Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2011, 18:02   #4
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Powiadają że potwory nie istnieją, powiadają że wampiry nie istnieją, a duchy to tylko wyobraźnia wystraszonego dziecka bojącego się ciemności.

Jestem przykładem na istnienie wszystkich tych zaprzeczeń. Stałam się potworem w mniemaniu ludzi, stałam się wampirem i widzę duchy.

Wszystko zaczęło się wiele lat temu w przepięknym mieście Wenecja. Centrum świata dla mojej rodziny. Dumnych i zadufanych w sobie kupców.
Kiedy miałam 10 lat pierwszy raz zobaczyłam coś czego nie powinnam, coś co nie powinno istnieć, zobaczyłam ducha. Ducha małej dziewczynki która przyszła do mojego pokoju. Na początku chciałam się z nią zaprzyjaźnić, porozmawiać, ale ona tylko stała i patrzyła. Była jakby przezroczysta, a kiedy podeszłam do niej poczułam chłód a ona zniknęła. Przestraszyłam się. Pobiegłam do swojej niani i opowiedziałam co widziałam. Tym razem to ona się przestraszyła, kazała mi iść do swojego pokoju i nikomu o tym nie mówić. Przekonywała mnie że na pewno był to tylko zły sen i żebym tego nie opowiadała bo inni mogą to źle zrozumieć. Od tamtej pory dziwnie mi się przyglądała, a dwa miesiące później wymówiła służbę u moich rodziców. Nie wiedziałam co miała wtedy na myśli, ale posłuchałam jej, każde moje następne spotkanie z duchami przemilczałam. Nasz zmarły kamerdyner, który snuł się po korytarzach, jakaś kobieta która przechadzała się po parku w posiadłości wuja. Zawsze się zastanawiałam dlaczego oni wszyscy są smutni.

Ksiądz w jednym z kazań wspomniał kiedyś że dusze ludzi którzy zostawili jakieś niezałatwione sprawy na ziemi błąkają się po niej nie mogąc znaleźć spokoju. Sam chyba nie wiedział jaki był bliski prawdy. Z czasem moje dziwne zdolności rozwinęły się, zaczęłam miewać sny, często niezrozumiałe, dziwne. Z czasem zaczęły nabierać sensu. Śniły mi się czasami rzeczy które dopiero miały się wydarzy. Jak ostrzeżenia z przyszłości. Początkowo były to małe rzeczy, stłuczony przez zemnie wazon śnił mi się w skorupach kilka dni wcześniej. Wypadek mojego brata podczas nauki szermierki, śmierć naszej kucharki pod kołami powozu. Przerażało mnie to coraz bardziej. Moją największą głupotą było zwierzenie się z tego matce. Miałam wtedy 12 lat. Wysłuchała mnie, a i owszem. Potem wyszła z pokoju bez słowa, nie odzywała się do mnie przez kilka dni, nie uczestniczyła w posiłkach na których byłam. Przyszła do mnie kilka dni później i oznajmiła ze podjęli z ojcem decyzję wydania mnie za maż, że kiedy zostanę matką i żona głupoty same wywietrzeją mi z głowy, a do tego czasu powinnam się modlić do Boga o rozum.

Wydali mnie za mąż za wspólnika mojego ojca. Staruch miał prawie 35 lat, jego żona zmarła kilka lat wcześniej nie dając mu potomka. Cóż po tym kiedy go poznałam bliżej jako już małżonka wcale się temu nie dziwiłam. Odwiedzał mnie raz w miesiącu o ile nie był pijany, lub w podróży. Bardzo szybko nauczyłam się znajdować sobie inne towarzystwo. Nie stroniłam od zabaw i hazardu, miałam kilku kochanków, ale zawsze potrafiłam być bardzo dyskretna, zresztą mojemu mężowi było to raczej obojętne. Przynajmniej tak myślę teraz, wtedy byłam tylko rozkapryszona, urażona i żądna nowych wyzwań. Na jednym z przyjęć wydawanych w Wenecji, praktycznie każdej nocy, poznałam Mercedes podobnie jak ja znudzoną życiem małżeńskim dziewczynę, która opowiedziała mi o demonach, czarnych mszach, zaklęciach i duchach. Bardzo mi się to spodobało. W końcu ktoś komu mogłam opowiedzieć o swoich snach i zwidach. Kiedy jej to mówiłam uśmiechała się, teraz wiem, że myślała, że zmyślam podobnie jak ona, żeby ubarwić swoje życie. Wciągnęła mnie do sekty. Nie pamiętam nawet jak się nazywała, grunt że mogliśmy się spotykać w piwnicach, śpiewać pieśni, oddawać się grzesznym rozkoszom. Ci ludzie nie wiedzieli zbyt dużo, nie znali się na magii ani na snach, ale i tak lepiej się z nimi czułam niż z własna rodziną.

