Mustang Saleen mknął przez pustynię na północy Meksyku. Mury były już doskonale widocznie. ‘Jebitnie wielkie’ pomyślał i dodał gazu. Gdzieś z tyłu na horyzoncie majaczyły jednostki Avengersów. Skurwysyny dostali pozwolenie na polowanie również po stronie Meksyku. Teraz gonili za nim korzystając z najnowszych zdobyczy techniki. Impulsy EMP waliły raz za razem nieopodal samochodu. Przyspieszył, a wyżyłowany do granic możliwości silnik zawył pięknym dźwiękiem. Z głośników dobywał się mocny rock. Chłopak uśmiechał się pod nosem, co jakiś czas zerkać w lusterko. Nie zwracał na nich uwagi, nie mieli szans go złapać. Jak zwykle. Licznik zbliżał się ku zamknięciu, a Mustang zbliżał się do muru. Ulubiony moment Shouta. Sprawdził ostatni raz GPS i skorygował kurs. Avengersi w swoich Jeepach byli coraz bliżej. Spodziewał się tego. Kilogram koki w tych czasach był wart niewiarygodne pieniądze, a on był najlepszym szmuglerem w stanach. Pięć kilometrów do muru. Wyrzucił papierosa przez okno. Dwa kilometry. Wyłączył muzykę i zamknął przeciwpancerne okno. Pół kilometra. Rozległy się strzały.
Salwa z karabinu ostudziła nieco jego zapały. ‘Poczynają sobie sukinsyny’ stwierdził i zrobił ostry nawrót o 90 stopni. Teraz jechał równolegle do muru, a strzały z karabinów odbijały się od opancerzonego samochodu. Zamknął licznik, gdy samochodem zarzuciło.
‘Oj mają rozmach mają…’ Gdy dojrzał w lusterku wybuchający pocisk z moździerza stwierdził, że chyba przeholował. Po co on rajdował w tych koszarach? No cóż ma za swoje. Z nad muru zbliżał się helikopter z automatycznym pociskiem EMP. Radar właśnie namierzał cel. Cztery sekundy do wystrzelenia. Dwie sekundy. Sekunda. Cel zgubiony, cel zgubiony, cel zgubiony. Wyskoczyło na ekranie skanera w helikopterze. Curtis zaś śmiejąc się do rozpuku leciał szybem wiertniczym do Ameryki. Do Los Angeles. Do domu…
Siedział w salonie połączonym z garażem, kuchnią i sypialnią i czyścił Mustanga. –Ech, zderzak do klepania, bagażnik też oberwał, zawsze te jebane koszta… - Zaklął jeszcze szpetnie i podszedł do lodówki. Trzy sekundy i siedział rozwalony na sofie popijając piwko. W telewizji nadawali jakiś program o mutantach niczym z wybuchu elektrowni atomowej w Krakowie, gdziekolwiek to jest. Ale trzeba przyznać, koleś niczym odlany z tytanu to było coś. No, ale już wojskowi dobiorą mu się do dupy. W sumie szkoda trochę gościa, ale jego problem. Curtis musiał opracować plan kolejnego transportu. Pracodawca miał chore warunki, aż osiem osób i zero hałasu. No jak pracowac takich warunkach. ‘Cóż, trzeba będzie mu potem zasadzić kolejnego kopa w dupę.’ Zwiększył głośność muzyki i zabrał się do naprawiania auta…
Ostatnio edytowane przez Bachal : 23-05-2011 o 20:16.
|