jej ufać. To, co usłyszała w odpowiedzi, było wystarczająco dziwne i nie wzbudzające zaufania. Szalone Miasto? Wpadacie? Źle ubrana? A jednak poniekąd skazana była na nią – i mogła mieć tylko nadzieję, że starsza pani nie ma złych zamiarów.

Po kilku minutach zaskakująco szybkiego marszu staruszka zatrzymała się u rozwidlenia ulic. Skinieniem przywołała Dorotę do siebie.

- Widzisz tam w głębi? – wskazała na niewielki plac znajdujący się jakieś dwieście metrów dalej – To Targ. Tam będziesz bezpieczna. Idź, wmieszaj się w tłum, znajdź coś do ubrania i przede wszystkim – kup trochę Nadziei. Do widzenia dziecko. Niech Bóg ma Cię w opiece.

Staruszka odwróciła się i zniknęła w tej samej uliczce, z której przyszła, zostawiając zdziwioną co raz bardziej Dorotę na rogu ulicy.

***

Nadciągające ogary masywnymi kończynami, stojącymi w tak dużej dysproporcji w stosunku do karykaturalnie małej główki, uderzały rytmicznie o chodnik. Przypominało to raczej tętent końskich kopyt niż bieg psa wyścigowego. Jacek wolał nie czekać na to, czy psy obiorą go sobie za nowy cel czy też, tak jak uciekający mężczyzna w kapeluszu, miną go bez słowa. Pisarz nie miał zbyt wiele do wyboru – jako że stał w uliczce, wzdłuż której po obu stronach ciągnęły się szare kamienice, mógł albo zostać w miejscu, albo pobiec w stronę psów, lub też za mężczyzną którego goniły. Ostatecznie wybrał tę trzecią możliwość.

Niestety, choć młody wiekiem, kondycją Pan Kosecki nie grzeszył. Godziny spędzone bez ruchu przed komputerem i nieliczne tylko wypady do pobliskiego spożywczaka skutecznie pozbawiły pisarza formy. Po paru minutach biegu uświadomił sobie, że nie dogoni mężczyzny, który znikał mu z oczu co raz bardziej, stawał się malutką pulsującą w oddali kropką, aż w końcu zniknął. Na szczęście dla Jacka, szczekanie w tle też w dziwny sposób ucichło – być może psopodobne stwory również się zmęczyły, a może też ktoś przywołał je rozkazem do siebie. Jakby nie było, pisarz został sam na rogu jakiejś ulicy i skulony w pół, łapiąc powietrze niczym astmatyk, próbował uspokoić oszalałe po biegu serce. Gdy już udało mu się podnieść głowę i rozejrzeć wokół, zobaczył majaczący w oddali plac, na którym w kilku rzędach stały stoiska, kramy i małe domki z baldachimami. Wyglądało to na jakieś targowisko. Na lewo od Koseckiego ciągnęła się inna ulica – równie szara, ponura i zalana deszczem jak pozostałe, różniąca się tylko tym, że na jej końcu zamajaczył czerwony, migoczący neon z napisem HOTEL. I oto Jacek stał się świadkiem urzeczywistnienia klimatycznego opisu literackiego, jaki czasem zdarzało mu się stosować w swoich horrorach – neon zamrugał parę razy pulsującym światłem, po czym zgasł.

„ No proszę” – mruknął do siebie pisarz, zaskoczony, że takie rzeczy jednak się dzieją i to nie tylko na kartce papieru.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 15-05-2011 o 21:44.
Ribesium jest offline