Teraz dopiero wiem jakie było to głupie, ale wtedy kiedy miałam 15 lat i byłam opuszczona przez wszystkich w swojej inności ci ludzie stanowili dla mnie coś bardzo ważnego. Wszystko skończyło się pewnej nocy na cmentarzu w pobliżu Wenecji. Nasz mistrz oznajmił nam którejś nocy, że spotka nas zaszczyt poznania kogoś bardzo potężnego, ściganego przez kościół za czary. Miał się z nami spotkać i przekazać nam swoja wiedzę z dala od wszystkich, żeby nie ściągać na siebie ciekawych oczu. Wybór padł na opuszczony cmentarz. Byłam podekscytowana jak dziecko wizją spotkania kogoś naprawdę ważnego i mającego wiedzę, miałam do niego tyle pytań. Przeczytałam chyba wszystkie książki do jakich miałam dostęp o okultyzmie, magii, siłach nadprzyrodzonych. Boże jaka to była głupota. Mój ukochany małżonek znowu gdzie wyjechał więc bez przeszkód pojechałam na spotkanie.

Wszystko odbywało się na początku jak zwykle, wszyscy w ceremonialnych szatach, w maskach na twarzy braliśmy udział w nieznanym nam rytuale. Przewodnikiem tym razem był mężczyzna w masce węża przedstawiony przez naszego mistrza jako człowiek na którego wszyscy czekaliśmy. Zaczął intonować jakąś dziwną hipnotyczną pieśń której wszyscy się poddaliśmy kołysząc się w takt jego głosu. Zaczęliśmy wtórować mu w jego pieśni. W pewnej chwili mężczyzna zrzucił szaty, a maska okazała się być jego twarzą, nikt chyba oprócz mnie tego nie zauważył. Pól mężczyzna, pół wąż kołysał się jak kobra w rytm śpiewanej przez nas pieśni. Wysunął kły i rzucił się do szyi naszego mistrza. Nikt się nie poruszył, nie wydał nawet żadnego dźwięku kiedy rozrywał mu gardło. Nie byliśmy już sami, spomiędzy nagrobków zaczęli wyłaniać się podobni do niego, rzuciłam się do ucieczki. Tamci napadli na pozostałych członków mojej sekty którzy stali nadal zahipnotyzowani dziwna pieśnią przywódcy. Jeden z nich rzucił się w pogoń za mną.
Udało mi się dobiec do powozu, tam mnie dopadł i powalił na ziemie. Widziałam jego kły i rozdwojony język kiedy lizał moja szyję, jakby smakował mój strach. Odchylił się do tyłu jak zwierze gotujące się do ataku i wtedy jego głowa potoczyła się w bok, a jego ciało przycisnęło mnie do ziemi. Nie krzyczałam, byłam chyba zbyt przerażona. Nade mną pojawiła się jakaś postać, podała mi rękę i wyciągnęła spod trupa. Przede mną stał mężczyzna. Koło mnie zmaterializował się drugi. Był cały zakrwawiony. Uśmiechał się, oznajmił mojemu wybawcy że sprawa załatwiona, później patrzył na mnie drapieżnym wzrokiem, jakby badając mój smak. Teraz wiem że moje przypuszczenie było bardzo trafne.

Mój wybawca przedstawił się jako Cabalus i zaczął mnie wypytywać co tu robię, jak udało mi się uciec. Kiedy opowiedziałam mu co wydarzyło się na cmentarzu tylko pokiwał głową i się uśmiechnął. Odwrócił się do drugiego mężczyzny ze stwierdzeniem.
- Nada się Gregoriusie, a potem błyskawicznie odwrócił się w moja stronę i wgryzł się w moja szyję. Nie zdążyłam nic zrobić, poczułam tylko ugryzienie i spokój jaki mnie ogarnął, świat zawirował i zgasł.

Nazywam się Diana Lukrecja i tamtej nocy narodziłam się jako wampir. Dziecię Cabalusa, potężnego sługi nocy.

Zabrał mnie do swojego zamku w Alpach, gdzie poznałam pozostałe jego dzieci i innych członków jego koterii. Od tamtej chwili nie widziałam słońca, jestem dzieckiem nocy i codziennie uczę się o sobie czegoś nowego. Na początku myślałam że jesteśmy potężni, cudowni i wspaniali, a moc członków naszej koterii jest nieograniczona, że kiedyś stanę się tak potężna jak oni. Że jesteśmy panami nocy. Tak myślałam do pierwszego spotkania z wampirem spoza naszej koterii, wtedy o mało wszyscy byśmy nie zginęli.
Bruno mój brat krwi, Hjordis podopieczna Cabalusa, córka jego brata Hagarda i Mariusz syn Aureliusza. Każde nasze późniejsze opuszczenie zamku wiązało się z coraz boleśniejszymi naukami o życiu istot nocy i o tym jak mało wiemy o świecie na jaki sprowadził nas Cabalus.

Kielich goryczy tych nauk przelał się w momencie przypadkowego odnalezienia przez nas naszej pramatki Thiamat. Był to przypadek brzemienny w skutkach. Jako młode wampiry wysłane przez pramatkę w świat polityki i walki o władzę w Konstantynopolu, stolicy wampirzego świata nie przygotowani na to co spotkamy i jak poruszać się w tym świecie dostaliśmy nauczkę jakiej nie zapomnimy do końca naszego życia. Nasze nieudolne próby lawirowania w polityce której nie znaliśmy doprowadziły do zamordowania Mariusza przez naszego króla Kapadocjusza. Pozostali zostali wydaleni ze stolicy z zakazem powrotu. Nie mogliśmy nic zrobić, nie mieliśmy nikogo po swojej stronie kto mógłby nam pomóc. Z wyrzutami sumienia wróciliśmy do domu.

Wampiry nie maja snów, przynajmniej tak powiadają, ja nadal śnię. Śnię o przyszłości jak w dzień śmierci Mariusza śniłam o złych rzeczach, ale to zignorowaliśmy, te sny są enigmatyczne, zamazane, przynoszą zazwyczaj tylko niepokój. Śnię o przeszłości o rzeczach jakie się wydarzyły, o tym jak zostałam przemieniona.

Kiedy mieszkałam jeszcze w Wenecji także prowadziłam życie praktycznie nocne. Przesypiałam całe dnie ukryta w łożu za grubymi kotarami, żeby blask słońca nie padał na mój sen, a w nocy oddawałam się dzikim tańcom, przyjęciom. Teraz też mogłabym tam żyć, z tą różnicą że na przyjęcia chodziłabym szukać pożywienia nie kochanków, a może jedno i drugie. Może kiedyś się przekonam jak to jest. Nie pamiętam prawie wcale już mojego życia jako człowieka, jedynie przebłyski. Moi bliscy prawdopodobnie już nie żyją.

Staram się zgłębić tajniki mojego nowego wcielenia, dlaczego widzę nadal duchy, jak mogę się z nimi porozumiewać, dlaczego śnię i jak mogę to wykorzystać. Ojciec sam był zdziwiony kiedy dowiedział się o moich zdolnościach. Nie ma go jednak teraz z nami, wyjechał wezwany przez pramatkę.

Siedzę nad księgami, czasami uczę się walki podpatrując Hjordis moją dziką siostrę. Chciałabym stąd wyjechać, wiem jednak że jest na to jeszcze za wcześnie. Moje życie jako wampira dopiero się zaczęło, a już dostałam niezłą nauczkę. Nie chcę zaprzepaścić przez własna głupotę daru jaki otrzymałam od Cabalusa.

Nudzę się.

Tęsknie za Mariuszem.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)

Ostatnio edytowane przez Efcia : 01-06-2011 o 14:53.
Suriel jest offline