Nie pamiętała już od jak dawno dryfują po morzu. Ale czy to miało w ogóle jakieś znaczenie? Iwona siedziała w kabinie opierając się o Marka, jej przyjaciela z odwykarni. Podenerwowana co rusz sięga do małej kieszonki plecaka macając torebkę z białym proszkiem.
Wysłuchała propozycji drugiego towarzysza i dorzuciła swoje trzy grosze:
-Moglibyśmy odwiedzić mój prywatny garaż. Mam tam Harleya- na chwilę w jej oku pojawił się blask, który zgasł, równie szybko jak się pojawił.
Nagle wstała i poprosiła Marka na słówko.
Odcięli się od innych i wtedy wylała gorzkie żale.
-Marek, ja już nie mogę, tak bardzo chce wciągnąć sobie kreskę- powiedziała ze łzami w oczach- boję się, już od dawna nie czułam czegoś takiego.
Wiedziała, że wyciągnie do niej pomocną dłoń.
-Weź pod uwagę, że te męczarnie przez które przeszłaś pójdą się paść. Teraz dajesz się prochom, teraz kiedy możemy już niedługo wyjść na brzeg i kto wie, może życie zacznie się od nowa. A tak w ogóle to skąd to masz? Mam propozycję; weź to wywal do wody tylko przy mnie. Wyobraź sobie, że to co wyrzucasz to jest rak. Masz szansę łatwo usunąć go z organizmu, inni nie. Jako zajęcie dam ci to - wziął jakąś grubą książkę i wręczył Iwonie - Mi to pomogło, nie chciało mi się pić tak bardzo dzięki temu. Ale znowu mnie to męczy - i podniósł ręce, które zaczęły drgać - Mówię ci, wywal to - spojrzał stanowczym wzrokiem najpierw na twarz przyjaciółki potem na miejsce spoczynku woreczka.
Lekko rozedrgana rozejrzała się dookoła.
-Masz rację...- pokiwała smutno głową.
Wzięła plecak, otworzyła kieszonkę i wyjęła torebeczkę z owym proszkiem. Pokazała Markowi i wyrzuciła za burtę.
Przyjęła od niego książkę i uścisnęła najlepszego przyjaciela.
__________________ "Już, już, bo nie będzie gier wideo..." |