Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2011, 00:50   #5
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi spokojnie opuścił kasyno, chowając do kieszeni marynarki wizytówkę ważniaka. Facet chciał krupiera, to go dostanie. Mężczyzna zaciągnął się papierosem, po czym wyrzucił niedopałek do kosza. Krótkim machnięciem ręki zainteresował swoją skromną osobą jakiegoś taksówkarza. Hindus w turbanie uśmiechnął się pod brodą, ukazując białe zęby.

-Dzie pan życzy?- zapytał z tym charakterystycznym, śpiewnym akcentem. Dorian szybko zapakował się na tylne siedzenie pokryte paciorkową narzutą.

-Południowe Hepburn. Róg St. Georg i Pascal Street.- rzucił, opierając się wygodnie. Wieczorne Great City przypominało trochę Nowy Jork, ale było znacznie bardziej… ponure? Dorian zamyślił się, odruchowo sięgając po kolejnego papierosa. Sam nie wiedział co go tutaj trzymało.

-Nie palić w taksówka, psze pana.- kierowca uprzejmie upomniał szulera, nim ten zdążył włożyć fajanka do ust.

-A, tak. Już

Zibowski schował Malboro do kieszeni, odpuszczając sobie dymka. Kontrolował nałóg, głównie dzięki plastrom nikotynowym. Palenie było bardziej jego znakiem firmowym i nawykiem, niż faktycznym uzależnieniem. Pamiętał jak jakaś dziewczyna powiedziała że z papierosem wygląda jak Tom Waits.

Po kilku minutach był już na miejscu. Wieczorne życie rogu St. Georg z ulicą Pascala nie było niczym pasjonującym. Z przez okna słychać było małżeńskie kłótnie, jazgot telewizorów oraz czasami jakąś muzykę. Zibi szybko otworzył drzwi na klatkę i ruszył po schodach do swojego mieszkania. Kolejno otworzył zasuwkę, zamek i dłonią odhaczył łańcuszek trzymający drzwi przy framudze.

-Wróciłem…- mruknął bez przekonania, wchodząc do krótkiego korytarza. Stopą zamknął drzwi, jednocześnie przekręcając klucz w zamku i zamykając zasuwkę. Bez większych ceregieli rzucił marynarkę na stolik w salonie, po czym ciężko opadł na fotel stojący obok. Pobieżnie sprawdził pocztę czekającą na niego od rana i przeciągnął się, zmęczony ciężkim dniem pracy.



Dorian lubił luksus, a luksus wymaga pewnych nakładów pieniężnych. Przynajmniej sam wynajem mieszkania był tani. Hepburn to nie Downtown. Ciężkim krokiem ruszył w stronę łazienki. Koszulę, spodnie oraz resztę brudów wrzucił do kosza. Rano planował zanieść je na bieżąco do pralni. Planował, ale pewnie jak zwykle zrobiłby to gdy góra brudnych ubrań zaczęłaby wylewać się z kosza.

Po porządnym prysznicu i łyknięciu tabletki nasennej, padł na łóżko. Sen przyszedł szybko.

***

-Opinia publiczna jest wstrząśnięta zamachem jaki miał miejsce w dzielnicy New Levington. Policja Great City odmawia potwierdzenia spekulacji o tym, że eksplozja była powiązana z porachunkami gangsterskimi, ale nasz specjalista…



Dorian niemrawo wpatrywał się w ekran telewizora zamontowanego pod kuchennym sufitem. Prezenterka stała na środku ulicy, udając że dobrze się z tym czuje. Mężczyzna przełknął kolejny kęs kurczaka w ośmiu smakach. Baaardzo powoli przyswajał kolejne informacje. Wczorajsza chińszczyzna smakowała całkiem nieźle, zwłaszcza doprawiona duża ilością sosu sojowego oraz pieprzu. Śniadanie nieco bardziej wyrafinowane niż nudne płatki z mlekiem, a przy tym przyjemnie podpiekało podniebienie.

Tego dnia, Zibi stoczył się z łóżka koło dziewiątej, z trudem powstrzymując budzik od wygrywania tej cholernej melodii. Nie miał pojęcia po co dalej trzymał ten wkurzający gadżet, który kupiła mu jego ostatnia dziewczyna, Neilette. W chwili włączenia alarmu, budzik rozrzucał po pokoju kawałki geometrycznej układanki i przestawał piszczeć dopiero po umieszczeniu klocków we właściwych miejscach. Mordercza sprawa, nawet jeśli człowiek nie jest na kacu.

Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie o dość istotnym kartoniku, leżącym obecnie w koszu z brudną bielizną. Zibi ruszył przez salon, zostawiając na szklanym stoliku pudełko z jedzeniem i pewnym krokiem wszedł do łazienki. Kosz na brudy na szczęście nie uciekł. Tak samo jak portki które miał wczoraj na sobie.

Dorian sięgnął do kieszeni, wyczuwając wizytówkę od faceta z kasyna. Przekładając ją do drugiej ręki, wyciągnął z futerału na pasku swój telefon komórkowy i wpisał nabazgrany na wizytówce numer. Kciukiem nacisnął na dotykowym ekranie ikonkę „Połącz”.

Senator siedział w swoim biurze, na szóstym piętrze swojego apartamentu w Middle Park.

-Słucham?

-Tu prawdopodobnie krupier do waszej gry, panie Henderson. Miałem zadzwonić.- siedząc już na fotelu przerzucił kolejno kanały telewizyjne. Chwilo wyciszył urządzenie.

-A witam... panie... - w tym miejscu zrobił pauzę.

-Dorian.- uzupełnił, sięgając w stronę hermetycznego pojemnika z chińszczyzną.- Gdzie i kiedy dokładnie mam się pojawić i czy mam zabrać własny sprzęt krupierski?

Zapytał, po czym włożył do ust kawałek pędów bambusa.

-Tak więc miło pana poznać. Co do sprzętu... Może pan wziąć odpowiedni strój, nic więcej. Karty mam, nawet 10 talii, a żetony dostałem już wczoraj, zamówione w odpowiedniej liczbie. I jeszcze miejsce. Niech pan będzie na South Park Ave o mniej więcej 18. Drugi kwartał od strony rzeki. Proszę wypatrywać tabliczki przy drzwiach "Senator Henderson". Jak pan ją znajdzie, proszę wejść i podejść do recepcji. Co do obcych to kazałem być nieufny, więc proszę się zameldować, że idziesz do mnie. Recepcjonista się ze mną połączy i ciebie wpuści. Następnie proszę wjechać na ostatnie piętro, mój gabinet będzie prawie naprzeciwko windy. Czy te informacje wystarczą?

-Tak. Wystarczą. Będę punktualnie. Do widzenia.- odczekał aż rozmówca odpowie, po czym rozłączył się. Komórkę rzucił na sofę obok siebie. Z zadowoleniem włączył ABC gdzie aktualnie leciał jego serial „Castle”. Obserwując Stanę Katic w roli Kate Beckett, zabrał się za jedzenie.

***

Punkt 17:55 stanął przed właściwymi drzwiami South Park Ave. Ostatni raz poprawił na głowie swój kapelusz oraz wygładził wszystkie zagniecenia na czerwonym, podszytym jedwabiem stroju krupiera, przywiezionym jeszcze z Europy. Pewnym krokiem ruszył w stronę recepcji. Lekko podwinięte nogawki odsłaniały przy każdym kroku, szpanerskie obuwie krupiera.

 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline