Alex wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Spóźnił się i przeżył mimo to. Jadąca powoli winda pozwoliła mu na zebranie skołatanych myśli. Czy jest coś, o czym warto pamiętać, czy od razu brać się do roboty? Ekran LCD wbudowany w ścianę windy pokazywał najnowszy gorący temat wszystkich telewizyjnych hien.
Greg Rathbone został ogłoszony bohaterem niczym heros z jakiegoś komiksu. Rzekoma żelazna skóra wywołała furorę i teraz każda stacja próbowała powiedzieć coś nowego na temat widowiska. W parę godzin dziennikarze sprowadzili do swoich audycji „wielkich” profesorków, którzy mieli gadać o niczym. Bo jak mogą się wypowiadać fachowo o czymś, co nie ma racji bytu i czego się nawet na własne oczy nie widziało? Świadkowie rzadko kiedy mówią prawdę.
Ciche piknięcie windy, wyrwało go z rozmyślań. Alex wytoczył się z żelaznej klatki i ruszył korytarzem do głównej części kompleksu. Musiał się zameldować i rozpocząć pracę. Nie omieszkał po drodze, wyśmiać wszystkich niedowiarków, którzy postawili krzyżyk na jego głowie. Co prawda sam nie wierzył w swoje szczęście, ale to szczegół. Nie dowierzające spojrzenia towarzyszyły mu aż do drzwi opatrzonych pięknym i jakże sugestywnym napisem: „Wchodzisz na własną odpowiedzialność”.
Drzwi otworzył się z cichym sykiem, wpuszczając go do części laboratoryjnej, gdzie czekał na niego jego bezpośredni przełożony. Niski, otyły, z dość przyjaznym wyrazem gęby, był postrachem dla wszystkich, niezależnie od stanowiska. Właściwie, zarządzał całym kompleksem, szefowa, nie wchodziła mu w drogę jeśli chodzi o kadrę. Prawdopodobnie to za jego wstawiennictwem wciąż mógł tu praktykować. Uniesiona jedna brew dawała mu jasno do zrozumienia, że Greg, bo tak się zwał niepozorny jegomość, również nie jest najszczęśliwszy.
- Widząc twoją gębę, aż mi się coś kotłuje w brzuchu. Aż cud, że się tu dostałeś, że też musieli wziąć takiego darmozjada jak ty… - narzekał poczciwy grubasek, który obrócił się na pięcie i maszerował przed siebie dość żwawym krokiem. Nawet nie musiał wspominać, że Alex ma za nim podążać. To było oczywiste. Tak jak się spodziewał, następne 10 godzin, spędził na ciągłym bieganiu i mozolnej pracy papierkowej, chyba najgorsza kategoria kary jaką mógł dostać.
Morgan wyszedł z instytutu, z ulgą. Dawno nie dostał tak nudnej roboty, mimo ponad 3 miesięcy stażu. Odgarnął włosy z oczu i ruszył w stronę bramy. Dość późna pora widocznie nie przeszkadzała mieszkańcom miasta, ponieważ wciąż po ulicy śmigały auta w tą i we w tą. Jakby kierowcy nie mieli co robić. Pożegnał się ze strażnikiem siedzącym w budce i pomaszerował w stronę przystanku autobusowego. Nie musiał długo czekać, po jakichś 10 minutach przyjechał autobus i Alex z westchnieniem ulgi padł na jedno z siedzeń i włożył do uszu słuchawki. Czekała go co najmniej pół godzinna jazda. |